Monografia “Częstochowa. Dzieje miasta i klasztoru jasnogórskiego” – największe wydarzenie w piśmiennictwie o przeszłości naszego regionu. I jako o wielkim wydarzeniu mówiły o tym media. Wyliczając autorów i protektorów, pisząc o kosztach i wielkości prac.
Historia jest jak dobry kryminał, taki – powiedzmy – autorstwa Agaty Christie. Jest trup, są podejrzani, wiemy, że jedna z osób zgromadzonych w saloniku przez inspektora Poirot jest zabójcą. Historia czasem jest jednak kryminałem bez ostatniego rozdziału. Prace badawcze to jak szukanie śladów, dowodów, odcisków palców; to także próba analizy poszlak, szukania motywów, sprawdzania alibi podejrzanych i wiarygodności świadków. Tu nie ma nic do końca pewnego. Nasze domniemania może obalić kolejny odnaleziony ślad. W taki też sposób spójrzmy na zawartość monografii. Im więcej wiemy, tym więcej przed nami tajemnic. Dotyczy to zwłaszcza okresów poprzedzających lokację miasta nad Wartą.
W okresie kultury łużyckiej Częstochowa jest obszarem gęsto zaludnionym. Odkrycia cmentarzyska na Rakowie mówią o wysokim stopniu rozwoju cywilizacyjnego tych praczęstochowian. Znaleziska wykazują wysoki poziom techniki produkcji wyrobów żelaznych, biżuteria i zabawki dziecięce świadczą o jakości życia. Zdumiewa umiejętność przeprowadzania skomplikowanych operacji medycznych (np. trepanacji czaszki). Nie ma jednak ciągłości między tym okresem osadnictwa a późniejszymi dziejami miasta.
Kilkaset lat przed Chrystusem obszar obecnej Częstochowy pustoszeje.
Jakie były tego przyczyny? Najazd obcego ludu (np. Scytów), zmiany klimatyczne utrudniające warunki życia nad Wartą? Nie wiemy. Być może przyszłe badania archeologiczne przyniosą nam nowe dowody. Może odkryte zostaną ślady zniszczeń powodowanych najazdem; może na podstawie analiz szczątków roślinnych domniemywać będzie można formę zmian klimatycznych. Na razie stoimy bezradni przed zagadką. Niespodziewanie znikło osadnictwo o wysoko rozwiniętej kulturze. Na okres 1,5 tysiąclecia teren dawniej zamieszkały stał się dziewiczą puszczą. Zagadka nie mniej frapująca jak zagłada cywilizacji Majów.
Dalej też błądzimy w ciemnościach średniowiecza. Gród Gąszczyk.
Wiemy, gdzie był, znamy pozostałe po nim ślady. Mamy cichą nadzieję, że współcześni inwestorzy nie zmienią tego wzgórza w willowisko, że resztki grodu zostaną zachowane i uszanowane wraz z sąsiadującym z nim krajobrazem jako pomnik naszej przeszłości.
Pierwszej Częstochowy? To już zbyt pochopne twierdzenie. Cóż bowiem wiemy o grodzie Gąszczyk, prócz tego, że był i stanowił rodzaj ówczesnej fortecy. Czy założyli go Wiślanie, by strzegł północno-zachodniej rubieży ich państwa? Ale szczytowy rozwój państwa Wiślan to wiek IX, gdy “pogański książę silny wielce siedział w Wiśle”. A Gąszczyk datowany jest na XI-XII w. Czy Gąszczyk był – jak to uważał Włodzimierz Błaszczyk – wymienioną w 1220 r. Częstochową? Jakie były przyczyny porzucenia przez mieszkańców tej obronnej osady? Gdzie się przenieśli osadnicy?
Można hipotetycznie założyć, że tu w przełomie Warty funkcjonowała w XI-XII w. przeprawa przez rzekę i gród bronił jej bezpieczeństwa. Nie ma jednak na to cienia dowodu. Kolejna zagadka czekająca wyjaśnienia. Następną jest dokument lokacyjny.
Kiedy powstała Częstochowa?
Lokacja wsi Częstochowa nastąpiła w 1356 r. – przywilejem króla Kazimierza Wielkiego obdarowani zostali bracia Kanimir i Leonard. Kim oni byli – nie wiadomo. Ani z jakiego rodu, ani – jakie zasługi oddali królowi. Wiemy o nich niemal tyle samo co o legendarnym Częstochu. W dodatku, piszący rozdziały o narodzinach naszego miasta dwaj znakomici historycy – Jacek Laberschek i Marceli Antoniewicz – rozbijają nasze domniemanie o przeszłości.
Utarło się bowiem, że była Stara Częstochowa – przy przeprawie przez Wartę; a potem – Nowa, przy klasztorze. Przy jakiej przeprawie – zadaje pytanie Laberschek – w miejscu, gdzie wyrosło nasze Stare Miasto przeprawy żadnej nie było. I dowodzi, posługując się analizą krajobrazu. Warta, między obecnym Starym Miastem a Zawodziem, stanowiła szeroki pas rozlewisk. Przy istnieniu wygodnej przeprawy w Mstowie nieopłacalnym było w XIV w. dokonywać ogromnej inwestycji na naszych błotach, bagnach i rozlewiskach.
Obaj historycy są zgodni. Nowa Częstochowa była wcześniej niż Stara. Pierwsza była osada z kościołem u stóp Jasnej Góry. Później powstało miasto nad Wartą. Ponieważ przy tym nasi przodkowie mieli szczególny talent gmatwania nam tropów dołożyli w tym samym przywileju informacje o osadzie nad Rybną (dawną Stradomką). Czy to Kawodrza, czy nasza “stara” Częstochowa, czy jakaś całkiem inna osada? Wiedzą pewnie Kanimir z Leonardem, trudno jednak wzywać ich na świadków.
Istnych detektywistycznych zdolności wymaga ustalenie rzeczy wydającej się oczywistą. Kiedy właściwie powstało miasto Częstochowa? Rzymianie mieli łatwiej – ułożyli kalendarz od założenia swojego miasta. Nasi przodkowie tacy przewidujący nie byli. W dodatku zgubili gdzieś rzecz najważniejszą – przywilej lokacyjny.
Świetnie. Z dokumentu wystawionego w 1377 r. przez Władysława Opolczyka dla hutników Jaszka i Niczka wynika, że była civitas (miasto) Częstochowa, leżąca tam gdzie należy. Ma pewne przywileje, swojego wójta, wymieniono nawet z imienia i nazwiska mieszczan. Nie jest więc to byt wirtualny. Ale kiedy powstał?
Z pewnością między 1356 a 1377, “podejrzanymi” o jego założenie są w kolejności: Kazimierz Wielki, Ludwik Węgierski, Elżbieta matka Ludwika i Władysław Opolczyk. Z tego grona najmniej prawdopodobni założyciele to Ludwik i jego mama. W odruchu słusznego patriotyzmu można to “zwalić” na Kazimierza. Wszak zastał Polskę drewnianą itd. W dodatku mieszczanie częstochowscy wiele lat później łgając jak z nut powoływali się na przywileje nadane im przez tego króla i przez Ludwika.
Marceli Antoniewicz pisze tu najostrożniej jak można “przewaga symptomów i okoliczności (warunków sprzyjających i niezbędnych) jako potencjalnego wystawcę przywileju miejskiego prawa niemieckiego zdaje się podpowiadać osobę księcia opolskiego Władysława”. Herkules Poirot w takich okolicznościach powiedziałby, że jest całkowicie pewny kto jest sprawcą. Rzetelność historyka każe jednak używać wyrażeń: “potencjalny” i “zdaje się podpowiadać”. Cóż – historyk z całą pokorą musi zadowolić się złożeniem dowodów i na ich bazie domniemaniem.
Im więcej wiemy, tym więcej zagadek. I dlatego historia jest tak pasjonującą nauką.
Jarosław Kapsa