MYŚLENIE NIE BOLI
Dawno temu, kiedy słowa miały jeszcze właściwy sens, hieny cmentarne stanowiły margines społeczny, potępiany przez zdecydowaną większość obywateli. Dziś, uprawianiem tego procederu zajmuje się spora grupa powszechnie szanowanych Polaków, których potępiać nie uchodzi. To oni wszakże kształtują opinię, decydują co i kiedy należy Polakom powiedzieć, jak wytłumaczyć, żeby przypadkiem nie wysnuli błędnych wniosków (co przetłumaczyć należy – żeby nie zaczęli myśleć samodzielnie).
Od początku żałoby po katastrofie smoleńskiej, tęgie umysły pracowały nad odwróceniem uwagi od niespotykanej solidarności Polaków wobec tej tragedii. Nie podobało się mędrcom od Jedynie Słusznej Wersji Zdarzeń, że potrafimy analizować i wyciągać wnioski. No i zaczęło się. Najpierw był poseł z Lublina: „Lech Kaczyński ma na rękach krew tych, którzy zginęli, a rodzina tragicznie zmarłego prezydenta powinna przeprosić”. Stwierdził również zaistnienie konieczności zbadania, czy prezydent Kaczyński nie był pod wpływem alkoholu, gdy wchodził na pokład samolotu Tu-154M 10 kwietnia. Dalej było haniebne perorowanie o śp. pośle Przemysławie Gosiewskim widzianym na dworcu we Włoszczowej i wiele, wiele jeszcze, w myśl zasady im gorzej tym lepiej. Nie ustępowali mu ani premier, ani prezydent. Oni byli delikatniejsi, ale sugestie dotyczyły dokładnie tych samych kłamstw, które propagował kolega klubowy. No i kuriozum, albo rozdwojenie jaźni, czyli min. Bogdan Klich. Najpierw słowa wypowiedziane na pogrzebie gen. Błasika: „Andrzeju, mieliśmy się spotkać w innych okolicznościach. Miałeś otrzymać kolejną gwiazdkę, która ci się należała.” I w pół roku później, diametralnie różna wypowiedź w jednej z zaprzyjaźnionych telewizji, też dotycząca śp. gen. Błasika: „Tak, po katastrofie CASY, uważałem, że należy zdymisjonować gen. Błasika, ale ze strony Pałacu Prezydenckiego był jednoznaczny sprzeciw.” Tego co mówili marszałek Niesiołowski czy poseł Kutz, przytaczać nie będę, bo nie zwykłam babrać się w ekskrementach. Sączą więc hieny trupi jad, a oddani redaktorzy i redaktorki dają i nam szanse choć liznąć go nieco, za pośrednictwem publicznej TV. Czynią to ochoczo i z gorliwością pań pracujących w instytucji o nazwie nieco podobnej, bo też z przymiotnikiem „publiczny” w nazwie. No, ale im z pewnością płacą za te usługi duuuużo więcej. Zresztą nie tylko o finanse chodzi, są jeszcze prestiżowe stanowiska, odznaczenia, nominacje, zaszczyty przeróżne, włącznie z dopuszczeniem na salony, choć stamtąd zapachy bardziej szambo niż perfumerię przypominające, ale cóż, de gustibus non est disputandum (gustach się nie dyskutuje), jak mawiali starożytni.
Dziś hiena jest po prostu „spoko”! Ma zawsze rację, wspiera Orkiestrę Owsiaka, zachwyca się sztuką erotyczną z wątkami sakralnymi, rechocze na widok modlących się przy Krzyżu i popada w niemy zachwyt na dźwięk słów mędrców o tępych Polakach, mordercach i rasistach. Właściwie to przecież wcale nie hiena tylko autorytet, odarty wreszcie z nacjonalistyczno-ksenofobicznych naleciałości, otwarty na zgodę co buduje i pojednanie między narodami. Proponuję słuchać i zapamiętać zarówno słowa, jak ludzi, którzy je mówią. Już niedługo przyjedzie nam znów dokonywać wyborów. Muszą być świadome, więc nawet jeśli komuś bardziej odpowiadają hieny, niechże potrafi je rozpoznać, żeby się nie pomylić.
ANNA DĄBROWSKA