W latach powojennej wrogiej polityki państwa wobec Kościoła katolickiego zdecydował się zostać kapłanem. Po kilkukrotnych cyklach odwilży i zaostrzenia walki z religią, zorganizował w Częstochowie nową parafię i zbudował dla niej monumentalny kościół, choć niewielu wierzyło, że jest to możliwe. Pozostawił po sobie nie tylko to namacalne dzieło, ale żyje nadal w pamięci tych, którzy spotkali go osobiście. Obecnie nie ma chyba częstochowianina, który nie kojarzyłby charakterystycznej bryły kościoła Św. Wojciecha Biskupa i Męczennika.
Przyszedł na świat 12 lutego 1927 w Dankowicach niedaleko Krzepic, w religijnej, pracowitej, rolniczej rodzinie Stanisława i Heleny z domu Mroczek. Miał 2 siostry i 5 braci. Swoje dzieciństwo określał jako szczęśliwe – wcześnie nauczył się czytać i pisać, przez co ojciec zdecydował się posłać go do szkoły w wieku 6 lat. Ukończył 4-oddziałową szkołę w Dankowicach, potem 2 lata uczył się w Krzepicach, a po wybuchu wojny 7. rok nauki ukończył w systemie tajnych kompletów.
Młody Józef Słomian
W wieku 15 lat w zastępstwie za siostrę pojechał na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie palec Boży „skierował” go do pracy u uczciwego i religijnego stolarza, który traktował go „po ludzku” i w wolnych chwilach dawał do poczytania Biblię. Pokłosiem tego wyjazdu, oprócz odkrycia powołania do kapłaństwa, była także dobra znajomość języka niemieckiego, w latach późniejszych już jako ksiądz często powtarzał gramatykę i słownictwo z podręcznika, co pozwoliło mu nawet w późniejszym wieku swobodnie porozumiewać się w języku Goethego. Powróciwszy do rodzinnej ziemi po zakończeniu wojny, złożył tzw. „małą maturę” gimnazjalną w 1947 roku, a licealną z wyróżnieniem w 1949. Podobnie jak Św. Jan Paweł II, boleśnie przeżył nieco przedwczesną śmierć matki w roku swojej „małej matury”, ojciec natomiast dożył roku 1975.
We wspomnieniach nieraz podkreślał wspaniałych księży, wychowawców i pedagogów z tamtych dni. Potrafili oni skutecznie zachęcić do wartościowej lektury, zwłaszcza religijnej, niejednokrotnie sami dając przykład głębokiej i żywej wiary, jak prof. Jadwiga Myszczyńska. Warto zauważyć że krzepiczan charakteryzuje silne poczucie lokalnej wspólnoty, a znani ludzie stamtąd pochodzący są bardzo dumni ze swych rodzinnych stron.
Młody Józef został klerykiem Seminarium Duchownego w Krakowie, a pełne studia filozoficzno-teologiczne ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim. Należał do ostatniego rocznika absolwentów wydziału teologicznego Uniwersytetu, zlikwidowanego przez komunistyczne władze. Święcenia kapłańskie otrzymał 27 czerwca 1954 w katedrze częstochowskiej z rąk ówczesnego biskupa ordynariusza Zdzisława Golińskiego.
Józef Słomian kapłanem
Pierwszą placówką jako wikarego była parafia Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Myszkowie, gdzie „zasłynął” z prowadzenia katechez dla dzieci i młodzieży „w sadzie pod jabłonką”, wskutek braków lokalowych parafii. Niepokojony przez Służbę Bezpieczeństwa oraz przez pewną niechęć ludzi i ich brak zrozumienia dla niekonwencjonalnych rozwiązań, przeniesiony został do Przyrowa. Generalnie był człowiekiem umiejącym zjednać sobie większość ludzi, czego przykładem była przychylność „mieszczan przyrowskich”, jak ich określił w oparciu o historię tej miejscowości.
Znacznie dłużej już trwała posługa na kolejnej parafii: od 1957 był prefektem i wikarym parafii Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi. Z jednej strony czekało go tam bardzo dużo pracy, ale z drugiej miał większą możliwość wykorzystania swoich talentów. Poza trudnymi do zmierzenia owocami pracy duszpasterskiej i katechetycznej, należy wymienić takie „namacalne i przyziemne” osiągnięcia, jak zbudowanie alejki o twardej nawierzchni na miejscowym cmentarzu oraz żelbetonowych (w miejsce próchniejących drewnianych) schodów (tu pomogła umiejętność zjednywania sobie ludzi połączona z przychylnością władz miejskich). Ponadto wspomnieć należy zbudowanie kamiennego ołtarza i doprowadzenie do konsekracji kościoła, przeniesienie ambony w miejsce umożliwiające lepszy kontakt z wiernymi oraz pomalowanie ścian wewnętrznych świątyni.
