Przejście dla pieszych na
ul. Wolności, na przeciwko dworca PKP w Częstochowie wzbudza lęk wielu mieszkańców. Zagrożenie stwarza tu brak synchronizacji świetlnej dla ruchu samochodowego i tramwajowego, jednak szef
Miejskiego Zarządu Dróg
Kazimierz Augustyn
ma przeciwne zdanie
– Na tym przejściu dojdzie w końcu do tragicznego wypadku – alarmują nasi Czytelnicy. – Czerwone światło dla samochodów nie jest połączone z ruchem tramwajów. Choć jest “zielone” dla pieszych i samochody stoją, tramwaje, nie czekając na przechodzących przez jezdnię ludzi, ruszają. Rodzi to niebezpieczne sytuacje, bo jak wiadomo ruch jest tu ogromny. Spieszący się ludzie zmuszeni są ustępować tramwajom, często odskakując w ostatniej chwili, by nie wpaść pod pojazd. Dlaczego nikt nie rozwiąże? – pytają.
Sprawdziliśmy. Sytuacja opisana przez naszych Czytelników potwierdza się. Tramwaje jeżdżą swoim rytmem, nie zważając na czerwone światło dla samochodów na jezdni, a co grosza, na ludzi przechodzących na pasach, którzy pędzą, by zdążyć wsiąść do tramwaju. I choć się mocno spieszą, nierzadko mają zamykane drzwi przed nosem. Nie jest to nazbyt przyjemne, a już na pewno bezpieczne.
Co na to prezes MPK Krzysztof Nabrdalik? – Przy tym przejściu tramwaje nie mają w ogóle świateł i nie obowiązuje ich sygnalizacja przeznaczona dla pieszych i aut. Zgadzam się jednak, że obowiązkiem motorniczego jest zwracanie uwagi na przechodniów i umożliwienie im spokojnego przejścia przez jezdnię – mówi.
Zdaniem dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg Kazimierza Augustyna na tym przejściu wszystko jest w porządku. – Nie jest tu potrzebna sygnalizacja dla tramwajów. Jej obecność nie byłaby ułatwieniem, wręcz przeciwnie, pogorszyłaby warunki komunikacji zbiorowej, czyli byłaby niekorzystna dla pieszych – stwierdza. Argumentacja jest co najmniej zastanawiająca, bo to właśnie piesi zauważyli ewidentną usterkę w układzie świateł, która naraża ich na niebezpieczeństwo. – Już kilka razy o mały włos nie potrącił mnie ruszający tramwaj. Tu trzeba być bardzo ostrożnym, ale wystarczy moment nieuwagi i nieszczęście gotowe – mówi nam pan Wiesław T.
Choć staramy się w rozmowie telefonicznej wyłuszczyć niepokoje przechodniów, nie udaje się nam przekonać dyrektora i na pytanie: czy będzie coś poprawiane na tym przejściu, krótko rzuca: – Nie będziemy nic tam zmieniać. To rozwiązanie jest dopuszczalne. Funkcjonuje od ponad 20 lat i jest sprawdzone. W jego opinii taki system jest właśnie dla dobra pieszych. – Wysiadając z tramwaju można bez czekania na zielone światło przejść przez tory tramwajowe i w stronę dworca i przeciwną. Piesi idący ulicą muszą bardziej uważać na ruszające tramwaje. Poza tym nie jadą one szybko, więc nie stwarzają większego zagrożenia. Nie odnotowuje się w tym miejscu wypadków – mówi.
Trudno do końca zgodzić się z wywodem dyrektora, tym bardziej że rozwiązanie sygnalizacyjne przy Dworcu PKP jest precedensem. Wzdłuż całej linii tramwajowej na podobnych układach przejść przez jezdnię i tory tramwajowe ruch samochodowy i szynowy jest zsynchronizowany. Tak jest przy dworcu PKS, przy ul. Niepodległości (skrzyżowanie z ul. Równoległą) czy przy ul. Kościuszki i ul. Jasnogórskiej. Tu pomyślano o bezpieczeństwie. Dlaczego zatem kłopot jest z przejściem przy dworcu PKP? Czy trzeba czekać na tragedię, by decydenci od rozwiązań ruchu drogowego w mieście zmienili zdanie?
Póki co, kierownictwo MPK powinno przyuczyć motorniczych, by z większym pietyzmem zważali na najsłabszych użytkowników dróg. Uchroni to pieszych od ekwilibrystycznych wygibasów i, nie daj Boże, wypadku.