„Kiedy zakwita świat, pszczoły ogarnia szał poświęcenia, zabójcza pracowitość” – pisał w 1901 roku w swoim „Życiu pszczół” hrabia Maurice Maeterlinck, belgijski poeta, dramaturg i eseista, laureat nagrody Nobla. My dodamy, że ta pracowitość ogarnia także ich opiekunów – pszczelarzy.
Zakręcony na robale
Jerzy Lara, właściciel Gospodarstwa Pszczelarskiego „Pszczółka” w Garnku w gminie Kłomnice, pszczołami zajmuje się już ponad 35 lat. Swą wiedzę o tej grupie owadów ugruntował w Policealnym Studium Pszczelarstwa w Pszczelej Woli, wcześniej uczył się w szkole ogrodniczej. Jak mówi, zawsze „kręciły go robale” i zanim nastał czas pszczół, zajmował się motylami i chrząszczami. Był członkiem Częstochowskiego Towarzystwa Entomologicznego. – Tam poznałem mojego przewodnika przyrodniczego, pracownika Muzeum – pana Józefa, który powtarzał, że my, miłośnicy robaków powinniśmy zajmować się entomologią stosowaną, czyli owadami mającymi znaczenie w rolnictwie. I tak się stało, bo pszczoły są owadami pożytecznymi – śmieje się pan Jerzy.
Po wojsku pracował w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Kniei. Tam zaczęła się jego praktyczna przygoda z pszczelarstwem, którą musiał przerwać z powodów ekonomicznych. Zaczął pracę w Hucie Częstochowa, ale – jak się okazało – bakcyl został połknięty i dał o sobie znać nieco później. W 1998 roku państwo Larowie osiedlili się w Garnku i rok później pan Jerzy już zakupił dwa ule. Od 2000 roku sukcesywnie rozbudowywał pasiekę, w kolejnych latach posiadał aż 60 uli.
– Praca przy pszczołach wymaga dużo czasu i zaangażowania. Trudno mi było się do końca poświęcić się pszczołom, pracując jednocześnie w Hucie. Na to przyszedł czas, gdy zostałem zwolniony z Huty. Wówczas stwierdziłem, że przyszłość zapewnią nam pszczoły i już w 2013 roku miałem 120 rodzin (uli) pszczelich – mówi. Aktualne gospodarstwo pszczele pana Lary to ponad 20 lokalizacji pasiek, łącznie około 400 uli. Dziś pan Jerzy prowadzi gospodarstwo wspólnie z synem Kamilem, który jest także wielkim pasjonatem pszczelarstwa, a doświadczenie w tej dziedzinie zdobywał także w Kanadzie.
Pszczoła – owad niezwykły
Spotkanie z Jerzym i Kamilem Larami to jak czytanie wielkiej księgi o pszczołach. Obaj mogą mówić o nich godzinami. Dowiadujemy się, że pszczoły, aby zebrać nektar do wyprodukowania 1 kilograma miodu odwiedzają prawie 8,5 milionów kwiatów akacji lub 20 milionów kwiatów koniczyny czy rzepaku. – Na swoje przeżycie jedna rodzina w ulu musi wyprodukować 100 kilogramów miodu, stąd ta niezwykła pracowitość pszczół – wyjaśnia pan Jerzy. Zdradza kolejne ciekawostki. I już wiemy, że przeciętny zasięg lotu (tzw. ekonomicznego) pszczół wynosi około 1,5 kilometra w promieniu ula, a maksymalny to nawet 10 kilometrów. Podczas lotu pszczoła wykonuje 350–435 ruchów skrzydłami na sekundę, czyli 11 tys. 400 razy na minutę i porusza się jak błyskawica – 24 kilometry na godzinę.
Pszczoły to niezwykły dar ekonomiczny, bowiem bez nich nie ma życia w rolnictwie. Cała ziemska roślinność przystosowała się do zapylania przez pszczoły – naturalnego nie zastąpi sztuczne, nawet to – tak ostatnio upowszechnianie – przez drony. Pszczoły zapylają 70 proc. gatunków roślin, które gwarantują 90 proc. pożywienia na świecie. Tylko w Europie od zapylania przez owady uzależnione jest ponad 4 tys. odmian warzyw. Pszczołom zawdzięczamy też bawełnę i len, kawę czy olejodajny rzepak. – Jak wyliczono, wartość, którą do budżetu państwa w ciągu roku przynosi jedna rodzina pszczela, to 1800 euro. Natomiast światowa wartość plonów uzyskiwanych dzięki zapylaniu przez pszczoły wynosi obecnie 265 mld euro. Nie ma zatem co się dziwić, że tę profesję doceniają w niektórych krajach. W Kanadzie czy w Stanach pszczelarzom płacą za zapylanie upraw od ula, na przykład w Kalifornii za zapylanie migdałów aż 120 dolarów. W Polsce natomiast korzystamy z dopłat rządowych do zakupu sprzętu, pszczół, odkładów, matek pszczelich i leków, a także do badań miodu i transportu uli – wyjaśnia Kamil Lara.
