Spotkanie w “Gaude Mater”
Agata Tuszyńska – pisarka, eseistka, reporterka, poetka. Ukończyła historię teatru na Wydziale Wiedzy o Teatrze w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Dorobek literacki Agaty Tuszyńskiej budzi szacunek. Wydała sześć tomików poezji, zbiór reportaży “Kilka portretów z Polską w tle”, tom szkiców “Rosjanie w Warszawie”. Jest autorką książek o Marii Wisnowskiej, Isaacu Singerze, Irenie Krzywickiej i Hilarym Koprowskim. Publikuje m.in. w paryskiej “Kulturze”, “Zeszytach Historycznych”, “Tygodniku Powszechnym”, “Odrze”, “Kresach”. W 1993 roku otrzymała nagrodę PEN-Clubu im. Ksawerego Pruszyńskiego. Kocha podróże i ceni sobie spotkania z ludźmi.
– Jak Pani czuje się w naszym mieście?
– Chętnie przyjmuję propozycje wyjazdów, przede wszystkim do miejsc, których nie znam i w których nie byłam. Dla Polski Częstochowa jest wyjątkowa przez Jasną Górę, przez klasztor, do którego się wybrałam. To miejsce szczególne i szczególne przeżycie.
– Historie opisywane przez Panią na długo pozostają w pamięci. Od czego zaczyna się praca biografa?
– Na początku jest ciekawość, fascynacja tajemnicą drugiego człowieka. Takie niezwykłe postaci trzeba umieć znajdować, a potem próbować zrozumieć. Zaczyna się od silnych emocji, które w miarę pracy rozpalają się lub gasną. Muszą jednak zaistnieć. Inaczej nie jestem w stanie napisać nic ważnego, ani poruszającego. Moja praca jest pracą detektywa, pracą śledczą. Rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: zewnętrznej i wewnętrznej. To jest operacja na duszy mojego bohatera. Cieszę się słysząc, iż opowieści moje pozostają w pamięci.
– Jedna z zasad pracy dziennikarskiej stosowana przez znanego polskiego repotera, podróżnika, pisarza i historyka Ryszarda Kapuścińskiego brzmi: “Reporter musi być przede wszystkim dobrym człowiekiem. Mieć zdolność empatii, utożsamiania się z ludźmi, o których pisze”.
– Czy Pani, jako reporterka, zgadza się z tą zasadą?
– Tak, zgadzam się. Wędrowanie i spotkania z ludźmi nauczyły mnie pokory. Bohaterowi nie może grozić niebezpieczeństwo z mojej strony. Musi wiedzieć, że jego słowa nie zostaną wykorzystane przeciwko niemu, jego historia nie może zostać wypaczona. Myślę, że to jest podstawowy element etyki dziennikarskiej. Jeżeli ma się inne zamiary wobec ludzi, to nie należy się tym zawodem w ogóle zajmować.
– Czym dla Pani są wiersze?
– Wiersze są mi potrzebne. Poezja pozwala zatrzymać się na chwilę, spojrzeć do wnętrza i zastanowić się, czy pośpiech, natłok informacji, codzienna gonitwa mają sens. Poezja daje możliwość duchowego oddechu, oczyszczenia. Codziennie czytam choćby jeden wiersz i staram się robić notatki poetyckie. Podróżuję z tomikami wierszy. Mam je pod ręką w pociągach, samolotach, w drodze. I myślę, że gdyby każdy przeczytał jeden wiersz dziennie, to byłby z pewnością lepszym człowiekiem.
– Wykłada Pani na Uniwersytecie Warszawskim. Co pragnie Pani przekazać studentom?
– Lubię pracę ze studentami. Wykładam literaturę faktu. To praktyczna nauka dziennikarskiej kuchni. Ćwiczenia z umiejętności rozmowy, zadawania pytań i prostego opisu rzeczywistości. Długo broniłam się przed uczeniem, a dziś nie wyobrażam sobie życia bez pracy na uczelni. Kontakty z młodzieżą są niesłychanie wzbogacające. Staram się przekazać im moje zawodowe doświadczenie, a oni pokazują mi siebie i sposób, w jaki patrzą na życie. Taka wzajemna wymiana energii.
– Nad czym Pani obecnie pracuje?
– Pracuję nad książką bardziej osobistą, niż dotychczasowe. Jest to historia moich dwóch rodzin – rodziny mojej matki i rodziny ojca. Jej fragmenty będą niebawem drukowane w “Odrze”.
– Pani marzenia?
– Chciałabym pisać dobre książki. Przydać się innym i jakoś usprawiedliwić swój pobyt na ziemi.
– Dziękuję za rozmowę.
BARBARA SZYMAŃSKA