Barbara Rosiek, psycholog i autorka ponad trzydziestu książek, w tym roku obchodziła jubileusz 30-lecia pracy twórczej. Pisarka w swych publikacjach porusza problemy osób uzależnionych. Swą karierę zaczęła od „Pamiętnika narkomanki”, książki zawierającej elementy autobiograficzne.
Po spotkaniu jubileuszowym w Publicznej Bibliotece w Częstochowie Barbara Rosiek udzieliła nam wywiadu.
Trzydzieści lat zleciało zapewne jak mgnienie oka. Jakie refleksje budzi u Pani tak wiekowy jubileusz?
– Pamiętam jak po wydaniu „Pamiętnika narkomanki” powiedziałam sobie, że w ciągu dziesięciu lat napiszę dziesięć książek, choćbym miała podpisać pakt z diabłem. Paktu nie podpisałam, książki napisałam i w dodatku trzy razy więcej. Myślę, że marzenia się spełniają. Fajnie, że te wszystkie książki są, że jestem w danym miejscu, tu i teraz, i nawet życiowo, ale uważam, że najważniejsza książka jest nadal przede mną.
Która książka jest dla Pani najważniejsza, czy ta pierwsza?
– Pierwsza jest ważna, debiutowałam nią i okazało się, że zrobiłam to z wielkim rozmachem, nie przypuszczałam.
Ponoć były już jej dwadzieścia dwa wznowienia?
– Już tego nie liczę.
Z czego wynika tak olbrzymie zainteresowanie, czy młodzież dzisiaj potrzebuje takiego wsparcia, jakie niesie przesłanie „Pamiętnika narkomanki”?
– Często „Pamiętnik narkomanki” był porównywany z „Dziećmi z dworca ZOO”, ale w „Dzieciach z dworca ZOO” opisuje się zewnętrzną sferę narkomanii, czyli prostytucję i inne przestępstwa, a „Pamiętnik narkomanki” pokazuje wnętrze narkomana, dlatego dla tych wszystkich słabszych, introwertycznych nastolatków jest jakby podróżą w głąb siebie. Podobny wymiar ma „Ćpunka”, jest też spojrzeniem poprzez wewnętrzną analizę psychiki uzależnionej dziewczyny, ale jest zasadnicza różnica w pomiędzy obiema książkami. „Ćpunka” jest kreacją, a „Pamiętnik narkomanki” jakby o moim życiu.
Podkreśla Pan w swych publicznych wypowiedziach, że „Pamiętnik narkomanki” zawiera wątki autobiograficzne. Na ile książka jest fikcją, na ile ekshibicjonistycznym odkrywaniem siebie?
– Myślę, że przekaz przeżywania świata jest mój osobisty, ale jeśli chodzi o sferę zewnętrzną, popełnianie przestępstw, to już obszar artystycznej kreacji. Nigdy nie byłam i nie jestem związana z czynami przestępczymi, nigdy nikomu nie zrobiłam krzywdy, może jedynie sobie. Książka jest bardzo autentyczna, bo przeżycia pod wpływem narkotyków młodej osoby są prawdziwe, i dlatego porywają młodych czytelników.
Ale również i starsze osoby…
– Dlatego, że one mają wnuki i też się boją o nie.
Czy poprzez Pani twórczość udaje się ratować młodych ludzi?
– Oj, tak! Bardzo dużo miałam i mam informacji zwrotnych, że po przeczytaniu ktoś wyhamował, powstrzymał się, powiedział nie, że to jest zbyt okrutne, zbyt niebezpieczne.
Powtarza też Pani często, by młodzież nie załamywała się tak łatwo, że z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji, można wyjść. Dlaczego to przesłanie jest takie ważne?
– Bo jest w tej chwili tyle samobójstw z różnych powodów, że to przeraża. Samobójstwo to ostateczność, która przekreśla człowieka. Rezygnacja z własnego życia jest dla mnie przerażająca.
Dzisiaj problem narkomanii narasta. Jest coraz łatwiejszy dostęp do dopalaczy, od których wiele młodych ludzi zaczyna kontakt z używkami. Co mają mówić rodzice swoim dzieciom, by nie sięgały one po zabójcze specyfiki?
– Widząc, co się dzieje w teatrze narkomanii w Polsce, mówię: nie bierzcie, ale jak już musicie, to rozsądnie i nie dopalacze, które są one tak niezdrowe i tak nieprzewidywalne, że często ich zażycie kończy się śmiercią nawet po pierwszym razie.
Problemem jest dzisiaj uzależnienie młodzieży od piwa. Jego reklama jest dla młodych tak zgubna..
– Widziałam delirium po piwie, u pacjentki, która tylko piła piwo. Jest równie zgubne jak alkohol i narkotyki. Uzależnia i też prowadzi do głębokich zaburzeń psychologicznych.
Jak można się z Panią skontaktować?
– W internecie jest mój numer telefonu i e-mail, kto ma potrzebę może do mnie napisać, zadzwonić.
Dziękuję za rozmowę.
Foto: Na jubileuszowym spotkaniu nie zabrakło tortu, którym dzieliła bohaterka wieczoru.
URSZULA GIŻYŃSKA