Tzw. „martwy sezon”, to wakacje dla żużlowców. Nie wszyscy jednak mogą sobie pozwolić na wypoczynek. O tym, jak reprezentanci Włókniarza spędzają przerwę w rozgrywkach informować będziemy Państwa w nowym dziale, który zatytułowaliśmy „Lwy poza torem”. Pierwszy odcinek cyklu poświęcamy Anglikowi Lee Richardsonowi.
Richardson leczy kontuzję
W połowie września Lee Richardson doznał uciążliwej kontuzji pachwiny. Miało to miejsce w meczu w ramach Elite League w Coventry. Mimo ogromnego bólu postanowił wystąpić jeszcze w kilku spotkaniach, stary umożliwiły mu przeciwbólowe zastrzyki, które przyjmował. Teraz, gdy sezon się zakończył, żużlowiec Włókniarza ma czas na uporanie się z dolegliwościami. Richardson ma nadzieję, że operacja, którą ma przejść, przyniesie oczekiwane rezultaty.
– Rozmawiałem z dwoma specjalistami o swojej kontuzji. Prawdopodobnie jeden z nich przeprowadzi operację, która pomoże powrócić mi do pełni formy. Jest jednak mały problem. Tego typu operacja wiąże się z długotrwałą rehabilitacją, a ja nie jestem bardzo młody i nie mogę sobie pozwolić na lekceważenie tego problemu. Myślę, że pozostało mi około 8, może 9 lat ścigania, dlatego muszę podjąć to ryzyko i poddać się zabiegowi. Muszę być zdrowy przed nadchodzącym sezonem – informuje na swojej oficjalnej stronie internetowej Richardson.
Jak mówi sam, takie kontuzje zdarzają się w żużlu i trzeba mieć świadomość, że są one uciążliwe, a powrót do pełni zdrowia zajmuje trochę czasu. Przyznał, że ryzykowanie zdrowia i przyjmowanie zastrzyków nie było najmądrzejszym posunięciem.
– Największym problemem obecnie jest zgrubienie w pachwinie, co powoduje, że mięśnie oraz ścięgna nie są w najlepszej kondycji. Abym mógł przejść operację muszę czekać aż minie zapalenie tego miejsca. To trochę potrwa – dodaje Anglik.
Miejmy nadzieję, że sympatyczny Richardson szybko upora się z problemami i już w pełni zdrowy będzie mógł przystąpić do budowania swojej formy przed sezonem 2008.
PIOTR ROJEK