Wspomina Zofia Kosińska z domu Witkiewicz, częstochowianka, emerytowana nauczycielka języka polskiego
Miałam to wielkie szczęście osobiście poznać Papieża. Kiedy byłam na drugim roku polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim (rok akademicki 1938/39), Karol Wojtyła rozpoczynał wówczas naukę na tym samym kierunku. Tak się złożyło, że mieliśmy wspólne wykłady i nawet ćwiczenia.
To, co uderzyło mnie od pierwszego momentu to niezwykła Jego dojrzałość, wiedza i skupienie. Bez żadnych zahamowań, jak równy z równym, dyskutował z profesorami, szczególnie z profesorem Stanisławem Pigoniem. Poruszał tematy zupełnie mi jeszcze obce, rozmawiał z profesorem o współczesnej, nawet tej najnowszej filozofii – egzystencjalizmie, utylitaryzmie. W ich rozmowach padały nazwiska Kierkegaard, Scheler, Hegel, Sartre. Zastanawiałam się, ciągle, skąd On ma taką wiedzę, bo przecież nawet na drugim roku nie przerabialiśmy historii filozofii. Z drugiej strony był zawsze uprzejmy, serdeczny, skromny, uczynny i bezpośredni. Pamiętam, jak zdawałyśmy z koleżankami u Kazimierza Nitscha egzamin z gramatyki opisowej: profesor, który słynął z cholerycznego charakteru, nie oszczędził i nas. W uniesieniu wyzwał nas, bo nie umiałyśmy odpowiedzieć na niektóre pytania. Egzamin z grupą studentów obserwował Karol Wojtyła. Podeszłam później do nich, by trochę się wytłumaczyć, ale on uśmiechnięty mówił, że najważniejsze jest to, że egzamin zdałyśmy. Zawsze umiał dobrać słowa.
Miałam zwyczaj, przed zajęciami, zachodzić na krótką modlitwę do kościoła św. Anny, który był nieopodal naszej uczelni. Zawsze zastawałam tam Karola Wojtyłę. Klęczał przed głównym ołtarzem i modlił się w ogromnym skupieniu. Gdy wychodziłam, On jeszcze zostawał, ale nigdy nie spóźnił się na zajęcia, zapewne pędził później co sił, ale był krzepki, wysportowany, więc nie dziwiłam się, że zawsze zdążył na czas. Podczas studiów często bywałam w Teatrze Rapsodycznym, przy Krupniczej. Jakież było moje zdumienie, kiedy dostrzegłam w jednej ze sztuk Karola Wojtyłę. Miałam okazję obserwować Jego grę w “Panu Tadeuszu”, “Kordianie”. Jego głos, tak bardzo charakterystyczny, mocny i dobitny, wybijał się już wówczas spośród ogółu.
Niestety, wojna przerwała naszą wspólną naukę. Po jej zakończeniu nie było Go już z nami. Dopytywałam się o Niego, powiedziano mi, że rozpoczął studia teologiczne. Ostatni, bliski kontakt, miałam z Karolem w Krakowie, gdy był już biskupem. W Katedrze na Wawelu udzielał bierzmowania. Jak zwykle wokół Niego była młodzież, z którą radośnie rozmawiał.
Kiedy został Papieżem, jak wszyscy odczuwałam ogromną radość i wdzięczność. Zawsze byłam blisko Niego, czytałam wszystkie encykliki. Teraz odszedł. Ale sądzę, że jak upłynie 5 lat, będzie już kanonizowany. Modlę się, żeby nadal wiele dobrego, jak dotychczas, robił dla Polski. Ponieważ On zawsze łamał kanony, teraz i dla Niego powinno się to zrobić. Wszyscy przecież znają Jego życiorys, jest on jak otwarta księga. Przecież On za swego życia dokonywał cudów – to on przyczynił się do upadku komuny. Odmienił postać tej ziemi. Zjednoczył wiele narodów, wielu ludzi.
Nie tylko Jego życie, ale i czas żałoby i pogrzebu są dla całej ludzkości wskazaniem, takim memento. Wskazaniem, by otrząsnąć się z materializmu i konsumpcjonizmu, by otworzyć się na Boga, Jego miłosierdzie oraz na drugiego człowieka. Jego nauka na pewno przyczyni się do moralnego odrodzenia ludzkości, jej uszlachetnienia. Ta żałoba zatrzymała świat na chwilę.
Na pewno trzeba go pamiętać jako Papieża młodego, krzepkiego, ale i jako Papieża schorowanego, takiego, któremu ślina płynęła z ust. Póki był młody pokazywał swoją siłę, a potem swoją starość, którą trzeba szanować. Swoją postawą chciał nam Ojciec Święty przekazać, że nie można wstydzić się starości, choroby, że starość trzeba szanować.
Nie jest prawdą to, co zwykło się ostatnio powtarzać, że Polacy tylko słuchają Papieża, że nic nie czerpią z jego nauki. To nie jest prawda. Dziś cała Polska udowadnia, że pilnie słuchała, słucha i będzie słuchać słów Papieża. Słuchają go starsi i młodzież. Papież był kochany i szanowany za swoją autentyczność. Nigdy się nie wywyższał, sprawy materialne nie miały dla niego żadnego znaczenia. Będzie mi Go bardzo brakowało, ale wiem, że będzie razem z nami.
URSZULA GIŻYŃSKA