Produkcja miodu
– Każda rodzina pszczela (matka, robotnice, czerw, jajka) na swoje przeżycie w ciągu roku potrzebuje około 100 kilogramów miodu i 35 kilogramów pyłku. Tyle rodzina zjada, aby przeżyć przez lato i tyle musi wyprodukować plus to, co pszczelarz z ula „ukradnie”. Pasieki ustawia się albo na stałe, albo przewozi w tereny obfitujące w konkretny gatunek roślin. Tym sposobem powstają różne rodzaje miodów – mówią panowie. Jak tłumaczą, na zimę pszczoły pozostawia się na jednym korpusie klatki. – Na wiosnę, w miarę wzrostu siły rodziny, dodaje się kolejne segmenty. Pod koniec sezonu znowu się zmniejsza powierzchnię ula do jednego segmentu. W jednym ulu zimą może się przechować od 2–2,5 kilograma pszczół, a jeden kilogram to 10 tysięcy pszczół – zauważa pan Kamil.
Liczba odciągnięć miodu zależy od wydajności i zdrowotności pszczół zbieraczek, mocy matki oraz aury pogodowej. Nie bez znaczenia jest tu rola pszczelarza, to jak przygotował pszczoły na zimę i je wyleczył. – Są rodziny, które zajmują 10 ramek, czyli szybciej się rozwijają i dają więcej miodu, nawet dwa, trzy razy w sezonie. Są też i takie rodziny, które nie wyprodukują miodu wcale. Rozwój pszczoły od jajeczka do wylęgnięcia trwa 21 dni. Potem kolejne 21 dni pszczoła pracuje w ulu i dopiero potem staje się zbieraczką na zewnątrz i przynosi pyłek, wodę – wyjaśnia pan Jerzy.
Ochrona pszczół
Ekolodzy i pszczelarze w ostatnich latach biją na alarm, bo populacja pszczół z roku na rok się kurczy. Doskwiera im przede wszystkim zbyt mała ilość dobrego pokarmu. Jednak nie wystarczy posadzić więcej kwitnących roślin, trzeba też zadbać, by nie były opryskiwane. Każdy dobry pszczelarz wie, że o pszczoły trzeba dbać, także od strony zdrowia, bo atakują je choroby – wirusowe, bakteryjne, sporowcowe, grzybowe. Najgroźniejszy jest pasożyt – roztocz warroza. – Jeśli po zimie zostanie w ulu jedna warroza, to na koniec sezonu jest jej 2,5 tysiąca sztuk. Pasożyt rozwija się na czerwiu, uszkadzając pszczoły poprzez skracanie ich życia, i taka pszczoła zamiast pracować 21 dni w ulu i 10 dni na polu żyje zaledwie 5 dni. Ale leki można zastosować dopiero po sezonie, absolutnie nie w trakcie produkcji miodu, miód nie może mieć żadnego kontaktu z chemią i lekami – akcentuje pan Jerzy.
Praca pszczelarza
Trwa przez cały rok. – To ciężka profesja i nie ukrywajmy – czasem dokuczliwa, bo pszczoły potrafią być uporczywe – podkreśla Jerzy Lara. Dementuje niesprawiedliwą opinię o zawodzie. – Niektórzy myślą, że pszczelarz tylko miód ściąga z ula i nic nie robi. Nic bardziej mylnego. W sezonie, czyli od wczesnej wiosny, pracujemy codziennie, także w dni świąteczne, po 17 godzin. Zaczynam około 4.30, a kończę 23.30. Z początkiem kwietnia wykonuje się czyszczenie dębnic, pierwsze wglądy do pszczół, sprawdza czy są matki, czy owady już czerwią. I tak niemal każdego dnia. Zimą pracujemy od 10 do 12 godzin. Wówczas wszystko trzeba przygotować na sezon zbieraczy. Zbija się ramki, drutuje je, przygotowuje klateczki dla matki i nadstawki do produkcji miodu, czyści ule i konserwuje sprzęt, wytapia i klaruje wosk – wylicza pan Jerzy. – Pszczelarze muszą nie tylko się znać na pszczołach i pozyskiwaniu ich produktów. Jak lekarze muszą posiadać wiedzę o tych produktach, być majsterkowiczami, bo przecież trzeba zrobić ramkę do ula, naprawić, przerobić, udoskonalić swoje pasieki – dodaje Kamil.
