– WIERSZE
***
Nie rozumieli nas jak nie rozumieli Ciebie.
Jak Ty bywaliśmy w ręku wrogów.
Wywijaliśmy się im z milczącą łagodnością.
Oddawaliśmy płaszcz, gdy chcieli szatę.
Ogień w piecu ognistym nie wyrządzał nam szkody.
Twoja łaska była naszą jedyną ochroną.
***
Jakiś nieznany człowiek powiedział mi w moim półśnie:
– Jest mi tak źle, bo wszystkim jest źle,
bo poluzowały się koła świata.
– Koła świata! Poluzowały się?
– Tak. Puściły śruby…
***
Sposób stary jak świat.
Najpierw była nienawiść, a potem szukanie
o jaki by tu właściwie występek oskarżyć.
Wiedziałeś to Chryste pierwszy skoro powiedziałeś:
Będą was nienawidzić bez powodu.
I byśmy byli roztropni jak węże.
Łagodni jak gołębie.
***
Czasem odchodzisz daleko, daleko.
Ukrywasz się przede mną,
zostawiasz samą,
porzucasz w środku gorących wydarzeń.
Pozwalasz ludziom marnego gatunku
rozgrywać mną mecze.
Panie. Pomocy moja, pospiesz mi na ratunek.
***
Czytam uczone traktaty, w nich ani słowa o Bogu
choć autor, znawca ludzkiej psychiki, był podobno
chrześcijaninem.
Widocznie umiał to rozdzielić.
Nie ma tu winy. Ni kary. Ni długów do spłacenia.
I granic, których przekraczać nie wolno.
Uczony wszystko rozumie.
Obiekty zaś jego badań, uczestnicy wypraw w nieznane
i poczynań wobec których blednie fantastyka,
kimkolwiek by nie byli, wydają się sobie niewinni.
Tylko uwikłani.
Nawet, im bardziej uwikłani,
tym bardziej czyści.
Mogą spokojnie spać.
***
Powinnam być odporna.
Powinnam być silna.
Powinnam mieć powodzenie życiowe.
Powinnam umieć cieszyć się życiem.
Powinnam umieć uporać się z trudnościami.
Powinnam umieć uśmiechać się
nawet wtedy, gdy zbiera mi się na płacz.
Powinnam dawać radę.
Żyję we współczesnym świecie.
***
Tylko On wie, co to są zbędne gałązki,
które to są zbędne gałązki.
I usuwa je.
A robi to systematycznie.
Pali i trawi aż nie będzie już nic do trawienia.
Pali i trawi aż nie będzie już nic do zranienia.
Wniwecz obraca.
Ni żyć, ni umierać.
***
Tyle spraw, które zdają się konieczne,
w oczach Twoich jest tylko złudzeniem