Adela Wiśniewska – częstochowianka. Maluje od ponad 30 lat obrazy olejne, pastele, akwarele. Jej twórczość, to przede wszystkim cudowne, delikatne pejzaże; kwiaty i portrety.
Artystka jest absolwentką Wydziału Ubioru oraz Malarstwa Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi. Swoje obrazy pokazywała na 23 wystawach indywidualnych, m.in. w Łodzi, Częstochowie, Krakowie, Opolu, Rzeszowie, Katowicach i w Warszawie. Brała udział w zbiorowych ogólnopolskich i zagranicznych wystawach malarstwa, m.in. w Czechosłowacji, na Węgrzech, w Bułgarii, Niemczech i we Francji. Jej obrazy znajdują się w galeriach i u prywatnych kolekcjonerów w Polsce, USA, Kanadzie, Szwecji, Niemczech, Francji, Hiszpanii, Szwajcarii, Australii, Austrii, na Słowacji, Węgrzech, w Japonii i RPA.
– Czym dla Pani jest malarstwo – zawodem, potrzebą, przymusem?
– Maluję już tyle lat i wiem, że malowanie, to moja największa potrzeba życiowa. To dla mnie bardzo ważne, bo daje mi kontakt z naturą. Ważne, bo to moje emocje, dotyczące natury, które przenoszę na płótno. To nastrój, który staram się przekazać, to to, co zmienne, a jednak stale powtarzające się, odradzające na nowo. Próbuję te moje emocje, odczucia przekazać w formie plastycznej. Już nie widzę natury przedmiotowo, a syntetycznie.
– Bez przyrody, bez natury, bez tego co nas otacza nie byłoby Pani malarstwa?
– Chyba nie. W czasie od 1988 do 1995 roku tworzyłam kompozycje figuratywne, ale też nawiązywały do natury.
– Te kompozycje są niesamowite, trochę nie z tego świata, mogłyby być ilustracją dobrej książki. Nie myślała Pani o tym, by tworzyć ilustracje dla wydawnictw?
– Do tej pory nie. Teraz zaczynam. Zilustrowałam tomik poezji Wojciecha Grabałowskiego – “Pytania albo liryczne okruszki”.
– Będzie Pani dalej szła w tym kierunku?
– Nie chcę zapeszać. Ale na pewno nadal będę malowała pejzaże, portrety…
– Czy maluje Pani tylko portrety przyjaciół, czy czasem pojawiają się na nich także nieznane Pani osoby?
– Głównie przyjaciół. Czasem maluję na zamówienie, ale broń Boże, nie ze zdjęcia. Fotografia to jest już przetworzony obraz. A dla mnie każdy obraz, który maluję jest nowym obrazem. W całym swoim życiu zrobiłam tylko trzy kopie.
– Maluje Pani też kwiaty, ale nie są to tylko tradycyjne martwe natury.
– Próbuję je malować w związku z przyrodą, np. kiedy rosną, a nie w wazonie, na stole.
– Jakie krajobrazy są dla Pani inspiracją?
– Są krajobrazy, które wszyscy uznają za piękne, ale są też miejsca, których nikt by nie podejrzewał o to, że można je namalować i stworzyć piękny obraz, piękny pejzaż. Sztuka chyba na tym polega, by znaleźć relacje pomiędzy indywidualnym odbiorem, a motywem w naturze. Aby namalować dobry obraz muszą się nawarstwić pewne elementy, które stworzą razem coś niezwykłego, a malarz przetworzy to poprzez swoją wrażliwość.
– Pani malarstwo to rodzaj impresji.
– Tak, choć trudno mnie zakwalifikować. Na pewno odbieram świat wrażeniowo. To połączenie pewnego rodzaju impresji i mojego nastroju.
– Pani nie tylko tworzy obrazy, ale też gra na pianinie. Malarstwo zwyciężyło muzykę w Pani życiu?
– Skończyłam szkołę muzyczną. Nie od razu wykreowałam się w stronę malarstwa. Jednak muzyka mi została i ma to dla mnie znaczenie, jeżeli chodzi o malarstwo. Pomaga mi psychicznie, odstresowuje mnie, gram właściwie codziennie.
– Czyje utwory najchętniej?
– Mozarta, Chopina, Schuberta, Mendelsohna, Bacha, Beethovena.
– A kogo z malarzy ceni Pani najbardziej?
– Wszystkich impresjonistów, a z naszych, to przede wszystkim Boznańską, Wyspiańskiego, Malczewskiego, Stanisławskiego. Z dawnych uwielbiam Wermera, Durera, Breugla, Corota.
– Czy można żyć dzisiaj z malarstwa?
– Trudno.
– Co Pani robi w wolnych chwilach?
– Jeżeli je mam – to gram. Poza tym, prowadzę dom. Dawniej żeglowaliśmy z mężem i z synem. Przez 20 lat jeździliśmy na Mazury i wypożyczaliśmy żaglówki, później jachty. Uwielbiam Jurę, świetnie się tu czuję i tu powstało wiele moich obrazów. Mam takie miejsce, które bardzo lubię – Sokole Pole, za Bystrzanowicami, na pograniczu Jury. Piękne lasy, niezniszczone i nieopatrzone tereny. Poza tym, lubię chodzić na koncerty, słucham muzyki, czytam. Ostatnio nabyłam książkę – “Listy zebrane Wyspiańskiego”. Pisze tam m.in. do Estreichera, Mehoffera, Stryjeńskiego, Rydla, Maszkowskiego. Można się z tego dowiedzieć bardzo wiele o epoce i o samym Wyspiańskim. Bardzo lubię biograficzne książki.
– Kiedy następna wystawa?
– Pewnie w przyszłym roku, w Częstochowie.
– Dziękuję za rozmowę.
SYLWIA BIELECKA