Płk. Wacław Krzyżanowski, pierwszy stalinowski prokurator, który w 1946 r. zażądał kary śmierci dla Danuty Siedzikówny „Inki”, 18-letniej sanitariuszki 4. szwadronu odtworzonej na Białostocczyźnie 5 Wileńskiej Brygady AK i 1. szwadronu Brygady działającym na Pomorzu właśnie został pochowany z honorami wojskowymi. Wniosek o asystę w dowództwie garnizonu „Koszalin” złożył Związek Żołnierzy Wojska Polskiego. Ponoć spełniał on warunki formalne, ale niestety – jak stwierdzono w Ministerstwie Obrony Narodowej – zabrakło czujności ze strony dowódcy.
Teraz oburzony minister Tomasz Siemoniak zapowiada, że będą wyciągane konsekwencje kadrowe wobec osób odpowiedzialnych za przyznanie asysty. Czyż aby nie obudzono się za późno? Przyzwolenie do takich zachowań jasno zostało wypowiedziane. Przecież nie kto inny, jak gen. Jaruzelski, odpowiedzialny za śmierć setek Polaków, miał pogrzeb godny największego bohatera narodowego.
Wacław Krzyżanowski w 1946 był oskarżycielem posiłkowym w pokazowym procesie Danuty Siedzikównej „Inki”. Zażądał wówczas dla niepełnoletniej dziewczynki kary śmierci. W czasie pobytu w więzieniu UB „Inka” była katowana. Jej niezłomność i dzielność przeszły do historii. Dziewczyna nie wydała nikogo ze swoich kolegów. W grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska, krótko przed śmiercią, napisała: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba.” Babcia była „Ince” szczególnie bliska. Po śmierci jej rodziców opiekowała się nią i jej dwoma siostrami. Mamę dziewcząt zamordowało Gestapo, Tata został wywieziony do łagrów w ramach pierwszej wielkiej wywózki mieszkańców Kresów na Wschód; stamtąd przedostał się do nowo formowanej armii Andersa. Zmarł w czerwcu 1943 w Teheranie.
Umierając z rąk oprawców „Inka” krzyknęła: Niech żyje Polska! Niech żyje „Łupaszko”. Dzisiaj jej oprawca odbiera pośmiertne honory. To chichot historii. Kpina z Narodu Polskiego i uczciwych Polaków, którzy walczyli o wolna, nie sowiecką Polską.
URSZULA GIŻYŃSKA