Dzień bez przekleństw


17 grudnia obchodziliśmy w Polsce Dzień bez przekleństw – święto wprowadzone zaledwie kilka lat temu, którego celem jest przeciwdziałanie wulgaryzacji języka.

Polacy coraz częściej sięgają po wyrazy lub zwroty, które powszechnie uznawane są za nieprzyzwoite i wulgarne – alarmują językoznawcy. Używanie wulgaryzmów jest odbierane w kategorii braku szacunku dla języka, który stanowi podstawowy element narodowej tożsamości i jest dobrem narodowej kultury.
Obowiązkiem każdego z nas jest dbanie o poprawne używanie języka, doskonalenie sprawności językowej oraz przeciwdziałanie jego wulgaryzacji – mówi o tym Ustawa o języku polskim z dnia 7 października 1999 roku.
Niestety, często zapominamy o dopełnieniu podstawowego zobowiązania wobec języka. Straż Miejska w Częstochowie od 1 stycznia do 10 grudnia w 2012 roku udzieliła 4513. pouczeń i wystawiła 606 mandatów – zgodnie z art. 141 Kodeksu Wykroczeń: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny, albo karze nagany”.
Czy język polski wobec lekceważącej postawy jego użytkowników ulega degradacji? Rozmawiamy o tym z dr Renatą Bizior, językoznawcą Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie.

Jak Pani ocenia inicjatywę Dnia bez przekleństw?
– Dzień bez przekleństw nie należy do najpopularniejszych. Mogę zaryzykować stwierdzeniem, że niewielka grupa osób ma świadomość jego kalendarzowych obchodów. Trudno jest mi ocenić, czy cokolwiek zmieni. Może jedynie zasygnalizować, że przeklinanie jest zjawiskiem odbieranym negatywnie przez ogół społeczeństwa.

Czy można powiedzieć, że jest usprawiedliwieniem używania wulgaryzmów w pozostałe dni roku?
– Nie można interpretować tego typu inicjatyw w kategorii „przyzwolenia” na korzystanie z przekleństw w pozostałe dni roku. Priorytetem jest zwrócenie uwagi na fakt, że wulgaryzacja jest problemem językowym i społecznym.

Jakie są przyczyny wulgaryzacji języka?
– Najważniejszą przyczyną jest awans języka potocznego, a wraz z nim nobilitacja wulgaryzmów, które reprezentują jego najniższy poziom. Widać to wyraźnie na przykładzie medialnej odmiany języka, która dla większości użytkowników jest „wzorem” polszczyzny. Media dają przyzwolenie na używanie wulgaryzmów w sytuacjach publicznych, a taki zwyczaj posługiwania się językiem wpływa na brak poczucia niestosowności ich użycia.

Dlaczego przeklinanie uważane jest za grzech językowy?
– Najprościej można interpretować grzech językowy, jako przejaw braku szacunku dla użytkowników i samego języka – dobra narodowego. Możemy też mówić o grzechu językowym z perspektywy Ustawy o języku polskim, która mówi o tym, aby unikać używania wulgaryzmów. Warto zaznaczyć, że nadużywanie wulgaryzmów związane jest z przekroczeniem normy prawnej, które skutkuje karą nagany, grzywny lub ograniczenia wolności.
Trudno jednak powiedzieć, jak wielki jest to grzech z perspektywy językoznawczej. Użycie wulgaryzmów nie stoi bowiem w sprzeczności z poprawnością językową, lecz z etyką i estetyką słowa, z kulturą wypowiedzi. Norma stylistyczna nakłada zasadę stosowności, która mówi o tym, że wulgaryzmy powinny być ograniczone w użyciu publicznym – obecnie są nadużywane, a to również rodzaj „grzechu”.

W jakich sytuacjach komunikacyjnych najczęściej sięgamy po wulgaryzmy i dlaczego?
– Najczęściej, czy też od zawsze, użycie wulgaryzmu było związane z sytuacją, w której pojawiały się silne negatywne emocje – oczywiście, w celu ich wyładowania. Obecnie zmieniły się ich funkcje, przede wszystkim w komunikacji publicznej, języku młodzieży oraz mediach.

Można powiedzieć, że jest to rodzaj „mody” językowej?
– Niestety, to jest moda językowa – mam nadzieję, że tylko przejściowa. Można ją utożsamić z modą na „luz” językowy, który wynika z idei swobodnego stylu życia i wyrażania siebie.

Czy to zjawisko można interpretować w kategorii problemu językowego?
– Na pewno jest to problem językowy, który sprawia, że polszczyzna ubożeje i w ten sposób dochodzi do degradacji języka polskiego.
Jednym ze zjawisk w tym zakresie jest dewulgaryzacja pewnych wyrazów. Użytkownicy coraz częściej traktują wulgaryzm, jak słowo neutralne i nie postrzegają przekleństwa w kategorii niepożądanego elementu języka.

Nakładanie kar finansowych za niecenzuralne słownictwo w miejscu publicznym jest dobrym pomysłem?
– W mojej opinii tak, jeżeli ktoś w sposób demonstracyjny używa wulgaryzmów w miejscu publicznym i narusza normy obyczajowe.

Motyla noga, kurka wodna, psia kość… to wystarczająca alternatywa?
– Można powiedzieć, że są to eufemizmy, ale zawsze z nacechowaniem wulgarnym, które przywołują domyślne znaczenie, zakorzenione głęboko w świadomości użytkowników języka.

Rozmawiała

Justyna Derda

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *