Rozmowa z nowym dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie – Zbigniewem Bajkowskim.
Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Częstochowie jest trudnym polem, zarówno ze względu na sytuację kadrową, a przede wszystkim z powodu bardzo ciężkiej sytuacji finansowej. Placówka jest zadłużona na ponad 50 milionów złotych. Dlaczego podjął Pan to wyzwanie kierowania szpitalem? Chce Pan o niego zawalczyć?
Przede wszystkim jest to dla mnie nowe wyzwanie. Zostałem poproszony o to, abym ocenił sytuację finansową Szpitala, która rzeczywiście jest trudna. Kwestie finansowe to jedno, ale dużo większym problemem są zaszłości związane z sytuacją personalną. Podjąłem się tego zadania mając na uwadze moje dotychczasowe doświadczenie, z wiarą, że sytuację Szpitala uda się uzdrowić.
Jaki zatem ma Pan plan naprawczy? Macie Państwo otrzymać wsparcie realne finansowe z Urzędu Marszałkowskiego?
Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, iż obecna sytuacja placówki jest sumą wielu elementów. O ile kwestie finansowe były mi znane, o tyle zaniedbania inwestycyjne – już w mniejszym stopniu. Wbrew pozorom, sytuacja finansowa jest do opanowania, bo pieniądze, aby szpital mógł w miarę normalnie funkcjonować pozyskujemy. Część z nich pochodzi z budżetu województwa, dlatego dziękuję za okazaną Szpitalowi pomoc marszałkowi Jakubowi Chełstowskiemu i wicemarszałkowi Dariuszowi Starzyckiemu. Z puli środków urzędu otrzymaliśmy 10 milionów złotych na pokrycie zobowiązań wymagalnych oraz drugie 10 milionów na pokrycie ujemnego wyniku finansowego placówki. Drugą część niezbędnych funduszy, czyli 20 milionów złotych, pozyskamy z kredytu bankowego, który jest poręczony przez władze wojewódzkie. Przy tak dużym zadłużeniu Szpitala żaden bank nie udzieli nam kredytu bez gwarancji. Tak więc w tym roku będziemy mieli ok. 40 milionów złotych na pokrycie zobowiązań wymagalnych. Część tych pieniędzy będzie przeznaczona na prace remontowe, ponieważ tu potrzeby są ogromne. Co istotne, udało mi się pozyskać finansowanie na zakup nowego sprzętu medycznego.
Jakie urządzenia są najpotrzebniejsze?
Potrzeby są ogromne, wiele urządzeń się zestarzało i zepsuło. Niezbędne są nowe: angiograf, mikroskop do zabiegów neurochirurgicznych, sztuczne nerki, wieże laparoskopowe i wieże do gastro- i kolonoskopii. Na te inwestycje dodatkowo udało mi się pozyskać około 9 milionów złotych. W sumie w tym roku szpital będzie miał zastrzyk gotówki w kwocie około 50 milionów złotych. Nie byłoby to możliwe jak już zresztą wspomniałem bez życzliwej postawy Zarządu Województwa Śląskiego. Mając to na uwadze, spoczywa na mnie ogromny obowiązek profesjonalnego zarządzania szpitalem. Jednak pieniądze to jedno, natomiast możliwości związane z personelem, to drugie…
A fachowego personelu zaczyna chyba brakować, że przypomnę sprawę związaną z laryngologią. Mówi się o pękniętej rurze, ale też i braku lekarzy…
To są kwestie, które się ze sobą sprzęgły. Awaria to jedno, a przebudowa kadrowa – drugie. Na ten moment laryngologia jest zamknięta, lekarze są urlopie.
A co z pacjentami? Czy szpital oferuje coś zastępczego?
Nie możemy tego uczynić, jeśli lekarze są na urlopach i oddział jest nieczynny. Zabiegi, które były tu wykonywane są planowe, nie ma pilnych terminów. Forma pracy oddziału w 98 procentach jest „jednodniowa”, czyli na drugi dzień po zabiegu pacjent wychodzi ze szpitala. Oczywiście nagłe przypadki obsługuje się na SOR. Tam laryngolog będzie.
