Altea Leszczyńska, znana dotychczas z działań w obszarze sztuk plastycznych, nakładem Literackiego Towarzystwa Wzajemnej Adoracji „Li-twa” wydała dwie powieści – „Brat” i „Podwójna miara”. Pierwsza to studium schizofrenii. Leszczyńska podąża ścieżką wyobcowania głównego bohatera z rzeczywistości, umiejętnie absorbując czytelnika w klimat i akcję swojej narracji. Podobnie udaje się jej zaciekawić odbiorcę w „Podwójnej mierze”. Tu temat osnuwa na relacjach emocjonalno-erotycznych czwórki bohaterów. Sylwetki portretuje wyraziście, nadając bohaterom zindywidualizowane rysy charakteru.
Rozmawiamy z Alteą Leszczyńską
Dotychczas nasze rozmowy toczyły się wokół Pani malarstwa. Teraz prezentuje Pani inny rodzaj twórczości. Kiedy zrodziło się zamiłowanie do pisania?
– W liceum. Kontynuowałam pisanie przez okres studiów. W tym czasie powstało kilkanaście prac – powieści, opowiadania, nowele. Cieszę się, że niektóre nie utknęły na dnie szuflady czy twardym dysku. Ukazały się dwie powieści – „Podwójna miara” i „Brat”, a w piśmie Towarzystwa „Li-Twa” – „Galeria”, od czerwca ubiegłego roku, odkąd zostałam przyjęta do tego grona, publikowane są moje opowiadania. Pisanie odstawiłam na bok pięć lat temu, gdy zaczęłam malować zawodowo.
W swoich powieściach dotyka Pani tematów społeczno-obyczajowych, używając mocnych środków wyrazu.
– Pierwsza powieść „Podwójna miara”, powstała osiem lat temu. To opowieść stricte społeczno-obyczajowa, psychologiczna, pokazująca naturę ludzką. Zawierała zagadkę, intrygę, stąd niektórzy odebrali ją jako kryminał. Bohaterowie mieli mroczne tajemnicze, rozwikłane przy końcu powieści. Była ciekawa pod względem formalnym. Wypowiadało się w niej czworo narratorów, ich relacje posuwały akcję do przodu. Każdy z nich miał inny sposób ekspresji, inną formę językową, co nadawało im swoistą odrębność charakterologiczną. Pomysł powieści „Brat”, która ukazała się w kwietniu bieżącego roku powstał w mojej głowie na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Spisałam go w 2004 roku. Jest to powieść gotycka, osadzona we współczesnych realiach, pewnego rodzaju horror, ze zjawiskami nadprzyrodzonymi.
Czy malarstwo i pisarstwo są u Pani powiązane?
– Nie, bo jak zaczęłam malować zawodowo, to przestałam pisać.
Czy publikacja powieści była spełnieniem Pani pragnień?
– Kiedyś to były moje marzenia. Teraz jestem bardziej związana z karierą malarską i graficzną. Skończyłam podyplomowe studia na wydziale malarstwa w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych – obroniłam dyplom w pracowni malarstwa i pracowni interdyscyplinarnej. Zrobiłam też kurs fotografii na Akademii Fotografii. Swoją przyszłość wiążę ze sztukami plastycznymi.
Pani pisarstwo zyskało spore grono czytelników.
– Cieszę się. Moje książki są przemyślane, na pewno nie pisane na siłę, pod wydawcę.
Może trochę szkoda zaniechać pisania. Będzie Pani kontynuować tę działalność?
– Zobaczymy co czas pokaże. Chciałabym się jednak skoncentrować na malarstwu, grafice, performance, video-art. To są moje główne zainteresowania. Jeśli będę miała równie ciekawy pomysł, co „Podwójna miara” czy „Brat”, to na pewno to spiszę. Jednak mój dynamizm, moja energetyczność i żywiołowość są bardziej związane z malarstwem, gdzie mogę się bardziej wyładować. Pisanie jest bardziej statyczne.
Ma Pani szerokie zainteresowania plastyczne, niczym człowiek renesansu.
– Często w stosunku do siebie spotkałam się z określeniem „kobieta renesansu”. Jest to bardzo miłe. Wszystkie sztuki są ze sobą związane. Ich uprawianie jest formowaniem swojego wizerunku. To kwestia kreacji artystycznej, tworzenie jest odkrywaniem siebie, ale i kreowaniem siebie, odsłanianiem tego co się chce, a ukrywaniem innych rzeczy.
Jaką siebie chce Pani promować?
– Taką jaką jestem. A bardzo szybko się zmieniam, ewoluuję. Myślę, że to dobrze. Ciągle dojrzewam, dorastam, uczę się nowych rzeczy z każdym dniem i chwilą. Uczę się od ludzi, z którymi się spotykam i poprzez sytuacje, które przeżywam.
Zmiany wynikają z Pani osobowości czy chęci zaskakiwania innych?
– Z chęci uczenia. Uwielbiam się uczyć, gdyby to było możliwe byłabym wieczną studentką. Wszystko mnie interesuje. Literatura, poezja, malarstwo, grafika, fotografia, aktorstwo, teatr, kino, taniec, muzyka.
A Pani mistrzowie?
– Też się zmieniają. Parę lat temu uwielbiałam prerafaelitów i ekspresjonistów, teraz malarstwo materii, czyli Grupę Nowohucką, która działała w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, malarzy typu Julian Jończyk, Witold Urbanowicz, Teresa Rudowicz, Rajmund Ziemski, Mieczysław Janikowski.
A w literaturze?
– Też trudno podać mi tego jednego. Kiedyś byłam fanką Iris Murdoch, co jest widoczne w „Podwójnej mierze”. Lubiłam Barbarę Vine, Susan Hill. Teraz odkrywam rosyjskich klasyków – Czechowa, Dostojewskiego.
Dziękuję bardzo.
URSZULA GIŻYŃSKA