Panowie podkreślają, że w tej profesji ważna jest etyka. – Można zafałszować miód i sztucznie karmić pszczoły cukrem podczas sezonu, ale to jest proceder na krótką metę. Jeśli poważnie traktuje się klienta i swój fach, to trzeba zachować etykę zawodową. Klienci wrócą tylko po dobry jakościowo produkt. Etyka pszczelarza to także ogromna troska o pszczoły. Nigdy nie wolno opróżniać ula całkowicie z miodu, pszczoły muszą przecież żyć. W spiżarni ula zawsze musi być żelazny zapas – minimum 5–6 kilogramów miodu i minimum pięć różnych kolorów pyłku. Dopiero gdy sezon się kończy, to całkowicie wybieramy miód i od razu wlewamy syrop. Pszczoły nie mogą być głodne, jak są głodne, to dopadają je stres i choroby – tłumaczy pan Jerzy. – Miód dla pszczół to jest pokarm energetyczny, jak paliwo do samochodu. Natomiast pyłek kwiatowy zapewnia im budulec – mikroelementy, białko, witaminy – dodaje.
Fabryka pszczół
Gospodarstwo pszczele państwa Larów to już rodzinna fabryka. – Wszystko od pszczół jest użyteczne: miód, pyłek, kit, pierzga, wosk. I to pozyskujemy w naszym gospodarstwie. Oprócz tego produkujemy odkłady pszczele, czyli małe rodziny, oraz matki pszczele, które powielamy z materiału wyselekcjonowanego w stacjach hodowli zwierząt. Od nich skupujemy materiał genetyczny i reprodukujemy go dla kolejnych hodowców. A żeby zaspokoić różne preferencje pszczelarzy, oferujemy dwie rasy pszczół: krainkę i buckfast. Krainka pochodzi z terenów dawnej Jugosławii, Rumunii, Karpat – to pszczoły łagodne i miodne, dość dawno sprowadzone do Polski. Buckfast to rasa syntetyczna wyhodowana w Anglii w opactwie Buckfast Abbey w Buckfastleigh przez zakonnika brata Adama, który żył ponad 90 lat i ponad 70 zajmował się pszczołami. Przez dobieranie cech różnych ras pszczół z Północnych Włoch, Wielkiej Brytanii, Francji, Turcji i Grecji oraz dwóch ras pszczół afrykańskich stworzył nową, bardzo miododajną pszczołę. Hodują tę rasę w Niemczech, Danii i Holandii. Nasze rodzime pszczoły to rasa środkowoeuropejska i są przechowywane w stadach zachowawczych jako bank genów. Nie są hodowane powszechnie ze względu na ich cechy, są złośliwe i dają mało miodu – tłumaczą pszczelarze.
W gospodarstwie zaangażowana jest cała rodzina. – Każdy z nas ma swoją rolę, wzajemnie się wspieramy i uzupełniamy – stwierdza pan Jerzy. Aktualnie przywództwo nad firmą rodzinną powoli zaczyna przejmować syn Kamil. – Ja odchodzę trochę w cień, ale razem jeszcze budujemy nową, nowoczesną pracownię pszczelarską, gdzie przeniesiemy całą produkcję miodu i produktów pszczelich. Będzie tam także sklep, biuro, magazyny i pracownia – mówi Jerzy Lara.
Współpraca z gminą
Trzeba podkreślić, że Gmina Kłomnice to gmina miodem płynąca. W ubiegłym roku władze podjęły inicjatywę wykorzystania swego atutu i zarejestrowały w Urzędzie Patentowym znak „Słodka Gmina” firmujący Kłomnice jako przyjazną pszczelarstwu. Latem 2019 roku odbył się pierwszy festyn, pod patronatem ministra rolnictwa i rozwoju wsi Jana Krzysztofa Ardanowskiego, promujący tę ideę. – To dobra myśl, inicjatywa przyniosła nam sporo korzyści. Choć są dwa aspekty promocji pszczelarstwa. Z jednej strony informacja i upowszechnianie wartości, jakie przynoszą pszczoły, wpływają na wzrost świadomości ludzi, a przy okazji rośnie popyt na produkty pszczele. Z drugiej strony, jest też wydźwięk nieco negatywny. Pojawia się bowiem dużo pseudopszczelarzy, którzy nie mają żadnej wiedzy o pszczołach. Zdobywają ją w Internecie, gdzie jest wiele przekłamań. W efekcie, nie mając praktyki, wytwarzają problemy, między innymi z roznoszeniem chorób pszczół. Tak się stało w Częstochowie i Kłobucku, gdzie teren został zapowietrzony zgnilcem amerykańskim. Niestety zdarzają się też kradzieże pasiek oraz wybieranie miodu z uli, takie „miodobranie” miało miejsce u jednego z naszych kolegów w gminie – wyjaśniają Jerzy i Kamil Larowie.
Dlatego stanowczo podkreślają, że miód to samo zdrowie, ale ten sprawdzony, od dobrego hodowcy. – Kupując miód od pszczelarza wspiera się lokalną, rodzimą produkcję. Wówczas pszczelarz ma chęć utrzymywać pszczoły, a one zapylają rośliny i drzewa w okolicy. I tak zamyka się kółko wzajemnej współpracy – konkluduje Jerzy Lara.