Był doskonałym artystą, zabawnym człowiekiem i wielkim erudytą. W Miejskiej Galerii Sztuki od 12. stycznia możemy oglądać wystawę prac Jerzego Pogorzelskiego
Jerzy Pogorzelski miał niezwykły temperament malarski, był artystą wszechstronnym. Jednak początki jego fascynacji sztuką to nie malarstwo, ale muzyka. W wieku dwunastu lat chodził do klasy skrzypiec w Szkole Muzycznej. Naukę przerwała wojna. Nie zarzucił on jednak zupełnie gry na tym instrumencie, bowiem dorabiał jako skrzypek, by utrzymać siebie i rodzinę. Kolejnym marzeniem stało się aktorstwo. W Grodnie, w okolicy którego mieszkał, udał się do Instytutu Teatralnego, gdzie przekonano go, że aby być prawdziwym artystą, a zarazem wolnym człowiekiem, musi zostać plastykiem. Jerzy Pogorzelski poszedł za dobrą radą i rozpoczął w tymże Grodnie studia rysunku i malarstwa.
W 1958 roku przyjechał do Polski. Miast pozostać w Katowicach, które były dla niego zbyt szare i smutne, wybrał Częstochowę, ze względu na spokój, ciszę i fascynację Jurą Krakowsko-Częstochowską. Jego pierwsze obrazy to właściwie sceny batalistyczne malowane na płotach, pełne ekspresji. Już w 1958 roku odbyła się jego pierwsza wystawa, w Miejskiej Galerii Sztuki. Była perełką wśród innych. W tym czasie bowiem panował abstrakcjonizm, dlatego realistyczne malarstwo Jerzego Pogorzelskiego stało się fenomenem.
– Jego twórczość cechował dziewiętnastowieczny realizm, widoczny jest też wpływ szkoły rosyjskiej. Jerzy miał świetne wyczucie koloru, określenie przestrzeni, był zarazem sentymentalny i realistyczny – wspomina Karolina Ściegienny, jedna z przyjaciółek Jerzego Pogorzelskiego. Irena Ledwoń zaś dodaje: – Zawsze byłam zauroczona jego malarstwem. Było barwne, radosne, indywidualne. Kolor i sposób malowania stały się nowatorskie, Jurek zawsze hołdował realizmowi, mimo zmieniającym się w malarstwie trendów.
– Jerzy miał wspaniałą kolorystykę, malował z taką szybkością, z jaką grał Paganini. Robił to bez najmniejszego wysiłku, po prostu brał do ręki pędzel i kolorami zapełniał płótno. Dobrze się stało, że ktoś taki przyjechał do Częstochowy, choć żal mi, że cała Polska nie mogła go docenić; ocena jego malarstwa jest niepełna, gdyż jego publicznością była tylko Częstochowa – dodaje Mieczysław Wyględowski, dobry przyjaciel malarza.
Jerzy Pogorzelski był też niezwykłym człowiekiem. – Przez trzydzieści lat mieszkaliśmy po sąsiedzku. Zawsze uczynny, pomocny, wesoły i pełen życia – wspomina Władysława Żurawiecka.
– Pomysł na zorganizowanie wystawy prac Jerzego Pogorzelskiego zrodził się już w 1999 roku, podczas wystawy z okazji 50-lecia twórczości malarza. Czekaliśmy tylko na środki finansowe, które pozwoliłyby wydać album, który jest istotą zrozumienia artysty i jego twórczości. Chcemy przypomnieć korzenie Jerzego Pogorzelskiego, sposób, w jaki malował, ale przede wszystkim pokazać młodym twórcom, że czasem podejmują się rzeczy, które ich przerastają. Pokazujemy drogę człowieka, który rozpoczął pracę od rysunku, o którym teraz rzadko się pamięta, by dotrzeć do dojrzałego malarstwa, które jest bardzo emocjonalne, impresjonistyczne, pełne koloru – mówi Czesław Tarczyński, dyrektor Miejskiej Galerii Sztuki, i dodaje: – Jeśli zaś chodzi o Jerzego jako człowieka, to właściwie jego malarstwo mówiło o nim samym. Miał wielki, czasem wybuchowy, temperament. Szybko się denerwował, ale tak samo szybko pozbywał się gniewu. Był wspaniałym gawędziarzem i rozmówcą. Lubił prowadzić rozmowy na tematy polityczne, społeczne, religijne, znał kilka języków.
Jerzego Pogorzelskiego nie ma już wśród nas, ale jego malarstwo pozostało i, jak mówiła Anna Pogorzelska, “póki są jego obrazy, jest w nich cząstka Jerzego”.
SYLWIA GÓRA