W domu i na świecie – RYSZARD BARANOWSKI
Kilka wieczorów ubiegłego tygodnia spędziłem przed
ekranem, na którym telewizja Planete pokazała w całości
sławny dokument Claude’a Lanzmanna “Shoah”. Obydwa słowa –
tak amerykański “holocaust”, jak hebrajski tytuł filmu
(“Zagłada”) – były przed 15 laty w Polsce zupełnie
nieznane, gdyż w szkołach mówiono właśnie o zagładzie albo
tłumaczono niemiecki termin “Endloesungder juedische
Frage” (ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej).
Francuski reżyser objechał w 1985 roku wiele miejsc w
świecie, ale najwięcej czasu spędził w naszym kraju
rejestrując liczne wypowiedzi rozmówców w miejscowościach
o złowrogo brzmiących nazwach: Treblinka, Sobibór,
Oświęcim. Ekipa filmowców i tłumaczy skorzystała z
ówczesnej odwilży politycznej, gdy dopuszczono względną
swobodę dyskusji o kartach naszej historii. Zguba
żydowskiego narodu podpadała pod specjalne paragrafy
zapisów cenzorskich, które w specyficzny sposób chroniły
naszą godność. Komuniści zawsze też podejrzewali, że za
zainteresowaniem niemieckimi obozami koncentracyjnymi,
kryje się nieczysta chęć dowiedzenia naszej obojętności, a
nawet przypisania Polakom części winy.
Nie zdziwiła mnie zatem wielka chryja, która wybuchła po
9-godzinnej projekcji premierowej w stolicy Francji i
niektórych miastach niemieckich. Na jednej ze swych
cotygodniowych konferencji prasowych szalał Jerzy Urban,
oskarżając “określone koła” o szkalowanie narodu
polskiego, zaś reżysera o niecną manipulację. Nie jest
tajemnicą, iż rzecznik rządu Jaruzelskiego (sam przecież
Żyd) świecił oczami za słabo skrywany antysemityzm w PZPR,
wojsku i kręgach kombatanckich. Kampania przeciw “Shoah”
została jednak tak źle przyjęta w Europie i Ameryce, że w
najwyższych kręgach zdecydowano o pokazaniu stronniczo
dobranych fragmentów pomnikowego dzieła Lanzmanna. Nie
waham się tak nazwać owego zapisu, gdyż na podobną analizę
nie zdobył się żaden twórca od czasu wydania “Medalionów”
Zofii Nałkowskiej. Choć pisarka też czasem się myliła (nie
poparta dokumentami sprawa z wytwarzaniem mydła z ludzi),
nie sposób odmówić jej zdolności opisania tego, czego nie
nie sposób objąć rozumem.
Wielu publicystów odnosi wrażenie, iż w wolnej Polsce
pamięć historyczna przekierowała się zbytnio na Wschód,
upatrując tylko tam przyczyn naszych nieszczęść. Jest to o
tyle zrozumiałe, że rachunki krzywd wystawiane Niemcom
bywały czasem wygórowane, jeśli nie fałszywe. Poza tym, w
ogólnej świadomości pozostał obraz okupanta skupionego
niemal wyłącznie na kwestii żydowskiej, czyli przedmiocie
licznych konfliktów społecznych, politycznych, kulturowych
i religijnych w Polsce przedwrześniowej. Prawa
Norymberskie zaprowadzone w Generalnym Gubernatorstwie
zmieniły – czy się to komu podoba czy nie – stosunki
własnościowe symbolizowane przez sławne powiedzenie “wasze
ulice – nasze kamienice”. Sam mieszkam w takim domu, który
gdzieś w 1943 przeszedł notarialnie z rąk żydowskich na
własność pewnego polskiego aptekarza. Gdzież podział się
jego dotychczasowy właściciel?
Na to pytanie odpowiada jeden z izraelskich rozmówców
Lanzmanna – Abraham Bomba, fryzjer z Częstochowy. Do
Treblinki trafił w jednym ze składów pociągów formowanych
na mało komu znanym dworcu towarowym Warta, usytuowanym na
tyłach nieistniejącej już papierni i upadłej fabryki
włókienniczej o tej samej nazwie. Metodyczne podejście
niemieckiej kolei (Deutsche Reichsbahn) do ludzkiego
“ładunku” opisywał swego czasu mecenas Jan Pietrzykowski,
który pokazywał mi rozkłady jazdy z uwidocznionymi
składami specjalnymi, kończącymi swój bieg w obozach
zagłady. Już z filmu dowiadujemy się, że ostatnia droga
mężczyzn, kobiet i dzieci była opłacona przez SS biletami
zbiorowymi – takimi samymi, jak wystawianymi dla szkolnych
wycieczek w góry. Fryzjera Bombę postawiono na posterunku
w samej komorze gazowej, gdzie tygodniami strzygł kobiety
i wkładał ich włosy do worków. Nieszczęsne niewiasty już
wiedziały, że ich mężowie, dzieci i narzeczeni stracili
życie w trujących spalinach wydobywających się z
zapuszczonych motorów…
(cdn.)
ryszardbaranowski@poczta.onet.pl
RYSZARD BARANOWSKI