Czy demokracja i wolność zawsze idą w parze? Niestety, z historii wiemy, że niekoniecznie tak musi być. Benjamin Franklin, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, mawiał że „demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i jedna owca głosują co zjedzą na obiad, a wolność jest wówczas, gdy dobrze uzbrojona owca jest w stanie podważyć wynik głosowania”. Był to, jak wiemy, mądry człowiek, który wynalazł również piorunochron, aby skierować zbyt niebezpieczne ładunki energii w odpowiednie miejsce. Potwierdził to 200 lat później nasz wielki elektryk, mówiąc, że czasem muszą się spotkać plusy dodatnie z plusami ujemnymi.
Co do samej demokracji, to chociaż ma ona mnóstwo wad, to nikt nie wymyślił nic lepszego – tak przynajmniej twierdził Winston Churchill, ale on, jak wiemy, lubił dużo whisky, więc i jego spostrzeżenia nie muszą być aż tak trafne. Dzisiaj na szczęście za wolność naszą i waszą nikt nie musi umierać, wystarczy podobno, abyśmy przeznaczyli 2 proc. budżetu na obronność, jakmówi prezydent USA Donald Trump. „Jak to możliwe – zachodzą w głowę zachodnio-europejskie elity – że taki ktoś mógł zostać prezydentem takiego kraju?”. Błąd w systemie, czy może zadziałał piorunochron demokracji i ludzie skierowali swoją energię w odpowiednią stronę?
Europa szczycąca się ogromnym rozdawnictwem socjalnym zapomniała o obronności i jak to mówią: jeździ na gapę za amerykańskie pieniądze. Nawet bogate Niemcy nie wypełniają swoich zobowiązań w tej kwestii, choć to znany z obronności i zamiłowania do pokoju kraj, wypróbowany sojusznik na niejednym polu bitewnym. Na szczęście pani kanclerz jakby ostatnio mniej na nas krzyczy. Ale za to Bruksela nie daje nam żadnej taryfy ulgowej i pan Timmermans sypie gromami z jasnego nieba na nasz spokojny kraj. Skąd takie zdenerwowanie u naszych zachodnich przyjaciół? Może dlatego, że raz na kilka lat następuje rozładowanie nastrojów i preferencji wyborczych. Problem w tym, że ostatnio zwykły lud jakby pogubił się w swych osądach, a jak wiemy to zbyt poważna sprawa, aby zostawić ją przypadkowi. Tegoroczne wybory w Holandii, Francji i Niemczech, a może i we Włoszech mogą sporo zmienić w skostniałym systemie, a wyborcy chociaż ci sami, to jakby nie tacy sami. A prąd, nie tylko ten z pioruna, wybiera sobie różne drogi i jak to w życiu bywa, nie zawsze jest stały, a nawet bardziej zmienny.A co do wyborców – też mają sposoby aby uziemić każdego polityka.
ANNA GAUDY