W naszym cyklu „Mleczny Start wspiera super mamy” częstochowianki dzielą się swoimi doświadczeniami dotyczącymi odżywiania dzieci. Opowiadają nam jak zachęcają swoje pociechy do spożywania wartościowych posiłków i jak radzą sobie z niejadkami. Dzisiaj rozmawiamy z Beatą Kożdoń, mamą 10-letniej Zuzi i 12-letniej Julii.
Śniadanie to podstawowy posiłek dla każdego, ale dla dziecka szczególnie. Niestety, często nasze pociechy niechętnie jedzą śniadania. Czy pani córeczki również?
– Zuzia i Julia, choć są szczuplutkie, nie marudzą przy jedzeniu. Wpoiłam im zasadę, że jemy po to, by żyć i mieć siły do pracy, nauki.
Przy mlecznych produktach również nie marudzą?
– Od małego chętnie piły mleko i jadły różnego rodzaju jego przetwory. Piły nawet mleko od kozy i wcale, a wcale, nie wybrzydzały. Do dzisiaj uwielbiają mleko z różnego rodzaju dodatkami, a także kaszki i musli, zwłaszcza te wsparte owocami. Bardzo też lubią jogurty i serki homogenizowane. Chętnie jedzą nabiał, czasami Julii muszę nawet ograniczać mleczne produkty, bo jest uczulona na białko.
Co przygotowuje pani córkom na śniadania?
– Naturalnie urozmaicam je, rutyna i powtarzalność jest zgubna. Najbardziej „szalejemy” w weekendy, gdy mamy więcej czasu. Wówczas przygotowujemy uczty śniadaniowe. Na stole pojawiają się: jajecznica, różne propozycje twarożków – choć ze szczypiorkiem i rzodkiewką na słono jest najbardziej ulubiony – kakao, parówki. I to wszystko z pachnącymi, świeżutkimi bułeczkami, które rano nabywam bez problemu, gdyż mamy sklepik w naszym bloku. W tygodniu, gdy rano czas płynie błyskawicznie dziewczynki często jedzą kaszki i serki homogenizowane.
I nigdy nie trzeba było przymuszać dziewczynek do jedzenia?
– Uważam, że zmuszanie do jedzenia szkodzi. Dzieci uprzedzają się do spożywania posiłków, ba nawet nabierają wstrętu do jedzenia.. Pamiętam jak moja mama, martwiąc się moim anemicznym wyglądem, ciągle coś mi pakowała do buzi. Nie wspominam tego z zachwytem, dlatego teraz raczej zachęcam do jedzenia niż przymuszam. I w przypadku Zuzi i Julii ta metoda sprawdza się doskonale. Dziewczynki jedzą z apetytem wszystko, choć naturalnie mają też swoje ulubione potrawy. Ubóstwiają drugie dania, czyli kotlet to stały punkt naszego codziennego menu. Zuzia uwielbia też czerwony barszcz i żurek.
A jakie śniadania przygotowuje pani córkom do szkoły?
– Zawsze dostają kanapki z tym, co lubią: twarogiem, serkiem żółtym czy wędliną – bardzo lubią salami. Do tego jakaś słodka niespodzianka, owoc i napój owocowy lub mleczny.
Czy ma pani jakieś pryncypia żywieniowe?
– Dzieci jedzą pięć posiłków dziennie. To moje pierwsze przykazanie. Staram się też, by posiłki nie były zbyt kaloryczne i tłuste. Moi rodzice stosują tradycyjną, polską kuchnię, dla mnie jest to zbyt ciężkie. I tego nauczyłam moje dziewczynki. Ale w niedzielę, gdy wybieramy się do moich rodziców na obiad, odstawiamy tę zasadę na bok. Rozpinany guziki przy spodniach i pałaszujemy kaloryczne smakołyki przygotowane przez babcię i dziadka.
Czy wybierając produkty dla dzieci kieruje się pani poradami lekarzy bądź reklamami? Może korzysta pani z rad swojej mamy czy koleżanek?
– Julia jest alergikiem, gdy była mała słucham wskazówek lekarza. Teraz bazuję na własnym doświadczeniu. Lata praktyki, obserwacji dziewczynek owocują tym, że wiem jak z nimi postępować. Ale czasem córki same wskazują, co chcą jeść. Na przykład Zuzia, gdy usłyszała od swojego wychowawcy, że powinna spożywać jak najwięcej zieleniny, by podnieść poziom żelaza we krwi, bezustannie prosi o zieloną pietruszkę, koperek, sałatę czy brokuły. Produkty reklamowe sprawdzamy. Jeśli dziewczynkom smakują jakieś reklamowane kaszki czy serki to oczywiście włączam te produkty do jadłospisu. Uważam, że są zdrowe i zawierają dobre składniki odżywcze.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA