Częstoch ponad wszelką wątpliwość był postacią historyczną, a nie tylko literacką czy ludową fikcją.
Do dziś zachowało się szereg miejsc bezpośrednio związanych z jego życiem. Są to przede wszystkim gród Mirów, położona nad Wartą niwa Częstocha, stare okoliczne drogi, miejscowe wzgórza i inne punkty krajobrazu, o których mówią Częstochowe opowieści. Powrócimy do nich jeszcze, tutaj natomiast spróbujemy zakreślić właśnie owe – możliwie jak najbardziej historyczne – ramy życia Częstocha. Nie jest to zadanie łatwe, gdyż danych mówiących wprost o Częstochu nie ma prawie żadnych. Przeprowadzając jednak skrupulatnie myślowe, tj. logiczne rozumowania, możemy z tych wielu nikłych i pośrednich przesłanek wyciągnąć prawdziwe wnioski. Aby to uczynić, trzeba wszakże umieścić postać naszego Częstocha w szerszej perspektywie historycznej – ująć zatem ramy jego życia w pewną epokę. Wtedy dopiero te pojedyncze fakty wskazujące na życiorys Częstocha ukażą nam się pełniej i jaśniej. Jedno, póki co, jest pewne: nie tylko miano Częstochowy wywodzi się od jego imienia. Także duch Częstocha nadal chyba strzeże okolicznych dróg, skoro nazwa tego miejsca przetrwała i samo miasto Częstochowa nieprzerwanie pod nią trwa od jego czasów.
Poniżej zatem, w zwięzłym skrócie, spróbujemy przedstawić hipotetyczny życiorys Częstocha. Nie zaczniemy go jednak chronologicznie, a więc podając najpierw jego datę urodzin, lecz od zgoła innego faktu, mianowicie od daty powstania grodu Miromira, czyli kasztelu na Gąszczyku. Powstanie tego grodu za panowania Bolesława Chrobrego wydaje się wykluczone, a to z tego względu, że kasztel mirowski miał jak na tamte czasy bardzo zaawansowaną konstrukcję i – obok Wawelu – był wówczas najnowocześniejszym grodem w Polsce. Z kilku powodów nawet był on bardziej zaawansowany technicznie niż Wawel, dlatego też nie mógł powstać przed nim. A podobna, lecz prostsza konstrukcja wawelska stanowiła przecież długoletnią i priorytetową inwestycję Mieszka I i Chrobrego.
Stąd nasza pierwsza hipoteza: budowa wspomnianej nowoczesnej fortyfikacji na Gąszczyku zaczęła się dopiero za panowania Mieszka II i trwała około dekady, gdzieś w latach 1025-1035. Budowę tę rozpoczął jeszcze poprzedni kasztelan grodu gąszczyckiego, czyli ojciec Miromira. Sam Miromir, prawdopodobnie w połowie lat 30. owego wieku, tylko ją dokończył. Byłoby to zatem także pierwsze ustalenie dotyczące życiorysu Częstocha: jako młody chłopak – czy raczej już mężczyzna – musiał on w takim razie pracować przy budowie tego grodu. Więcej nawet, ponieważ z Częstochowych legend wynika, iż jego ojciec był woźnicą, przypuszczamy więc, że i sam Częstoch pomagał raczej w dowożeniu materiału, aniżeli w pracach konstrukcyjnych przy wałach na miejscu.
Na czym jednak polegała wspomniana nowoczesność konstrukcji grodu na Gąszczyku? Otóż, większość ówczesnych grodów w Polsce – zarówno kasztelańskich, jak i fortów, oraz gródków prywatnych – posiadała w XI wieku tradycyjną budowę obwałowań, tj. jeden wał i na nim zamontowaną pojedynczą palisadę. Grody w Wielkopolsce, fortyfikowane jeszcze za czasów Siemomysła i Mieszka I, mimo wysokich i grubych wałów, miały wszakże przestarzałą ich konstrukcję zwaną „skrzyniową”, bądź też inną: „przekładkowo-hakową”. Grody w Małopolsce – poza Wawelem – były jeszcze bardziej archaiczne, gdyż miały konstrukcję wałów głównie „przekładkową”. Wawel zatem jako pierwszy gród w Polsce otrzymał – najpewniej właśnie za panowania Bolesława Chrobrego – nowoczesną konstrukcję fortyfikacji. I stąd wziął swą nazwę: Wawel, czyli gród posiadający tzw. „wąwel”.
Czymże jednak był ów „wąwel”? Słowo „wąwel” powstało na wzór innych nazw zawierających na początku cząstkę „wą-”, jak na przykład: „wąwóz” – czyli wąski przejazd wśród urwistych zboczy, „wądół” – czyli wąski dół, lub „wątor” – czyli wąskie nacięcie klepek beczki w celu zamontowania w nim dna. Stąd zatem też dwuczłonowe określenie „wąwel” zawierające dwa składowe słowa: „wą-” czyli „wąski”, oraz „-wel”. Ale co to jest „wel”? Słowo „wel” stanowi po prostu liczbę mnogą od „wał”, a ściślej – skrócenie określenia „we-wale”. Cały zatem wyraz „wąwel” znaczy tyle, co „wąskie śródwale” lub „wąskie międzywale”. Zamiast więc mówić „wewale” – jak w wyrazie „podwale” – lub w dłuższym złożeniu „wą-wewale”, skrócono to zakończenie do: „wel”. A że wel mógł być właśnie wąski, stąd nazwa „wąwel”.
Nowoczesność konstrukcji obronnej grodu zwana „wąwlem” polegała wobec tego na tym, iż stawiano wokół grodu dwa wały, ale w bliskiej od siebie odległości – średnio było to około 2,5 do 3 metrów. Na obydwu wałach wznoszono jak zwykle ostre palisady. Między nimi natomiast, czyli w głębokim i stromym rowie, wbijano na sztorc dodatkowy – trzeci ostrokół, tworząc w ten sposób nie tylko nad wyraz trudną do przebycia zaporę, ale też bardzo niebezpieczną dla samych atakujących przeszkodę. Nawet bowiem, gdy wróg spalił i sforsował zewnętrzny wał, to namokła zazwyczaj i przez to trudna do spalenia środkowa palisada, stanowiła zarazem pułapkę na którą strącano szturmujących wewnętrzny wał napastników. Nie wiadomo jednak, czy Wawel posiadał taki wąwel na całym swym obwodzie – majdan wawelski jest bowiem rozległy – czy też tylko w miejscach łatwiej dostępnych oraz nieoskarpowanych.
Dodajmy jeszcze, że fosa wąwla nie była napełniana wodą, czyli była sucha – gdyż, po pierwsze, fosy wodne musiały być dużo szersze, mając szerokość najmniej około 10 metrów, a po drugie nie robiono ich na szczytach wzgórz, gdyż woda od razu zeszłaby z nich na dół. O ile więc fosy wodne były położone nisko i miały płaskie dno, o tyle wąwle stawiano zawsze wyżej, miały one kształt litery V, oraz dodatkowo profilowano je z góry na dół, tak by woda właśnie nie stała w nich i nie poszerzała koryta. Taką zatem konstrukcję posiadał również – poza swym urwiskiem i w miejscach nieoskarpowanych – gród na Gąszczyku, co czyniło z kasztelu Miromira nie tylko twierdzę bardzo jak na owe czasy nowoczesną, ale i zarazem niezwykle trudną wtedy do zdobycia.
Do opisu grodu mirowskiego wrócimy jeszcze innym razem, teraz natomiast skonstatujmy tylko, iż jego budowa dokończona została już w bardzo trudnych politycznych i ekonomicznych warunkach. Jak wiadomo z historii, druga połowa lat 30. wieku XI, to dla Polski okres tragiczny. Rycheza, żona Mieszka II, będąc Niemką i pochodząc z rodziny cesarza – a przy tym kobietą bardzo religijną i wykształconą – próbowała przekonać męża, by zamiast anachronicznego ustroju państwa opartego na monarchii wojennej, uregulował on podatki i wprowadził monarchię feudalną. Idąc częściowo za jej głosem, Mieszko II wprawdzie zaczął reformę podatkową, ale z drugiej strony nie zamierzał bynajmniej rezygnować z łupieżczych wypraw na sąsiadów, będących główną formą dochodów państwa w ustroju monarchii wojennej. Gdy w 1030 roku, wspólnie z połabskimi Lutykami – nie będącymi jeszcze wówczas chrześcijanami – Mieszko II napadł i złupił Saksonię, Rycheza przeszła z nim w separację. Niekontrolowane działanie męża postawiło ją bowiem w nadzwyczaj trudnej i dwuznacznej sytuacji – jej matka była przecież Saksonką. Kiedy w 1031 roku konkurenci odsunęli Mieszka II od władzy, Rycheza wzięła dzieci, majątek oraz insygnia królewskie i wyjechała z kraju. Wróciła dopiero po śmierci męża, w 1034, by jako królowa, a zarazem matka następcy tronu – królewicza Kazimierza, do czasu jego dorośnięcia sprawować władzę w kraju. Podczas jej nieobecności Polska jednak znalazła się na skraju finansowej ruiny, a sytuacja polityczna i społeczna kraju już wcześniej wymknęła się spod czyjejkolwiek kontroli.
Mieszko II, prowadząc politykę stopniowego wprowadzania podatków, czynił zarazem na to konto ustępstwa wobec reprezentującej jeszcze tradycyjną, prasłowiańską religię i ustrój, starszyzny opolnej. W zamian za zgodę starszyzny na opodatkowanie opoli, czyli okręgów wiejskich, kasztelani i burgrafowie musieli przeto zachować tolerancję wobec religii prasłowiańskiej. Gdy Mieszko II stracił władzę, jego konkurenci natomiast – pozbawieni wpływów z wojen – zerwali ów układ z radami starszych i raptownie zwiększyli podatki. Starszyzna ludu odmówiła wówczas wyższych danin, powołując się na zawarty układ z poprzednim królem. Możnowładcy w odpowiedzi zaczęli palić prasłowiańskie świątynie. Wtedy lud zbuntował się, starszyzna zarządziła powstanie i w odpowiedzi zaczęto palić kościoły chrześcijańskie, oraz niszczyć lokalne grody i podgrodzia.
Rycheza więc, powróciwszy w ogniu tych walk wewnętrznych do kraju, nie była w stanie nic już zrobić. W 1037 roku, gdy magnaci wielkopolscy ostatecznie wygnali ją i królewicza Kazimierza z Polski, kraj rozpadł się na osobne, rządzące się na własną rękę kasztelanie. Częstoch najpewniej był świadkiem tych wydarzeń i z pewnością do grodu Miromira docierały owe straszne wieści, zarówno z najbliższych okolic, oraz z Wielkopolski, Małopolski i Śląska. Kasztelanie nad górną Wartą pozostały jednak niezniszczone. Paradoksalnie bowiem, między Wartą i Liswartą istniała wtedy sama tylko linia fortec, a w związku z tym nie stawiano tutaj wówczas ani prasłowiańskich świątyń, ani też chrześcijańskich kościołów.
Zdjęcie: Królowa Rycheza (ok. 995-1063)
Adam Królikowski