A jakie są najpilniejsze inwestycje remontowe? Z Pana wypowiedzi wnioskuję, że wszystko jest do poprawy, że szpital się wali.
Jeśli miałbym dzisiaj 12 milionów na inwestycje remontowe, to najpilniejsze bym zrobił. Ale w tym roku będę miał na ten cel około 3 milionów złotych i jako pierwszy będzie remontowany oddział gastroenterologii, włącznie z przeniesieniem pracowni gastro-kolonoskopii z części poradnianej, która absolutnie nie spełnia standardów. Następnie chcemy podjąć się remontu oddziału ginekologicznego. Były sugestie ze strony kierownika oddziału i personelu, aby jednocześnie przebudować salę porodową, ale w tym roku na pewno nie uda się tego zrobić. Będę się próbował to zrealizować w przyszłym roku, tak aby oddział ginekologiczny, położniczy i sala porodowa były już na jednym poziomie pod względem komfortu i możliwości. Ponadto chcemy dość ogólnie, bo na dziś tylko taka jest możliwość, wyremontować oddział ortopedyczny. Stawiamy na zwiększenie ilości zabiegów endoprotezoplastyk, co wiąże z zapewnieniem pacjentom tego oddziału lepszych warunków pobytu na oddziale. Od pewnego czasu zabiegi te nie są zabiegami limitowanymi, czyli im więcej wykonamy, tym więcej Szpital uzyskuje przychodu, co dla nas jest kwestią niezmiernie ważną, a nawet warunkiem przeżycia. Następna, bardzo duża inwestycja związana jest z przebudową całego pierwszego piętra wraz z budową węzłów sanitarnych w budynku przy ul. PCK na Tysiącleciu. Tam, od końcu tego roku do połowy przyszłego, dawną część świetlicową i okulistyczną zaadaptujemy pod potrzeby funkcjonującego w złych warunkach oddziału wewnętrznego, który zostanie przeniesiony z piętra drugiego. Mniejsze działania, których jest mnóstwo, realizujemy na bieżąco. Aktualnie jesteśmy po podpisaniu umowy intencyjnej z Tauronem w sprawie modernizacji systemu zasilania w energię elektryczną i cieplną oraz źródeł ciepła i oświetlenia w budynku przy ul. Bialskiej. Jeżeli audyt efektywności okaże się pomyślny, a wszystko na to wskazuje, to Tauron wybuduje nowe źródło zasilania. Po wykonaniu tej inwestycji będziemy płacić mniej za zużycie energii elektrycznej i cieplnej, a z uzyskanej różnicy będziemy spłacać należność Tauronowi za zrealizowane przez niego inwestycje. Myślimy też o systemie klimatyzacji, na dziś na pewno w sali operacyjnej.
A wracając do planu naprawczego, który przeprowadzamy przy dużym wsparciu załogi. Głównym jego źródłem jest mocny nacisk na racjonalizowanie zużycia leków. W czerwcu, po wprowadzeniu przeze mnie ograniczeń limitowych, zużycie leków w stosunku do maja, kiedy tych ograniczeń nie było, zmniejszyło się o 650 tysięcy złotych.
Nie odbywa się to kosztem pacjentów? Skąd taka suma?
Pacjent jest dla nas zawsze najważniejszy, dlatego tak mocno postawiliśmy na efektywność używania leków. Okazuje się, że można nimi gospodarować zarówno racjonalnie jak i z korzyścią dla pacjenta. Oszczędność miesięczna na poziomie 650 tysięcy przyniesie rocznie około 7 milionów złotych. To są konkretne pieniądze, dla szpitala bardzo istotne. A oszczędności mogą być jeszcze większe. Chcę podkreślić, że ten efekt udaje się osiągać dzięki współpracy bardzo dużej części załogi. Im szybciej zmniejszymy marnotrawstwo leków, tym szybciej spadnie poziom zadłużenia i z czasem na inwestycje pojawią się środki własne. Druga kwestia związana z planem naprawczym to racjonalizacja zleceń badań laboratoryjnych. Ponadto odchodzi nam budynek przy al. Pokoju.
Właśnie, likwidacja tak zwanego Szpitala Hutniczego, przy al. Pokoju, budzi niepokój mieszkańców i hutników. Czy jest to konieczne i co w zamian Państwo oferujecie?
Jest to konieczne. Oczywiście usługi świadczone w placówce przy al. Pokoju zostaną w całości przeniesione do budynku przy ul. PCK. Tam są wolne miejsca. Usług nie będziemy zawężać, ale chcemy je usprawnić i zracjonalizować. Budynek po Szpitalu Hutniczym na potrzeby mającego powstać Wydziału Lekarskiego ma przejąć, i z pewnością przejmie, Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza.
Uniwersytet będzie obiekt użytkował na zasadzie dzierżawy, czy ofiarujecie go Państwo Uczelni?
Ten budynek nie jest naszą własnością, bo gdyby był, to zarząd by go sprzedał, biorąc pod uwagę jak bardzo Szpital potrzebuje pieniędzy. To jest własność województwa i decyzja zależy do władz wojewódzkich. Otrzymaliśmy bezwzględny nakaz wykonania prac remontowych w tym budynku, zostały one wycenione na około 10 milionów złotych, na co nie stać nas na tym etapie. Natomiast mamy pustostany przy ul. PCK i to jego musimy zagospodarować. Zdecydowanie bardziej racjonalne jest inwestowanie w oddalony od Parkitki o 2,5 kilometra budynek przy ul. PCK, niż w oddalony 12 kilometrów Szpital Hutniczy. Trzeba pamiętać, że dzisiaj służba zdrowia boryka się z brakiem pieniędzy i brakiem personelu. Ochrona zdrowia utrzymywana jest z pieniędzy publicznych i mamy bezwzględny imperatyw ich racjonalnego użytkowania.
Co można powiedzieć dobrego o szpitalu? Które oddziały są na przykład wzorcowe?
To jest pytanie podchwytliwe, a ja mam zasadę nie wyróżniania nikogo. Są zarówno miejsca, które mają szansę być wiodącymi, jak i takie, z którymi będzie większy problem.
Moje pytanie wynika z obserwacji i kontaktów ze szpitalem. Oddziały, jak okulistyka i onkologia, były szczególnie dokapitalizowane i szpital się szczycił ich sukcesami, także naukowymi. Stąd moje zaciekawienie, czy nadal tak jest?
Z punktu widzenia zarządzania nie da się stworzyć obiektu, który jest na jednakowym, wysokim poziomie. Jest to możliwe w placówkach mniejszych, monokierunkowych. Natomiast w tak wielkim, wielospecjalistycznym obiekcie, jakim jest szpital na Parkitce wraz z pozostałymi obiektami w mieście, jest to niemożliwe. Zawsze będą wiodące elementy tej układanki. To pospolicie nazywane „konie pociągowe”, które nadają kierunek i wspomagają oddziały, które nie mają szans być dochodowe. Nie jest to model zły, ale jego powodzenie wymaga powszechnej akceptacji. W szpitalu jest dużo bardzo dobrych specjalistów. Chcemy, aby na przykład okulistyka była wiodąca, ale nikomu nie chcę odbierać szans, ani nikogo nie chcę szeregować, bo byłoby deprecjonujące.
Szpital całościowo musi wypełniać swą rolę.
Szpital musi mieć także dobrą opinię będącą efektem dobrej pracy na rzecz pacjentów.
Tak to jest bardzo istotne, bo – zapewne jak Pan dyrektor wie – szpital na Parkitce nie ma dobrej opinii w Częstochowie. Jak z tym chce się Pan zmierzyć?
Jakiś czas temu usłyszałem bardzo nieładną „ksywę” jaką nadano szpitalowi. Pozwolę sobie jej nie cytować. Dla wielu ludzi jest to nie do przyjęcia. Największym problemem w tym szpitalu, jak sądzę, jest brak poczucia wartości u wielu ludzi, którzy tu pracują. W związku z tym z czysto psychologicznego punktu trzeba szukać wzmocnień, bo jeżeli ktoś ma poczucie, że jest człowiekiem docenionym, to wówczas lepiej pracuje, lepiej dba o miejsce w którym pracuje. Chcę im to poczucie wartości przywrócić.
Może i wspólnoty…
Tak. Jednym z przykrych elementów, które tu zastałem, to rozbicie na sektory, oddziały. Przywrócenie poczucia wartości jest podstawą, żeby ludzie lepiej zaczęli pracować. Ale poczucie wartości bierze się z tego, czy mają dostępne narzędzia pracy. Jeśli oczekuje się dobrej pracy, to nie powinno się dopuszczać, aby personel pracował na złym sprzęcie lub bez niego. Największym problemem tego szpitala jest to, że w tej chwili wszystkie problemy sprzęgnęły się w jeden węzeł gordyjski, którego rozwiązanie jest moim zadaniem. Oczywiście nie uczynię tego bez pomocy ludzi, dlatego poświęcam im mnóstwo czasu, rozmawiam i słucham. Zaczyna to powoli przynosić efekty, jednak docierają do mnie sygnały, że jest to sposób na tyle nowy dla pracowników, że podchodzą z pewną dozą nieufności. Zapewniam, że nie jest to próba manipulacji. Takim jestem człowiekiem. Nie chcę być jednak traktowany jak bankomat, który rozdaje pieniądze. Uwaga i pomoc ze strony władz wojewódzkich wzięła się z tego, że unaoczniłem im potrzeby Szpitala, które do tej pory nie były wyraźnie przedstawiane. Nie możemy przy tym wykazywać postawy roszczeniowej.
Przy szpitalu otworzono Centrum Urazowe, jak ono funkcjonuje?
To Centrum nie jest jeszcze uruchomione. Przygotowujemy się do tego, ale to nie jest prosta sprawa. Mam pilniejsze rzeczy, które trzeba uporządkować. Centrum Urazowe musi na razie poczekać.
Ta inicjatywa otrzymała już dofinansowanie z Ministerstwa Zdrowia…
Tak, ale nie chodzi o to, że to mniej priorytetowa sprawa. Funkcjonujemy w realiach dramatycznego niedoboru personelu, dlatego potrzeba pieniędzy dla służby zdrowia zrównuje się z problemem braku pracowników medycznych. Sfinansowanie projektu to jedno, ale zdecydowanie większym wyzwaniem jest utrzymanie stabilnego funkcjonowała jednostki.
Pacjenci zgłaszają potrzebą kontynuowania programu świetlic szpitalnych dla dzieci, przy oddziałach pediatrycznych. Jak to będzie w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym?
Są to instytucje, które nie prowadzą obowiązku szkolnego. Przez pewien czas finansowane były prawdopodobnie z pieniędzy miasta Częstochowy. O życiu Szpitala decydują inne kwestie, z którymi muszę się codziennie mierzyć. Nie twierdzę, że to jest mniej ważne, ale do tego zawsze mogę wrócić, ale sprawy najbardziej newralgiczne muszę rozwiązywać w pierwszej kolejności. I są one na ten moment dla mnie najważniejsze. Moja praca na razie polegała na gaszeniu pożarów, a pomiędzy jednym a drugim pożarem staram się tworzyć wizje na przyszłość. To zaczyna przynosić efekty.
SOR funkcjonuje dobrze, a jak długie jest oczekiwanie na przyjęcie do planowanych zabiegów?