Wszystko to wpłynęło na zyskanie w środowisku duchownych opinii bardzo obrotnego, pracowitego i operatywnego księdza. Ksiądz Stanisław Jasionek, dawny ministrant z tej parafii wspominał po latach podziw, jaki miał dla „energicznego, pełnego polotu, elokwentnego i inteligentnego” wikarego Józefa Słomiana. Mieli później okazję razem pracować „u Św. Wojciecha” w Częstochowie.
Po 6 latach intensywnej posługi kończy się „etap czeladzki” i ksiądz Słomian zostaje powołany na wikariusza w parafii pw. Św. Józefa w Częstochowie, na Rakowie, gdzie spędzi kolejne 6 lat. Tutaj także był ceniony jako katecheta i kaznodzieja. Jako przykład można wymienić pewną nietypową sytuację, z jaką się spotkał. Poproszono go o wygłoszenie rekolekcji tytułem nagłego i niespodziewanego zastępstwa za chorego rekolekcjonistę. Z początku nie chciał się tego podjąć, ale z braku innych rozwiązań dał się przekonać. Rekolekcje te pomimo braku możliwości należnego przygotowania okazały się bardzo udane, zarówno pod względem frekwencji słuchaczy, jak i przystępujących do sakramentu pojednania.
Autorowi znana jest też opowieść z pierwszej ręki o sytuacji, kiedy ks. Słomian odwiedził po kolędzie rodzinę, która przeżywała duże trudności materialne. Bez wahania zdecydował się zostawić u niej tytułem doraźnej pomocy kopertę z ofiarą wręczoną przez jedną z wcześniej odwiedzonych rodzin.
Ksiądz proboszcz Józef Słomian
Przyszedł rok 1968, ówczesny biskup ordynariusz częstochowski dr Stefan Bareła zaproponował księdzu Słomianowi bardzo pionierskie zadanie zorganizowania parafii dla nowopowstałej częstochowskiej dzielnicy Tysiąclecia, gdzie dotąd nie było kościoła parafialnego. Kanonicznie parafia powołana została dekretem nr 187/69 20 stycznia 1969. Władze wojewódzkie zostały o tym fakcie poinformowane stosownym pismem, zgodnie z umową między Episkopatem a rządem PRL jeżeli strona rządowa w ciągu miesiąca na pismo nie odpowie, należy uznać że nie zgłasza sprzeciwu. Pomimo braku odpowiedzi w tym terminie, władze nie chciały uznać powołania nowej parafii. Zaproponowały, aby wysłać do nich ponownie pismo celem udzielenia oficjalnej aprobaty. Był to jednak podstęp – w terminie kolejnego miesiąca częstochowska kuria otrzymała oficjalną odpowiedź… odmowną! I to pomimo wcześniejszego wydania parafii księgi podatkowej.
Parafia jednak rozpoczęła działalność, choć władze administracyjne przeszkadzały jak tylko mogły. Początkowo ksiądz proboszcz miał możliwość mieszkać przy parafii pw. Św. Jakuba przy ul. Kilińskiego 8 i korzystać w celach duszpasterskich z sal katechetycznych (nie zaś samego budynku kościoła) i tam odprawiano pierwsze Msze Święte. Na pierwszą z nich przybyła jedna osoba i to z parafii Św. Jakuba. Ks. Słomian był człowiekiem, którego początkowe trudności bardzo mobilizowały, stąd w najbliższy piątek udał się na „spacer” ulicami dzielnicy Tysiąclecia, „zaczepiał” napotykanych przechodniów, przedstawiając się i informując o nowej parafii, na koniec zapraszając na Eucharystię. I od kolejnej niedzieli stopniowo zaczęła wzrastać frekwencja na Mszach Św. niedzielnych, aż sale zaczęły „pękać w szwach”, a wierni niekiedy mdleli. Do tego stopnia, że na Święta Bożego Narodzenia biskup wydał zgodę na odprawienie dwóch pasterek: o godzinie 23 oraz 24. Pierwszym wikarym parafii został ks. Janusz Struski.
Do tej pory społeczność dzielnicy miała charakter niezintegrowany, w ogromnej większości składała się z ludności przybyłej z różnych stron Polski i wyjeżdżających w strony swojego pochodzenia na czas ważniejszych świąt czy innych okazji. Nie miała ugruntowanej tradycji ani ośrodka jednoczącego, jakim z powodzeniem mógłby być kościół parafialny. Brakowało im doświadczenia wspólnoty.
Jak nietrudno zauważyć, deficyty lokalowe sprawiały też ogromną trudność w katechizacji około 2000 dzieci i młodzieży. Stąd podjęto decyzję aby 6 lipca 1970 zakupić połowę starego domu przy ul. Chłopickiego 36 i przeznaczyć jego pomieszczenia na cele katechizacji (nie było sadu, jak w Myszkowie). Ze względu na nieprzychylną postawę władz należało szybko działać, zatem sezon wakacyjny poświęcono na odremontowanie domu i jego pomieszczeń, zameldowano ks. wikarego Kazimierza Mielczarka. Miejska Rada Narodowa w Częstochowie (mimo braku wyraźniej potrzeby) skorzystała z prawa pierwokupu nieruchomości, według wówczas obowiązującego prawa. Początkowo walka o zachowanie domu polegała na korespondencji pomiędzy władzami miasta a diecezji. Wiosną 1973 władze miejskie przystąpiły do „frontalnego ataku”, kierując ekipę budowlaną do zburzenia domu. Początkowo podstępnie przekonywano księży, że ekipa ma przeprowadzić jedynie prace zabezpieczające, jednak szybko okazało się, że dokonują szybkiej dewastacji. W międzyczasie pozostali lokatorzy skierowani zostali do mieszkań zastępczych, lokalu zastępczego odmawiano natomiast parafii (wbrew obowiązującemu wówczas prawu). Niektórzy robotnicy odmawiali pracy przy tym pożałowania godnym przedsięwzięciu, na ich miejsce przysyłano następnych. Pomimo stopniowej dewastacji nadal prowadzono katechezy w budynku, protestowano wobec władz administracyjnych poruszając problem narażenia na niebezpieczeństwo użytkowników domu, a więc głównie katechizowanych dzieci. Komunistyczne władze w sposób perfidny używały tego samego argumentu, domagając się opuszczenia budynku. W protest włączyli się parafianie: oprócz duszpasterzy w całonocnych czuwaniach modlitewnych, adoracjach Najświętszego Sakramentu (nieustannie przez 21 dni!) i innych nabożeństwach bardzo licznie uczestniczyli wierni. Po latach ksiądz Słomian w swych wspomnieniach przywoływał nazwiska niektórych spośród najbardziej zaangażowanych, nierzadko szykanowanych za swoją postawę przez Służbę Bezpieczeństwa i milicję: Teresa Sosnowska, Marian Fuławka, uczeń Jan Bartocha z ojcem, p. Ślusarczyk, Krzysztof Miller, pani Kosta.
Działania te trwały niemal cały miesiąc maj 1973, pomimo często niesprzyjającej pogody, jednocześnie kierowano kolejne pisma protestu i petycje do władz administracyjnych różnych szczebli, domagano się spotkań z decydentami i prominentami. Ostatecznie komuniści skapitulowali i przyznali parafii lokal zastępczy przy ul. Gen. Zajączka 13. Skończyły się wprawdzie szykany, natomiast warunki lokalowe nie były lepsze od poprzednich. Wynajęto dodatkowo dwa pomieszczenia piwniczne dla celów nauki religii. W pomieszczeniach punktu katechetycznego odprawiano Msze Św., w których w niedziele bardzo licznie uczestniczyli wierni, w ogromnej ciasnocie, przy czym większość uczestników stała na zewnątrz budynku. Od momentu powołania parafii starano się uzyskać zgodę na budowę kościoła, systematycznie otrzymując decyzję odmowną, przez 7 lat aż do roku 1976.
Dzieło życia
Nie był to koniec trudności w koegzystencji kościoła i władz, lecz kolejny ich etap. Trudno powiedzieć, że polityka wobec kościoła uległa złagodzeniu, raczej zmieniła się jej forma: zamiast utrudniać działanie wbrew prawu, skoncentrowano się na pozornych ustępstwach i stwarzaniu problemów natury technicznej. Zanim zbudowano kościół, który w obecnym miejscu funkcjonuje, przyznano tę lokalizację, jak można przypuszczać, ze względu na trudny teren. Należało wykupić kilka domów i działek przy ul. Brzeźnickiej (przy tym dotrzeć do osób mieszkających za granicą, np. w Brazylii czy Argentynie), wykwaterować mieszkańców, usunąć góry śmieci i odpadów budowlanych (w ilości 27 000 m3), zniwelować teren…
Wielu nawet spośród osób duchownych nie wierzyło, że to przedsięwzięcie może się udać. Jeden z lokalnych komunistycznych dygnitarzy nawet publicznie pokazywał wewnętrzną część swojej dłoni, mówiąc: „tutaj mi kaktus wyrośnie, jak Słomian swój kościół zbuduje!”. Jak ogromną wiarę zatem musieli mieć biskup i proboszcz…? Do wszystkich niemal prac należało wynająć sprzęt budowlany należący do przedsiębiorstw państwowych. Dyrekcje niektórych z nich odnosiły się do wniosków z wyraźną niechęcią i ociąganiem, inni z pewną obawą o swoje kariery przed nieprzyjemnościami ze strony rządzącej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale było wielu takich, którzy ochoczo pomagali na miarę swoich możliwości, nie obawiając się nieprzyjemności. Do tego należało pokonać trudności organizacyjne, jako że sprzęt wykorzystywany był do innych licznych prac, stąd czasem wynajmowano go do pracy „po godzinach”. Wierni bardzo licznie i ochoczo przyczynili się do postępu prac w ramach „czynu społecznego” (autor pamięta z czasu swojego dzieciństwa). Koniecznie też należy podkreślić ogromną ofiarność parafian w sensie finansowym – bez niej budowa nie byłaby możliwa, a czasy należały do wyjątkowo trudnych pod tym względem (na początku lat 80. nastąpił kryzys gospodarczy, wprowadzono stan wojenny, zimy były bardzo ostre, wiele towarów codziennej potrzeby było reglamentowanych, a zarazem mimo tego trudnodostępnych).
Rozpoczęcie budowy kościoła
Budowę rozpoczęto wiosną 1978 według projektu znanego krakowskiego inżyniera architekta Antoniego Mazura (który notabene miał krewnych w Częstochowie). Jako jeden z nielicznych wtedy w Polsce specjalizował się w budownictwie sakralnym. Wypracował swój oryginalny i rozpoznawalny styl – na liście jego dzieł znajdują się m.in. kościół parafialny pw. Chrystusa Dobrego Pasterza w Krościenku nad Dunajcem, zakrystia i kaplica Miłosierdzia Bożego z wieżą kościoła pw. Św. Michała Archanioła w Nockowej na Podkarpaciu, modernistyczne wejście do kościoła z powiększonym chórem i organami w podkrakowskich Zielonkach (kościół pw. Narodzenia NMP). Wszystkie dokonania zebrał w wydanym w 2003 w Krakowie opracowaniu „Moje kościoły”.
Wywóz ziemi z wykopu bardzo sprawnie przeprowadziła częstochowska „Przemysłówka”, dyrekcja przedsiębiorstwa bardzo przychylnie podeszła do inicjatywy budowy nowego kościoła. Kolejnym problemem był ogromny transformator po zachodniej stronie działki, a ściślej mówiąc, napowietrzna linia zasilająca część dzielnicy Tysiąclecia i Aniołów w energię elektryczną. Należało zdobyć specjalny „nie do zdobycia” kabel i puścić instalację pod ziemią. Ksiądz Słomian pojechał osobiście do fabryki „Polkabel” do Bytomia. Opatrzność Boża sprawiła, że pożądany kabel akurat był produkowany, dyrektor „Polkabla” wydał dyspozycję, żeby wyprodukować go o 360 metrów bieżących więcej niż pierwotnie zakładano. W ten sposób pokonano kolejną przeszkodę uważaną powszechnie za „nie do pokonania”.
Zdobycie każdego rodzaju materiału budowlanego wymagało osobistych starań u władz na wysokim szczeblu. Zdarzyło się nawet, że dyrektor wojewódzkiego (częstochowskiego) wydziału ds. wyznań obiecał księdzu proboszczowi, że wyśle w jego sprawie pismo do Katowic. Po jakimś czasie w Katowicach okazało się, że pismo rzeczywiście wysłano, ale z dopiskiem, aby załatwić odmownie. Ot, mała złośliwość małego człowieka… Odbiorca pisma na szczęście miał na ten temat własne, odmienne zdanie i drewno zostało pozyskane.
Budowa wymagała ogromnych ilości stali, która na początku budowy była towarem bardzo deficytowym ze względu na budowę infrastruktury sportowej na letnią olimpiadę w Moskwie w 1980. W miarę postępu budowy stopniowo pojawiało się coraz więcej życzliwie ustosunkowanych decydentów czy to w ministerstwach, władzach wojewódzkich lub miejskich.
Nie mogło więc być inaczej i z cegłami. Siostrzenica księdza Słomiana, pracująca w barze koło miejscowości Przystajń, usłyszała rozmowę kilku gości, jeden z nich był dyrektorem cegielni w Rybniku i skarżył się, że nie może sprzedać dużej ilości cegły, która mu niszczeje w magazynie, ponieważ w okolicy mało się buduje. Pani poinformowała go o swoim wuju, który na budowę kościoła kupi „każdą ilość” cegieł. Pan się ucieszył, transakcji dokonano, ale ze względów formalnych pośredniczył w niej Urząd Gminy i Gminna Spółdzielnia w Przystajni. Bardzo nie spodobało się to wpływowym lokalnym komunistycznym „kacykom”, przez co doprowadzili do zwolnienia 7 pracowników Urzędu Gminy, w tym siostrzenicy księdza. Jest to świetny przykład absurdów, w jakie obfitował socjalistyczny ustrój: zgodnie z tą „logiką” lepiej żeby zmarnowała się praca rąk robotniczych oraz cenny surowiec, niż żeby z tych narażonych na zniszczenie cegieł zbudowano kościół, pozyskując w zamian środki finansowe. Biskup pomocniczy częstochowski Franciszek Musiel dowiedziawszy się o tym, natychmiast zadeklarował pomoc materialną dla osób zwolnionych, dalszy jednak ciąg tego wątku autorowi nie jest znany. Trudno w tych wszystkich sytuacjach nie widzieć „palca Bożego”, zbyt dużo ich było, żeby uznać to za szereg „zbiegów okoliczności”.
Oddanie niższej kondygnacji
Już pod koniec 1978 można było oddać do użytku najniższą kondygnację, tzw. dolny kościół, w którym odprawiono pasterkę. We względnie szybkim tempie powstawał budynek plebanii, w którym od początku koncentrowano się na zapewnieniu pomieszczeń dla katechizacji dzieci i młodzieży. Udostępniono mieszkania dla księży i sióstr zakonnych, kuchnię i jadalnię. W późniejszym terminie powstała przewiązka do bezpośredniego przejścia z plebanii do kościoła górnego. Zgodnie z pierwotną koncepcją budynek kościoła podsiadał wiele pomieszczeń do różnych celów. Przy kościele powstała kaplica przedpogrzebowa, kaplica adoracji Najświętszego Sakramentu, swoją siedzibę znalazło Duszpasterstwo Akademickie „Emaus”, na początku lat 80. Po wprowadzeniu stanu wojennego do kościoła przysyłano pomoc charytatywną z Niemiec Zachodnich i Francji, w postaci paczek żywnościowych i odzieży (a także lekarstw), która rozdawana była potrzebującym rodzinom. Niestrudzony ksiądz po latach w swych wspomnieniach wymienia niektóre z osób, które wydatnie mu pomagały w prowadzeniu punktu charytatywnego: Halina i Zenon Świerzy, Krystyna Wolańska, Irena i Ignacy Pyzik, Sabina Nabiałek, Bogumiła Kuban, Mieczysława Smaga, Maria Żukiewicz, Zofia Żwirek, Mieczysława Dąbrowska i niemało innych osób. W latach 1991–2014 w pomieszczeniach kościoła mieściła się siedziba Katolickiej Rozgłośni Radiowej „Fiat”.
Jesienią w latach 80. odbywały się spotkania z cyklu „Tydzień Kultury Chrześcijańskiej”, na których występowali artyści ogólnopolskiej sławy, ustosunkowani co najmniej niechętnie do komunistycznej władzy, jak satyryk Jacek Fedorowicz, aktorzy Ewa Skarżanka, Włodzimierz Kalenik, Anna Nehrebecka, Halina Mikołajska, Maja Komorowska, reżyserzy Andrzej Wajda i Krzysztof Zanussi, poetka Anka Kowalska, muzyk Stanisław Sojka i liczne grono innych. Znajomi księdza, słuchając tych wspomnień, bardzo często wyrażali opinię, że powinien na ten temat napisać książkę. Po latach to zrobił: ukazała się w 2005 roku pt. „Czas świadków” nakładem Częstochowskiego Wydawnictwa Archidiecezjalnego REGINA POLONIAE.
Budowę zakończono w roku 1985
Podczas jednoczesnej posługi duszpasterskiej powstał zgrany zespół proboszcza i wikarych, którzy po takim cennym doświadczeniu zostali powołani na proboszczów innych nowopowstałych parafii, zwłaszcza po roku 1989, kiedy to nastąpiły duże zmiany społeczno-gospodarcze. Można rzec, iż kościół Św. Wojciecha był jakby „inkubatorem przyszłych proboszczów”. Z jednej strony trudno było nie wykorzystać możliwość tworzenia nowych parafii i budowy nowych świątyń na terenie dotąd administrowanym przez parafię pw. Św. Wojciecha. Dzięki temu kościół mógł być bliżej wiernych i lepiej realizować swoją posługę, ponieważ w mniejszej wspólnocie można lepiej poznać parafian i dotrzeć do ich potrzeb. Niektórzy wierni jednak się zżymali, że składali ofiary i budowali kościół, a teraz przyszło im znowu łożyć na kolejny. Inni jeszcze skarżyli się, że w salach zbudowanych z ich ofiar mieści się niepubliczna szkoła podstawowa. Nie biorą pod uwagę, że po wyodrębnieniu sąsiednich parafii konieczne jest regularne pozyskiwanie środków finansowych na utrzymanie tak ogromnego obiektu. Przy okazji środowiska niechętne kościołowi, wywodzące się z dawnej PZPR-owskiej i SB-ckiej nomenklatury tworzyły i rozpowszechniały dzięki głupocie łatwowiernych złośliwe pogłoski na temat księdza Słomiana, jakoby miał liczne kochanki czy też był właścicielem częstochowskich przedsiębiorstw jak „Polnam”, albo nawet jakoby nadużywał alkoholu. Autor może kategorycznie im zaprzeczyć, jako że jego rodzice przyjaźnili się z kapłanem-budowniczym, mieli wspólnych znajomych i gdyby w pogłoskach tych była choć odrobina prawdy, łatwo wyszłaby na jaw.
W 1983 roku słynny proboszcz został kanonikiem generalnym kapituły katedralnej w diecezji częstochowskiej. 2 lata później papież Jan Paweł II nadał mu godność prałata (kapelana Ojca Św.). W tym samym roku został dziekanem dekanatu Św. Wojciecha. Ponadto szereg lat pełnił funkcję kapelana częstochowskiego środowiska rzemieślników. Warto zauważyć, że ważniejsze święta kościelne w parafii zawsze przeżywane były przy towarzyszącej im bogatej i szczegółowo dopracowanej liturgii oraz przy zaangażowaniu licznych wiernych. Obecna zawsze była straż parafialna w charakterystycznych mundurach.
Lata 90. poza codzienną, może nieco rutynową posługą, upłynęły pod znakiem innego poważnego zadania, jakim były przygotowania do wzmocnienia gruntu oraz murów częstochowskiej bazyliki katedralnej, której w dalszej perspektywie zagrażało zawalenie. Ks. Słomian przygotował przedsięwzięcie z najdrobniejszymi detalami, zakończył je natomiast ks. Marian Duda, proboszcz parafii katedralnej pw. Św. Rodziny (dawny wikary u Św. Wojciecha i były duszpasterz akademicki), uwieńczając dzieło dobudowaniem 2 wież (wcześniej nie było to możliwe z wymienionych względów).
W roku 2002 Arcybiskup Metropolita Częstochowski dr Stanisław Nowak zwolnił ks. Słomiana z funkcji proboszcza, udzielając zgody na zamieszkanie w dotychczasowym miejscu, na plebanii. Niniejszym przeszedł więc na zasłużoną emeryturę. Ostatnie lata swego życia spędził w Domu Księży Emerytów w Częstochowie przy ul. 3 Maja. Odszedł tam do Domu Ojca 6 maja 2016, po uroczystej liturgii pogrzebowej w kościele pw. Św. Wojciecha pochowany został w rodzinnym grobowcu na cmentarzu parafialnym w Krzepicach, obok swych zacnych rodziców. Z pewnością cieszy się w Niebie zasłużoną nagrodą za trud ziemskiej posługi i dzieł z nią związanych, które z kolei pożytek przynoszą następnym pokoleniom wiernych.
Maciej Świerzy
1 komentarz
bardzo ciekawy artykuł, będzie seria?