XXII niedziela zwykła, 28 sierpnia 2005 r.
Jezus rzekł do swoich uczniów: “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”.
Świat dzisiaj potrzebuje ludzi mocnych, silnych, nieugiętych. Takich, którzy nie boją się podejmować rozmaitych wyzwań. Takich, którzy może po drodze podepczą, ale zawsze dojdą do zaplanowanego celu. Oto obraz współczesnego człowieka, który jest promowany, szczególnie w pokoleniu ludzi młodych. Obiegowe stwierdzenie natomiast “gdy taki nie będziesz to nie znajdziesz miejsca na rynku pracy” może nas w takim przekonaniu umocnić.
Skoro więc słyszymy słowa Pana Jezusa o rezygnacji, zaparciu się siebie, czy utracie życia, to w niektórych głowach może nastąpić konfrontacja myśli, których pozornie nie da się pogodzić. Czy zatem człowiek wierzący nie dostanie pracy, bo nie jest przebojowy i jest bardziej skromny od swego konkurenta. To może lepiej zrezygnować z wiary?
Ewangeliczne wezwanie do utraty życia nie oznacza od razu drogi męczeństwa, oddania życia za wiarę, tak jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Dziś to wezwanie musimy rozumieć nieco inaczej. Stracić życie czy wziąć krzyż oznacza podjęcie codziennego trudu swoich obowiązków życiowych. Wziąć krzyż na swoje barki, to wyrzec się własnego egoizmu, dążenia tylko do zaspokojenia swoich potrzeb. Każdy dla siebie ma przeznaczony jakiś krzyż; może to być krzyż ciężkiej pracy, utrzymania rodziny, może czasem krzyż cierpienia czy choroby.
Wtedy dopiero możemy odnaleźć pełnię życia, być człowiekiem bogatym. Bowiem o bogactwie człowieczeństwa nie świadczy tylko stan konta, duży dom czy piękny samochód. Bogactwo człowieka wyraża się w tym, co może dać drugiemu, w jego postawie rezygnacji z przyjemności. Choćby miał niewiele to zawsze może podzielić się dobrem i miłością, które wypływają z jego duszy.
ks. MICHAŁ WIECZOREK