POD PATRONATEM „GAZETY CZĘSTOCHOWSKIEJ”
Niesprzyjająca aura nie pokrzyżowała szyków organizatorom II Międzynarodowego Festiwalu Jazzu Tradycyjnego „Swinging Jura”. Impreza obroniła się wysokim poziomem artystycznym. Miłośnicy tego gatunku muzyki, a stawiło się ich liczne grono, nie mogli czuć się zawiedzeni.
Koncerty odbyły się w dniach 19-20 czerwca br. w ogrodach Hotelu Restauracji „Mały Dworek” w Olsztynie k. Częstochowy, którego współwłaściciel Janusz Konieczny był głównym pomysłodawcą przedsięwzięcia. II edycję otworzył wspólnie z wójtem Tomaszem Kucharskim i prowadzącym całość Tadeuszem Ehrhardtem-Orgielewskim. Dyrektorem artystycznym był wybitny skrzypek Siergiej Wowkotrub.
Atmosferę na wstępie rozgrzał big band Zespołu Szkół Muzycznych im. M. J. Żebrowskiego. Licealiści i gimnazjaliści, pod dyrekcją Włodzimierza Gołębiowskiego, zebrali za swój występ bardzo ciepłe recenzje.
Później przyszedł czas na gwiazdy pierwszego formatu. Jan „Ptaszyn” Wróblewski (saksofon) i Paweł Tartanus (banjo i wokal), jako Ultra Tradycyjne Duo, nie dość, że zachwycili muzyką wysokich lotów, to w dodatku porwali publiczność wyrafinowanym i niebanalnym poczuciem humoru. Szczególną uwagę zwracał mocny, jazzowy głos Pawła Tartanusa.
Następni w kolejce do wejścia na scenę w „Małym Dworku” byli członkowie Hot D`Jazz Trio z Krakowa, z repertuarem w stylu gypsy swing, czyli jazzem cygańskim. Ostatni oficjalny koncert dały panie z Holandii. „Alice in Dixieland” jest zespołem o tyle nietypowym, że skład w całości ma żeński. Jazzmanki zaprezentowały się jednak bardzo przekonywująco, szybko nawiązując nić sympatii ze słuchaczami.
Drugi dzień Festiwalu rozpoczęła grupa South Sielsian Brass Band z Rybnika. Tuż po niej, w bardzo ciekawym programie, zagrała nowa formacja Tadeusza Eehrhardta-Orgielewskiego (kornet, flügelhorn) „TadOr Swingtet”. Prezes Stowarzyszenia Jazzowego w Częstochowie wystąpił wspólnie z Markiem Rudnickim (saksofon, klarnet, flet), Wojciesławem Kamińskim (fortepian), Pawłem Tartanusem (banjo i wokal), Januszem Kozłowskim (kontrabas) i Bogdanem Kulikiem (perkusja), czyli prawdziwą śmietanką polskiej muzyki.
Niby wciąż jazzowo, a jednak bardziej na poważnie. Solowy występ na fortepianie Andrzeja Jagodzińskiego zapadł wszystkim w pamięć na długi czas. Jego interpretacje utworów Fryderyka Chopina dały zebranym sporą dawkę emocjonalnych uniesień. Przepiękne melodie były przepełnione tak niesamowitą ekspresją, że można było wpaść w trans.
Na finał po raz kolejny wystąpiły panie z Holandii. Oba festiwalowe dni zakończyły wspólne jam session artystów.
Na plus II „Swinging Jurze” należy zapisać dużą różnorodność repertuarową, sprawną organizację oraz prowadzoną z wielką swadą i poczuciem humoru konferansjerkę przez Tadeusza Ehrhardta-Orgielewskiego. Cieszą zapowiedzi organizatorów o planach dalszej kontynuacji przedsięwzięcia.
Sponsorami Festiwalu byli: Okręgowa Izba Radców Prawnych w Opolu, ISD Huta Częstochowa, Piekarnia „Musiorski”, firma „Alfa”, PGNiG S.A., Drukarnia – Introligatornia „Udziałowiec”, TUiR „Warta” S.A., firma „Wosana”, Biuro Wycen i Ekspertyz dr inż. Marek Rabenda, BS Poczesna, P.H.U. „Tommar”, Wspólnota Gruntowa Olsztyn.
ŁUKASZ GIŻYŃSKI
+ foto: Jazzowe aranżacje utworów Fryderyka Chopina w wykonaniu Andrzeja Jagodzińskiego wprowadziły wszystkich słuchaczy w błogi nastrój melancholii
Komentują dla „Gazety Częstochowskiej”
JANUSZ KONIECZNY, współwłaściciel Restauracji i Hotelu „Mały Dworek”, główny organizator Festiwalu „Swinging Jura”
Jakby Pan podsumował drugą edycję Festiwalu?
– Staraliśmy się, żeby poziom drugiej odsłony był wyrównany względem pierwszej. Jednak obecna impreza, jeżeli chodzi o znane nazwiska ze świata jazzu, jest wartościowsza niż ubiegłoroczna. Sama obecność Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego i Pawła Tartanusa czy Andrzeja Jagodzińskiego dodaje splendoru. To są gwiazdy światowego formatu. Żałujemy, że pogoda nam nie dopisała, ale mimo złej aury oba dni koncertów bardzo się udały. Już mamy w planach trzecią edycję, choć jeszcze bez skonkretyzowanych propozycji. Wiele pomysłów przychodzi nam do głowy, różnymi zespołami i osobami się interesujemy. Formuła na pewno będzie podobna. Opieramy się na jazzie tradycyjnym i tak pozostanie.
Czy planujecie w jakiś sposób promować jazz tradycyjny wśród okolicznych mieszkańców?
– Mamy taki zamiar. Jazz tradycyjny większości może się kojarzyć z salami koncertowymi. Tymczasem jest to muzyka taneczna. Kiedyś nie było dyskotek, zespoły grały w lokalach, a ludzie bawili się przy takich rytmach. Chcemy, żeby Festiwal zdobył jak najszerszy zasięg, a jego rozmach i popularność rosły. Wiele sobie obiecujemy, bo współpracujemy ze Stowarzyszeniem Jazzowym w Częstochowie, więc będziemy mieli większą nośność w środowisku.
SIERGIEJ WOWKOTRUB, dyrektor artystyczny Festiwalu „Swinging Jura”, koncertmistrz Filharmonii Częstochowskiej
Proszę podsumować poziom artystyczny obecnej edycji „Swinging Jury”.
– Byłem mile zaskoczony, że mimo deszczu i niskiej temperatury mieliśmy publiczność, która słuchała koncertów uważnie i aktywnie reagowała na solówki muzyków. Uważam, że Festiwal rozwija się, poszerzamy horyzonty. Także w sensie geografii – w tym roku zaprosiliśmy artystów z Krakowa, Rybnika, Warszawy, a także wspaniały sekstet żeński „Alice in Dixieland” z Holandii. Panie pokazały, że w niczym nie ustępują męskim zespołom i mają niepowtarzalne brzmienie.
Jak wyglądają zamierzenia co do kolejnej edycji Festiwalu?
– Oczywiście myślimy o niej. Mamy zgrany zespół w postaci gospodarza Janusza Koniecznego oraz Tadeusza Orgielewskiego, który ma ogromny potencjał energii i potrafi zainspirować każdego muzyka. Bezproblemowo przychodzą nam różne idee i sposoby ich realizacji. Przyszłoroczną odsłonę – oprócz sięgnięcia po artystów z nowych zakątków Polski i świata – spróbujemy poszerzyć o warsztaty jazzowe dla wszystkich grających swing i chcących podnieść swoje kwalifikacje. Przyjeżdża do nas krajowa i zagraniczna czołówka jazzmanów. Z pewnością nauka u Wojciecha Kamińskiego, Janusza Kozłowskiego czy Pawła Tartanusa będzie wartościowym przeżyciem.
Jednym ze stałych fragmentów Państwa przedsięwzięcia są wspólne jam session po koncertach. Jaką mają one wartość dla zawodowego muzyka?
– Dla publiczności najważniejszą częścią imprezy są koncerty, dla muzyka – jam session. Zespół przyjeżdża przygotowany do oficjalnego występu, ma opracowany program, aranżacje. Każdy członek grupy wie, kiedy ma zagrać solówkę. Natomiast na jamach spotykają się artyści z różnych składów. Często są zaskakiwani np. tonacją wykonywanego utworu i muszą improwizować, czyli komponować w czasie rzeczywistym. Od razu widać poziom poszczególnych instrumentalistów. Jest to szansa, żeby się popisać przed kolegami, ale też podpatrzeć, co oni potrafią. To wszystko bardzo wzbogaca muzyka. Tu zaczyna się prawdziwy jazz. Poza tym na naszych jam session zawsze panuje wspaniała atmosfera.
TADEUSZ EHRHARDT-ORGIELEWSKI, prezes Stowarzyszenia Jazzowego w Częstochowie, prowadzący festiwalowe koncerty
Jak ocenia Pan II edycję Festiwalu „Swinging Jura”?
– Impreza na pewno rozwija się. Pierwsza odsłona była przymiarką, chociaż obsadę też miał bardzo dobrą. Przedsięwzięcie zaczyna mieć konkretną koncepcję. Jeżeli rozwój będzie nadal tak postępował, z czasem będzie to jeden z najpoważniejszych festiwali jazzu tradycyjnego w Polsce.
W tym roku na Festiwalu wystąpił Pan z formacją „TadOr Swingtet”, proszę powiedzieć kilka słów na jej temat.
– Pierwszy człon pochodzi od mojego imienia i nazwiska, czasami podpisuję się tak w listach. Natomiast drugi określa nasz program, gramy swing. Poza tym nie obliguje mnie ilością muzyków, jak np. w kwartet czy kwintet. Grupa powstała na moich urodzinach w zeszłym roku. Zrealizowałem dzięki niej marzenie, które miałem od dziesiątek lat – żeby występować w zespole swingowym (z „Five O`Clock Orchestra” wykonujemy dixieland). W tej chwili moje upodobania i pasje jazzowe są całkowicie spełnione. Wiele aranży w utworach wykonywanych przez „TadOr” zawiera tematy unisono (jednogłośne zagranie utworu lub jego fragmentu przez grupę instrumentów – przyp. red.) na trąbkę i saksofon tenorowy. Brzmienie to fascynuje mnie od 1964 r., kiedy w Częstochowie gościli śp. Andrzej Królewicz i Jan „Ptaszyn” Wróblewski.
Prowadzi Pan koncerty żywo i spontanicznie, co dodaje im swoistego kolorytu…
– Najważniejsza jest bliskość z publicznością. Właśnie dlatego do prowadzenia koncertów przygotowuję się tylko merytorycznie. Reszta powstaje pod wpływem impulsów, sytuacji, które dzieją się na scenie czy widowni. Komentuję je, a słuchacze czują się wciągnięci w całość. Nie mogą być całkiem pasywni, powinni czuć, że też kształtują występ. Jeżeli to się uda, uważam, że zrobiłem dobrą robotę.
ŁuGi