Komitety Obywatelskie „Solidarność”
Powstały, w całym kraju, wiosną 1989 roku, by przygotować listy wyborcze i poprowadzić „Solidarność” i – jak to się wówczas mówiło – opozycję demokratyczną do wyborów 4 czerwca 1989 roku.
Do Częstochowskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” wszedłem jako reprezentant opozycyjnego Klubu Myśli Politycznej Dziekania ( którego byłem współzałożycielem w Warszawie; założycielem i prezesem w Częstochowie).
Zająłem miejsce na prawym skrzydle CzKO, razem ze śp. Marianem Magierą i Markiem Dziubkiem, którzy wkrótce – formalnie – szeregi Komitetu opuścili: Magiera jako szef sztabu wyborczego; Dziubek jako kandydat do Sejmu.
Lewe skrzydło Częstochowskiego Komitetu Obywatelskiego było liczniejsze: Adam Banaszkiewicz, Zbigniew Śliwiński, Janina Ujma, Michał Woziwodzki, Tadeusz Wrona, Jerzy Zając, Jerzy Ziora; do tego jeszcze wiceszef sztabu, Mariusz Maszkiewicz i kandydat do Sejmu, Jarosław Kapsa.
Kontrowersje i ostry podział w częstochowskim Komitecie pojawiły się natychmiast i to wokół sprawy pierwszoplanowej- listy wyborczej do Sejmu. Koledzy z lewego skrzydła Komitetu, silnie ideowo i organizacyjnie powiązani z lewicą KOR-owską, optowali za importem tuzów warszawki; były propozycje startu z częstochowskiej listy, między innymi, Ludmiły i Henryka Wujców, Klemensa Szaniawskiego czy Andrzeja Wielowieyskiego.
Wiedziałem czym to pachnie, bo bywając na ogólnopolskich naradach komitetowych, nieźle się napatrzyłem i nasłuchałem. Podczas jednego z takich spotkań, w parafii pw. Św. Marcina, widziałem jak siwiuteńki, niby gołąbek, osiemdziesięcioletni już nestor, ale wciąż lider, „Tygodnika Powszechnego”, Stanisław Stomma w ukłonie po pas, z radosną emfazą, zapewniał Bronisława Geremka: „Panie profesorze, Tygodnik Powszechny zawsze z panem”, a redaktor „Więzi” Andrzej Wielowieyski beształ jak sztubaka „chłopskiego Wałęsę” – Józefa Ślisza, przewodniczącego „Solidarności” Rolników Indywidualnych, za to, że ten w nieodpowiednim momencie się odezwał. Nie chciałem takiej hucpy dla Częstochowy, ale wiedziałem, że w otwartym boju polegnę. Przygotowałem więc wobec KOR-u nie kontrofertę ideologiczną i programową, lecz czysto polityczną i sytuacyjną. Zaproponowałem mianowicie, by do Sejmu wystartowali wyłącznie kandydaci lokalni: z Częstochowy i z województwa częstochowskiego. Trudno było takie stanowisko w łonie częstochowskiego Komitetu atakować wprost; koledzy z lewego skrzydła CzKO jednakowoż nie odpuszczali: rozpoczęły się takie warszawsko-częstochowskie gierki i podchody. No, ale ja też miałem w Warszawie swoje „dojścia”…
O tym jednak, że moja koncepcja wygrała i do Sejmu weszli: Marek Dziubek, Ryszard Iwan i Jarosław Kapsa – zdecydowało co innego. Na mój wniosek i prośbę, ówczesny duszpasterz środowisk zawodowych Kurii Biskupiej w Częstochowie- wielkich osobistych zasług w niepodległościowo – opozycyjnym dziele – ks. dr Marian Duda osobiście i dogłębnie przedstawił księdzu biskupowi Stanisławowi Nowakowi całą argumentację za opcją „lokalną” przeciw „korowskiej”. Dopilnowałem, by do Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie dotarł ważny list księdza biskupa Stanisława Nowaka…
Czy częstochowscy posłowie w Sejmie, wybranym 4 czerwca 1989 roku, stanowili jednolity ideowo team? Nie. Marek Dziubek, w swoim czasie przewodniczący Klubu Parlamentarnego Porozumienia Centrum, miał i zdecydowanie zachował wyraziste, prawicowe poglądy. Ryszard Iwan był, w latach 90-tych, liczącym się politykiem centrowej Partii Chrześcijańskich Demokratów. Jarosław Kapsa, doradca polityczny prezydenta Tadeusza Wrony, gdy – na rocznicowym spotkaniu, zorganizowanym w czerwcu 2009 roku, w częstochowskim Ratuszu, przez jego pryncypała – usłyszał z moich ust, to, co tutaj powyżej skreśliłem na piśmie, wyraźnie pijąc do mnie i odcinając się od moich tez, dobitnie podkreślił, iż „Jacek Kuroń był jego największym preceptorem i jednym z największych przyjaciół”.
Ja tam jednak, mimo wszystko, wolę, że to Jarek Kapsa został w 1989 roku jednym z częstochowskich posłów, a nie któryś z jego mistrzów.
Szymon Giżyński
Szymon Giżyński