Krystyna Szwajkowska jest absolwentką WSP w Częstochowie, kierunku wychowania plastycznego. W 1996 roku otrzymała stypendium naukowe Rządu Belgii i odbyła półroczne studia w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii. W 1997 roku zrealizowała przewód kwalifikacyjny I stopnia w ASP we Wrocławiu. Obecnie pracuje jako adiunkt w Zakładzie Grafiki w Instytucie Plastyki WSP, od 1999 roku pełni funkcję prodziekana ds. studenckich Wydziału Wychowania Artystycznego WSP. Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków. Zajmuje się litografią i rysunkiem. Mieszka w Olsztynie.
– Jakie były pani pierwsze kontakty ze sztuką? Na pewno to talent od urodzenia, ale…?
– Właściwie od zawsze miałam takie zainteresowania. W domu zauważono, że ładnie rysuję i maluję to rodzice kupowali mi kredki. Tak jak wszystkie dzieci miałam upodobania do malowania rodziny, ale ponoć moje rysunki były lepsze i wszyscy mówili – ,,dziecko ma talent”. I w szkole rzeczywiście rysowałam koleżankom, które takich zdolności nie miały. Tylko ja to robiłam z zamiłowania, bo lubiłam rysować ponad obowiązek szkolny.
– Domyślam się, że później było Liceum Plastyczne?
– Chciałam uczyć się w Plastyku, ale się nie dostałam. Teraz po latach mogę powiedzieć, że wiem jaka była tego przyczyna. To, że dziecko ładnie rysuje i maluje to nie wystarczy, potrzebne jest również przygotowanie, a ja takiego przygotowania nie miałam. A to, co człowiek daje sam z siebie to za mało, aby dostać się do szkoły plastycznej. Ale później były studia. W 1977 roku, kiedy zdałam maturę dowiedziałam się, że jest od tego roku uruchomiony kierunek wychowania plastycznego w WSP i spróbowałam. Udało się.
– Jaka specjalność?
– Wtedy nie było specjalności. Wybrałam specjalizację – grafikę warsztatową w pracowni u prof. Ryszarda Osadczego. Z tego zrobiłam dyplom i tym zajmuję się do tej pory. Zmieniłam tylko technikę. Dyplom robiłam z technik metalowych, a teraz zajmuję się litografią.
– Czy obecnie w WSP jest kierunek grafiki?
– Nie ma, ale jest w opracowaniu. Chcemy zgłosić projekt do MENiS-u. Materiał jest już opracowany. W tej chwili istnieje jeden kierunek – edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych. Chcemy uruchomić oprócz grafiki jeszcze drugi kierunek – malarstwo.
– Wróćmy jednak do litografii. Skąd zainteresowanie właśnie tą techniką?
– Zdecydował o tym przypadek, bo prof. Grzegorz Banaszkiewicz rozpoczął w tym czasie organizowanie pracowni litografii w WSP i zaproponował mi współpracę. Ale ta technika zainteresowała mnie i postanowiłam rozszerzyć swoje zainteresowania. Chociaż litografię uważam za najtrudniejszą z technik, jakie poznałam, to jednak stała się moją ulubioną.
— Dlaczego?
– Tylko litografia pozwala mi na pozostawienie bezpośredniego swobodnego śladu gestu mojej ręki podczas rysowania. Kamienie od dawna mnie fascynowały, zbierałam je nad morzem, w górskich potokach, a później przechowywałam w domu. Niektóre z nich stawały się potem modelami do moich rysunków. To w skałach i kamieniach czas drąży swoje rysunki. To w skałach zastygły prehistoryczne zwierzęta i rośliny, a kamień jak matryca przechowuje ich odciski. Skała jest dla mnie jedną z najpiękniejszych ziemskich materii. Kamień jest silny, jednak z upływem czasu zmienia się jak człowiek. Kamienie mają swoją historię, trwa na nich nieustanny zapis czasu i jest nierozerwalnie związany z historią człowieka.
– Gdzie nauczyła się pani tej techniki?
– Musiałam nauczyć się litografii w przyspieszonym tempie. Akurat tak się złożyło, że starałam się o wyjazd do Belgii na półroczne stypendium. I tam intensywnie zgłębiałam tajniki warsztatowe litografii w pracowni u prof. Ingrid Ledent w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii. Gdy wróciłam do Polski, ukończyłam przewód kwalifikacyjny I stopnia w ASP we Wrocławiu i moje prace były wykonane już tą techniką.
– A człowiek? Niedawno w Miejskiej Galerii Sztuki była prezentowana pani wystawa -,,Powiew renesansu”. Epoka renesansu sytuuje przecież człowieka w centrum zainteresowania.
– Ta wystawa powstała z inicjatywy Magdy Snarskiej, która zainspirowała mnie swoim pomysłem. Tak naprawdę postać człowieka znikła z moich litografii tylko na chwilę, gdy skupiłam swoje zainteresowania na materii kamienia. Realizowałam wówczas cykl litograficzny ,,Portrety kamieni”, który przerodził się później w cykl ,,Historia naturalna”, w którym postać człowieka pojawiła się na nowo. I w tym momencie pojawiła się Magda Snarska ze swoim pomysłem.
– Jaki jest człowiek na pani obrazach?
– Chciałam pokazać człowieka takim jakim jest, ze wszystkimi emocjami i uczuciami. Oczywiście przetworzonego poprzez moje osobiste przeżycia i wplecionego w moją dotychczasową twórczość. Zafascynowana tą epoką przedstawiłam dojrzałego mężczyznę, tajemniczą kobietę. Jestem zahipnotyzowana specyficzną tajemniczością portretów Leonarda da Vinci, Rafaela.
– Co fascynuje panią w sztuce renesansowej? Czy tylko człowiek?
– Nie tylko, ale przede wszystkim. Sztuka renesansowa to przecież pochwała piękna natury i prawdy, a człowiek w tej epoce jest piękny, prawdziwy i żyje w zgodzie z naturą. Poza tym urzeka mnie cisza i specyficzna atmosfera epatująca z renesansowych obrazów.
– Jest pani również członkinią Związku Polskich Artystów Plastyków i bierze pani udział w Plenerze Miejskim. Gdzie pani odnajduje urodę Częstochowy?
– Niezmiennie od wielu lat zachwycam się Jasną Górą. Odbieram ją nie w całości, ale jakby w detalach, małych cząstkach. Również w samej Częstochowie fascynują mnie, nie ogólne widoki tylko zawsze znajduje coś kameralnego, małego, nie zauważalnego ,,gołym okiem”. W tamtym roku w Plenerze przedstawiłam swoje wersje obrazu Czarnej Madonny.
– A w tym..?
– W tym roku jeszcze do końca nie wiem, gdyż mamy dużo czasu. Mam już pewne plany, na pewno będzie się to wiązało z detalami architektonicznymi Jasnej Góry.
– I ostatnie pytanie. Jak pani ocenia życie kulturalne w naszym mieście?
– To wcale niełatwe pytanie, a odpowiedź jeszcze trudniejsza. Wydaje mi się, że wszystkie ośrodki kultury powołane są do tego, by promować kulturę naszego regionu. Owszem robią to, ale jest chyba za mało imprez, które by integrowały środowisko. Środowisko artystyczne jest u nas rozbite. Jest podział na starszą generację i młodszą, która nie ma kontaktu ze starszyzną i tworzą osobną grupę. Za rzadko zaprasza się gości, którzy mogli by zaprezentować się na naszym terenie. Wiadomo, że nie ma odpowiedniego zaplecza finansowego, żeby organizować więcej imprez. To co jest prezentowane w ramach Dni Częstochowy to trochę za mało, aby miasto mogło ,,żyć”. Powinno być więcej spotkań wakacyjnych, weekendowych, wykładów przybliżających sztukę, spotkań popularyzatorskich, na których można by zainteresować sztuką przeciętnego człowieka.
Anna Knapik-Beśka