Najważniejsza jest miłość


Rozmawiamy z Eleni w trakcie promocji książki “Nic miłości nie pokona”

Bardzo często wraca Pani do Częstochowy. Czym jest dla Pani jasnogórskie sanktuarium?
– To jest miejsce, do którego przynosimy wszystkie swoje problemy. Chcę podziękować Matce Jasnogórskiej za to, co otrzymałam. Zawsze dziękuję, proszę o zdrowie dla moich najbliższych, proszę o zdrowie dla przyjaciół, których także kocham. Przychodzę przed Obraz z różnymi problemami. Szukam jakiegoś rozwiązania właśnie tu, przed obliczem Pani Jasnogórskiej. Dziękuję za swoją pracę zawodową, artystyczną, za całe te 30 lat. Dziękuję, że Matka pozwoliła mi tak pięknie przejść przez ten okres czasu. Jasna Góra jest miejscem, w którym po prostu się wyciszam, ładuję “swoje akumulatory” i wracam do domu z nową energią i nowym spojrzeniem. Myślę, że musimy tu przyjeżdżać, żebyśmy oczyszczali swoje wnętrze i nawracali się. Musimy się ciągle nawracać. Człowiek mówi: “Wierzę”, ale powinien stale się udoskonalać, bo tylko bogactwo wewnętrzne daje szczęście. Jeśli mamy w sobie głębię, to potrafimy rozwiązać każdy problem, pomóc innym w wielu decyzjach.
Bogactwo wewnętrzne wiąże się zapewne z drogowskazem życiowym. Czy taki jest zawarty w książce “Nic miłości nie pokona”?
– Tak, oczywiście. Myślę, że najważniejsza jest miłość. To jest miłość rodzinna, którą jako mała dziewczynka otrzymałam od swoich rodziców i rodzeństwa. To jest mocny fundament. Dzięki niemu potrafiłam udźwignąć tragedię związaną z Afrodytą. Wszystko runęło, ale fundament pozostał. Mogłam na nowo wszystko odbudować, było to możliwe. Najważniejsza jest miłość w rodzinie. Taka normalna, naturalna dobroć. Przecież na co dzień powinniśmy być uśmiechnięci, życzliwi. To jest tak niewiele, a przynosi tyle radości i szczęścia. Oczywiście, często nie jest to łatwe, ale powinniśmy próbować.
Co zdecydowało, że zaczęła Pani śpiewać zawodowo? Czy na wybór takiej drogi życiowej mogło w jakiejś mierze wpłynąć szczęśliwe dzieciństwo?
– To był zupełny przypadek. Nigdy nie myślałam o tym, aby zostać piosenkarką. Chciałam być nauczycielką wychowania muzycznego. Marzyłam o tym. Nie udało mi się jednak dostać na studia. I wtedy pojawiła się propozycja rocznego “pobytu” w zespole “Prometeusz”. Pomyślałam, że przez rok pośpiewam i potraktuję to jak przygodę. I znowu spróbuję zdać na studia. Stało się zupełnie inaczej. Zostałam w zespole.
Pani repertuar po tragicznej śmierci córki w 1994 roku bardzo się zmienił. Pojawiły się nowe wątki.
– Zawsze powtarzam, że płyta “Nic miłości nie pokona” nie jest smutna, lecz refleksyjna. Trzeba się zatrzymać i zadać sobie pytanie, co jest najważniejsze. Trzeba zrobić takie podsumowanie swojego dotychczasowego życia i tego, jak postępujemy. Ważne, żeby coś nam w nim nie umknęło, nie uciekło. Wobec choroby, tragedii, wobec utraty najbliższych pewne sprawy nie są ważne. Wtedy właśnie zaczynamy myśleć bardziej refleksyjnie, wchodzimy w swoje wnętrze.
Kiedy przychodzi moment przebaczenia? Czy przynosi je upływ czasu?
– Od początku nie miałam tego problemu. To jest tragedia dwóch rodzin: naszej i chłopaka Afrodyty. W momencie, kiedy dowiedziałam się o śmierci córki, nie czułam nawet nienawiści. Wiedziałam, że doszło do tragedii i że to my musimy szukać jej przyczyn. Nie możemy obwiniać. Ja i tak nie zwrócę córce życia. Co dałaby mi nienawiść? Człowiek nie mógłby normalnie funkcjonować. Ani w pracy, ani w domu. To ciągłe myślenie, zatrzymanie się w miejscu, rozpatrywanie tego, po prostu jest umieraniem za życia.
Ja dzięki temu czuję się wolna, nie mam tych problemów. Wiem, że ludziom jest trudno przebaczać, ale jednak można. Dzięki temu mogę się uśmiechać, mogę śpiewać. Mogę wyjść do ludzi. To jest właśnie sens całego naszego życia.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Rozmawiała

ANNA WOJTYSIAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *