ROCZNICA WYWÓZEK NA SYBIR


MATKA Z SYNEM NA NIELUDZKIEJ ZIEMI krótka historia rodziny Rudenko

Straumatyzowana ludność polska jeszcze na dobre nie otrząsnęła się po niemieckiej i sowieckiej agresji, a już musiała zacząć przyzwyczajać się do rzeczywistości, obfitującej w represję, zbiorowe egzekucje i aresztowania, na które pozwalało drakońskie prawo najeźdźców. I choć obie wrogie potęgi różniły się nieco w strategiach i metodach terroru, to losy każdej polskiej rodziny zostały naznaczone bolesnym piętnem osobistych tragedii i złamanych życiorysów.

W lutym 1940 r. rozpoczęły się pierwsze wywózki na Sybir z zajętych przez ZSRR kresów wschodnich. Taki los spotkał również Marię (z domu Zdzitowiecką, ur. w 1899 r.) i Jerzego Kazimierza Rudenko (ur. 24 lipca 1932 r.). Żeby dopełnić tragicznych losów, głowa rodziny, Mikołaj Rudenko (ur. 18 października 1893 r. w Winnicy) dostał się do sowieckiej niewoli. Pokrótce warto przypomnieć jego biogram obfitujący w bohaterstwo i zaangażowanie tak bardzo potrzebne na bojowym szlaku wolności odradzającej się II Rzeczypospolitej. W okresie I wojny światowej walczył po stronie rosyjskiej, będąc trzykrotnie rannym. Za zasługi został uhonorowany m. in. „Złotym Orężem Św. Jerzego”.
W 1918 r. wstąpił do lokalnych struktur POW na Ukrainie. Był także weteranem wojny 1920 r., również nie szczędzącej mu kolejnych odniesionych obrażeń. Od czerwca roku następnego służył w Batalionach Celnych na południowo-wschodnich rubieżach odrodzonej Polski. W lipcu 1922 r. objął dowództwo 2 kompanii w Sławsku i we wrześniu tegoż roku wraz ze swoim oddziałem przeniósł się do Krotoszyna. Niedługo później otrzymał przydział do Straży Celnej, a pięć lat później zdobywał oficerskie szlify jako dowódca Komisariatu „Bralin” i przyjęto go do Straży Granicznej (SG). W ramach służby oddelegowany został do Wielkopolskiego Inspektoratu Okręgowego. Gdy w 1935 r. przeszedł w stan spoczynku po wzorowej i docenionej przez przełożonych służbie, wraz z rodziną przeniósł się do majątku Zaniewiszcze nieopodal Kamienia Koszyrskiego. Szczęście rodzinne w rytmie gospodarskiego życia na Kresach Wschodnich trwało do 1939 r. Jak pisze Jerzy Rudenko w swych wspomnieniach: „W takich warunkach żyliśmy do pewnego sierpniowego wieczoru 1939 r. Siedzieliśmy z ojcem w jadalni i jedliśmy kolację (…), gdy nagle ktoś zastukał do okna: Mobilizacja! Uczułem w nogach zimno, które zaczęło przesuwać się ku górze, aż dotarło do serca. „No to ja już nigdy tatusia nie zobaczę” – pomyślałem. We wrześniu Mikołaj Rudenko został zmobilizowany do obrony przeciwlotniczej Kowla. Pod koniec 1939 r. aresztowało go NKWD i trafił do obozu w Kozielsku. Zginął w Lesie Katyńskim 16 kwietnia 1940 r.
Jeszcze w styczniu Maria (z domu Zdzitowiecka) wraz z ośmioletnim synem Jerzym Kazimierzem (ur. 24 lipca 1932 r. w Odolanowie) została namierzona przez władze sowieckie. Na Polesiu zajętym przez ZSRR już od jakiegoś czasu zaczęły coraz bardziej uwydatniać się niechętne Polakom postawy, szczególnie wśród ludności ukraińskiej. Mąż Marii, Mikołaj Rudenko, przedwojenny oficer w stopniu podporucznika i aspirant Straży Granicznej zapamiętany jako administrator ziemskiego majątku, był idealnym celem bolszewickiej propagandy jako „polski pan”. W kwietniu 1940 r., podobnie jak tysiące innych Polaków na kresach, Jerzy wraz z matką zostali zerwani z łóżek o czwartej nad ranem przez funkcjonariuszy NKWD, którzy kazali im się szykować do wyjazdu. Mały Rudenko wierzył, że jedzie zobaczyć się z ojcem. Początkowo jemu i jego matce groziła rozłąka, ale dzięki interwencji jednego z sowieckich oficerów zezwolono im pojechać razem. Do transportu z własnej woli trafiła też siostra Marii Rudenkowej, Michalina Zdzitowiecka, która nie chciała w poniewierce zostawiać samotnej matki. Wyruszyli w podróż podobnie jak 320 tys. innych Polaków na nieludzką ziemię w wagonach towarowych zaimprowizowanych do przewozu ludzi. W chwili gdy umierał Mikołaj, jego żona, syn i szwagierka jechali już w transporcie na Ural. Dzięki dobroci jakichś anonimowych Rosjan, którzy podkradli się do wagonów, udało