Takie kolejki są, na przykład, do operacji zaćmy. Ale np. planowe przyjęcia są na ortopedię. Prawdą jest, że mieliśmy i jeszcze mamy zawirowanie z wykorzystaniem bloku operacyjnego, ale od 1 sierpnia anestezjolodzy przechodzą na pracę kontraktową, a to znakomicie nam udrożni blok operacyjny. I pełną parą ruszą zabiegi endoprotezowe, plastyki, urazowe. To był kolejny pożar, który musiałem ugasić. Staramy się robić wszystko dla społeczności, która korzysta ze szpitala. Ludzie mają się tu leczyć i naszym obowiązkiem jest im to zapewnić. Z najnowszych projektów należy zwrócić uwagę na współpracę ze Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Zespół chirurgów kardiologii dziecięcej będzie tu przyjeżdżał, aby wykonywać zabiegi zamknięcia naczyń u malutkich wcześniaków, o wadze 800-1000 gramów. Te zabiegi pozwolą naszemu szpitalowi być bardziej wszechstronnym i zapewnić lepszą opiekę pacjentom. Pomysł ten wyszedł od lekarzy zajmujących się opieką noworodka. Sprawę omówiliśmy i jesteśmy na etapie finalizowania.
Czy może Pan powiedzieć coś o sobie, aby Czytelnikom przybliżyć Pana osobę?
Urodziłem się w Warszawie, 60 lat temu. Na Śląsku, mieszkam od 59 lat, w Tychach od 1964 roku, wcześniej mieszkaliśmy w Zabrzu. Mam dwie córki, jestem żonaty. I tak naprawdę mam mentalność Ślązaka.
A jaka jest mentalność Ślązaka?
To bycie poukładanym, sumiennym, otwartym. Człowiekiem z poczuciem obowiązku, który ma szacunek dla pracy i dostrzega skutki tej pracy. Te cechy kojarzą mi się nierozłącznie ze Śląskiem. Tymi wartościami przesiąkłem i są one dla mnie szalenie istotne. Te cechy chcę implementować w tym szpitalu, przede wszystkim dlatego, że one w tym miejscu są bardzo, ale to bardzo potrzebne.
Jakie ma Pan doświadczenie menedżerskie?
Dwadzieścia lat doświadczenia pozyskałem w różnych okolicznościach, na różnych polach bojowych. Wcześniej przez 18 lat prowadziłem Spółkę Medyczną Ultramed Strefa, której współwłaścicielem była Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna. Spółkę stworzyłem od zera i gdy odchodziłem zostawiłem ją w bardzo dobrej kondycji. Krótko współpracowałem z prywatną spółką w Warszawie oraz z firmą Gabos, dla której uruchomiałam prywatny szpital w Piekarach Śląskich. Co ważne, nie przychodziłem na gotowe, by spokojnie pracować. Spotykałem się z sytuacjami skrajnie różnymi. Dwukrotnie musiałem podmioty wyprowadzać z bardzo ciężkiej sytuacji finansowej. I dwukrotnie mi się to udało.
A zainteresowania?
Uwielbiam czytać.
Literaturę fachową?
Literatury fachowej nie uważam za czytanie, służy mi ona do konfrontacji moich metod działania w biznesie. W zarządzaniu kieruję się bowiem własnym doświadczeniem. Kiedyś prenumerowałem biznesowe pismo, w którym wyczytałem najnowsze trendy w zarządzaniu stosowane w Stanach Zjednoczonych i stwierdziłem, że te nowości, to w naszej firmie już od wielu lat realizujemy. Stąd poświęcam się czytaniu literatury beletrystycznej, historycznej. Lubię zgłębiać temat wojen, dlatego że wojny czy prowadzenie kampanii są zbliżone do tego, co wykonuję. Strategie, taktyki, to kwestie, które są ściśle związane z moim zawodem. Wiele wojen zostało przegranych, nie dlatego, że źle walczono, lecz dlatego, że obrano złą taktykę lub dlatego, że górę wzięły ambicje. Dlatego permanentnie analizuję, to co robię, szczególnie pod kątem skutków. Chce podkreślić, że nie przyszedłem tu z jakimś określonym planem. Najpierw analizowałem teren, potem powstał plan naprawczy, który na bieżąco jest modyfikowany, bo zmieniają się uwarunkowania. Jest taka maksyma XVII-wiecznego filozofa Kartezjusza: „Cogito, ergo sum”, „Myślę, więc jestem”, w związku z tym myślę, więc jestem, bo gdyby było inaczej, musiałbym już dać sobie spokój z pracą zawodową.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA