Kto by przypuszczał, że po 80. latach, i to już w okresie wolnej Polski, przyjdzie nam być świadkami kolejnego boju o Westerplatte. Na szczęście, póki co, przebiega on w sposób pokojowy i miejmy nadzieję, że tej granicy nie przekroczy.
Nie wiedzieć czemu nasze doświadczenia z różnego rodzaju świętami narodowymi czy rocznicami nie napawają nas do zbytniej wylewności. Niestety, większość z naszych powstań kończyła się porażką, ale nawet i te, które przyniosły nam sukces, też nie wywołują u nas euforii. Na szczęście coraz częściej wywieszamy naszą biało-czerwoną flagę, i chociaż daleko nam do tych krajów, które tylko czekają na jakąkolwiek okazję, aby się zabawić, to kierunek jest dobry.
Niestety coroczne problemy z obchodami rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte zapewne są niezrozumiałe dla większości społeczeństwa i dają amunicję tym, którzy uważają, że nadmiar demokracji też czasem jest szkodliwy. Co prawda te obchody równie dobrze można by przenieść chociażby do Wielunia, na który niemieckie bomby spadły nawet wcześniej niż na Westerplatte, ale gdański półwysep to miejsce naszej chwały i trudno sobie wyobrazić, aby zniszczyły to nasze dzisiejsze spory. Za to rocznicowe problemy z pewnością ucieszyłyby niejednego nazistę szturmującego to miejsce 80 lat temu. Na szczęście z racji upływającego czasu jest to raczej już mało prawdopodobne.
Obrońcy z 1939 roku mieli stawiać opór przez 12 godzin, a walczyli 7 dni, dając przykład odwagi i prawdziwego męstwa. Nasze spory rocznicowe trwają już znacznie dłużej, ale, niestety, nie jest to powód do dumy. Westerplatte to nasze narodowe Termopile i zapewne decydujący głos w sprawie corocznych obchodów powinien być przypisany władzom państwowym, a co do doświadczeń obecnych władz Gdańska w dziedzinie obronności, to z pewnością za najlepszy przykład niech posłuży zakup za 150 tys. dzieła Joanny Rajkowskiej „Rydwan”. Ów projekt podobno zrodził się w głowie artystki podczas snu.
ANNA GAUDY