Jan Kanty Pawluśkiewicz – jeden z bardziej znanych kompozytorów. Ukończył szkołę muzyczną i Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej. Karierę muzyczną rozpoczął w 1967 roku jako jeden z założycieli kabaretu ,,Anawa”. Piosenki z jego muzyką w wykonaniu Marka Grechuty były i są największymi przebojami, m.in.: ,,Niepewność”, ,,Dni, których nie znamy”, ,,Nie dokazuj”. Od wielu lat jest związany ze słynnym kabaretem ,,Piwnica pod Baranami”. Jest współautorem musicalu ,,Szalona lokomotywa”, opery ,,Kur zapiał” i ,,Opery żebraczej”. Skomponował muzykę do kilkudziesięciu filmów.
Od 3 lutego br. w Muzeum Częstochowskim można oglądać wystawę ,,Vive les hieroglyphes żel-art” Jana Kantego Pawluśkiewicza, a
6 lutego w ratuszowych piwnicach odbyło się spotkanie z autorem wystawy.
Rozmowa z Janem Kantym Pawluśkiewiczem.
– To chyba nie pierwsza pana wizyta w Częstochowie?
– Oczywiście, że nie. W 1993 roku wystawiałem w ,,Gaude Mater” ,,Nieszpory Ludźmierskie” z okazji jubileuszu pontyfikatu Jana Pawła II. Bardzo miło wspominam współpracę z dyrekcją tej placówki. Poza tym bardzo często przejeżdżam przez Częstochowę.
– I co z tego wynika?
– Częstochowa to świetne miasto. Stąd przecież pochodzi wielu znanych artystów, np. Muniek Staszczyk, Yanina Iwański, wspaniały muzyk, którego miałem przyjemność poznać w Krakowie. Tu urodził się jeden z największych współczesnych polskich malarzy Jerzy Duda-Gracz. Z Częstochowy pochodzą znani reżyserzy… Nie mogę sobie przypomnieć…
– Na pewno Łukasz Wylężałek. Może ma pan na myśli jeszcze Dariusza Gajewskiego?
– Tego od ,,Warszawy”?
– Tak.
– O, nawet nie wiedziałem! To przecież największy skandal i zarazem wielki sukces. Gratulacje.
– W oczach mieszkańców innych miast Częstochowa jawi się przede wszystkim jako miasto symboliczne. Pan też tak to odczuwa?
– Tę symbolikę niewątpliwie dostrzega każdy obywatel naszego kraju i to na pewno wielki zaszczyt dla mieszkańców Częstochowy. Ale powiem, że dla wszystkich krakowian Częstochowa jest miejscem szczególnym. Przy trasie wylotowej Częstochowa – Warszawa stoi rzeźba przedstawiająca Chrystusa z rozłożonymi i wzniesionymi do góry rękami. To dla wszystkich mieszkańców Krakowa ,,pomnik Anny Szałapak”, znanej pieśniarki z “Piwnicy pod Baranami”, która, wykonując najsłynniejszy swój utwór ,,Chwalmy Pana”, właśnie przybiera taką pozę. Ja natomiast bardzo cieszę się, że w tak prestiżowym miejscu, jakim jest Muzeum Częstochowskie, mogę wystawiać swój najnowszy cykl obrazów.
– Żel-art to chyba mało znana technika?
– Fascynacja technologią i odkrycie żeli skłoniło mnie do tego, by penetrować ich możliwości. Zawsze pociągały mnie rzeczy niekonwencjonalne, a niekonwencjonalność żeli polega na tym, że jest to raczej zabawa dla dzieci i nikt tego w malarstwie nie stosuje. Uknułem nawet dwie definicje. Żel-art jako technika to malowanie długopisami z używaniem żelu, a jako pojęcie estetyczne to połączenie współczesnej ekstrawagancji z konwulsyjną klasyką. I proszę nie pytać, co to znaczy, bo sam tego nie rozumiem. Ale odnoszę wrażenie, że brzmi to efektownie.
– Tematyka wystawy nawiązuje do kultury starożytnego Egiptu. Dlaczego?
– Nazwa cyklu brzmi ,,Niech żyją hieroglify” i rzeczywiście inspiracją była kultura starożytnego Egiptu, ale przede wszystkim hieroglify i ich znaczenie. Fascynuje mnie ich kształt i treść. W swoich pracach przekształciłem je i nadałem zupełnie inne, plastyczne znaczenie. Każdy rysunek wykonywałem bardzo rzetelnie i dokładnie. Cykl powstawał przez 1,5 roku.
– W Polsce jest pan znany przede wszystkim jako kompozytor muzyki filmowej, teatralnej. Od dawna pan maluje?
– Od 44 lat. Zajmuję się przede wszystkim rysunkiem, grafiką, liternictwem. A owszem, znany jestem jako kompozytor. Kiedy studiowałem architekturę, równocześnie moją pasją była muzyka. Muzyki nie studiowałem z lenistwa. Poza tym wiedziałem, że mam za krótkie palce i nie zostanę wirtuozem fortepianowym. Jako student nauczyłem się kilkunastu standardów jazzowych i dzięki temu mogłem zarabiać na życie, grając w klubach muzycznych. Zainteresowanie muzyką przeważyło nad architekturą. I muzyka stała się moim zawodem.
– Niedawno wydał pan płytę ,,Consensus”. Po raz pierwszy z nagranym swoim głosem. Dlaczego pan zdecydował się śpiewać?
– Nastąpiła taka potrzeba i konieczność, ale oczywiście z własnego wyboru. Decyzja sama do mnie przyszła. Poza tym, chciałem spłacić dług i oddać hołd muzyce jazzowej. A nazwanie płyty muzyką taneczną jest zwykłym wpuszczaniem słuchacza w maliny. Kiedyś powiedziano, że ,,to, co tłucze się w restauracjach, to nagrał ostatnio Pawluśkiewicz”. A ja mam z tego satysfakcję, bo to oznacza, że ktoś nie zrozumiał ani sensu muzycznego, ani tekstów. Przecież teksty Leszka Aleksandra Moczulskiego traktują o niepokojach i radościach współczesnego inteligenta. Całość oprawiona w rytmikę jazzową oddaje wspaniały efekt.