się dostarczyć przewożonym więźniom nieco bardziej wartościowych produktów żywnościowych. „Podróż” wyruszyła z Kamienia Koszyrskiego. Przystankiem był Krasnoarmiejsk, gdzie dokonywano selekcji więźniów do pracy w sowchozach i kołchozach. Wkrótce Jerzy wraz z mamą i ciotką trafił do Czernigówki (Czernoigowka) w Kazachstanie, gdzie dzięki towarzystwu innych polaków zesłanych ze wschodnich rubieży Rzeczypospolitej i relatywnie znośnym warunkom bytowym udało im się zaklimatyzować. Maria cierpiała na dolegliwości wątroby, niedotlenienie serca i nadkwasotę żołądka, a zesłanie potęgowało problemy zdrowotne. Jednak to jej siostra Michalina zmarła wcześniej na tyfus w 1941 r., choć początkowo odznaczała się żywotnością i dobrym zdrowiem. Jerzy tak jak wszyscy musiał pracować. Najpierw przy wyrobie skarpet, a następnie w okolicznej cegielni. Z Polakami, którzy trafili do Kazachstanu w pierwszej fali wywózek, jeszcze w 1936 r. połączyła go silna nić emocjonalna i w późniejszym życiu czynił on liczne starania, aby zorganizować pomoc dla tamtejszej polskiej mniejszości. Niestety jego głos pozostał „wołaniem na puszczy”. Jerzy Kazimierz Rudenko wraz z matką powrócił do Polski w styczniu 1946 r. i znalazł się w schronisku Polskiego Urzędu Repatriacyjnego w Szczecinie, aby następnie osiąść w Drawsku Pomorskim. Podjął naukę w szkole średniej w Oleśnie Śląskim, a po wyborze matematyki jako kierunku studiów, ukończył ją na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w 1952 r. W październiku 1954 r. wziął ślub z Janiną, którą poznał w czasie studiów. Młode małżeństwo rozpoczyna nowe życie w Częstochowie, gdzie skierował ich nakaz pracy. Trzy lata później Jerzy Rudenko objął posadę nauczyciela fizyki w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Jarosława Dąbrowskiego w Częstochowie, a w 1959 r. podjął pracę już jako nauczyciel swojego kierunkowego przedmiotu w słynnym „Traugucie”. W okresie 1965-1973 był starszym asystentem w Instytucie Matematyki Politechniki Częstochowskiej, a do 1993 r. pracował jako wykładowca w Instytucie Matematyki Informatyki Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie. To m. in. dzięki niemu w 1990 r. powołano do życia Stowarzyszenie „Rodzina Katyńska”, a Jerzy Rudenko został członkiem jego zarządu. Na swoim koncie miał publikacje naukowe, a ponadto pisywał do „Gazety Częstochowskiej” i „Kulisów Regionu”. Można go było usłyszeć także w „Radiu Katowice”, gdzie był autorem audycji o szerokim wachlarzu tematycznym – od astronomii po rozgrywki szachowe. Maria Rudenko, która również przybyła do Częstochowy, zmarła w kwietniu 1980 r. Kilka lat w sowieckiej niewoli nie pozostawiły Jerzego Rudenkę bez szwanku na zdrowiu. Zmagał się m.in. ze szkorbutem, niedokwasotą, miażdżycą i wysokim ciśnieniem, które zmusiły go do przejścia na przedwczesną emeryturę w 1994 r. Ze względu na ciągły stres z okresu zsyłki związany z niełatwym życiem w wielokulturowym środowisku młodych zesłańców i mieszkańców Kazachstanu oraz tamtejszą ciągłą walką o przetrwanie, w całym dorosłym życiu mierzył się z dręczącym go poczuciem zagrożenia, które pozostało jako piętno odciśnięte na jego psychice. Zmarł 23 sierpnia 2003 r. Pochowano go w rodzinnym grobie na cmentarzu na Rakowie, gdzie spoczął obok doczesnych szczątków swojej matki.
Niezliczone polskie rodziny, podobnie jak rodzina Rudenko zostało unicestwione, rozdarte, albo zaznało innych jeszcze cierpień i strat ze strony niemieckiego i sowieckiego okupanta. Rozdarte podobnie jak Polska przez dwie totalitarne potęgi, dążące jeśli nie do jego całkowitej biologicznej anihilacji, to sprowadzenia Polaków do roli bezwolnej masy i taniej siły roboczej skazanej na powolne odarcie z najcenniejszych pierwiastków duchowych. Może gdyby uświadomili to sobie ci, którzy co jakiś czas wysuwają wobec Polski bezczelne i niczym nieuzasadnione roszczenia, ze wstydem zamilkliby nad mogiłami naszych przodków na zawsze.

ZDJĘCIE: Matka Jerzego, Maria Rudenko ze Zdzitowieckich. Ze zbiorów p. Anny Bieleckiej

MICHAŁ KULIG

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *