Leszek, Marek albo Józek


Od patrzenia na karuzelę stanowisk w państwie dostałem już zawrotu głowy. I trudno się dziwić. Przecież każdemu wszystko może się pomieszać, skoro w jednym tylko dzienniku telewizyjnym dowiaduję się o dwóch aferach rządowych, kolejnym bublu legislacyjnym i serii negocjacji parlamentarnych na temat szans poparcia prezydenckiego kandydata na premiera, zakończonych fiaskiem. Mieszają się daty, sprawy, ustalenia, a co gorsza treść rozmów i nazwiska kandydatów. Niewiele brakuje bym zapomniał imion głównych aktorów wydarzeń, a nawet zaczął mylić ich z wyglądu.

Od patrzenia na karuzelę stanowisk w państwie dostałem już zawrotu głowy. I trudno się dziwić. Przecież każdemu wszystko może się pomieszać, skoro w jednym tylko dzienniku telewizyjnym dowiaduję się o dwóch aferach rządowych, kolejnym bublu legislacyjnym i serii negocjacji parlamentarnych na temat szans poparcia prezydenckiego kandydata na premiera, zakończonych fiaskiem. Mieszają się daty, sprawy, ustalenia, a co gorsza treść rozmów i nazwiska kandydatów. Niewiele brakuje bym zapomniał imion głównych aktorów wydarzeń, a nawet zaczął mylić ich z wyglądu.
Tak sobie myślę, że gdyby ekipa Millera miała rządzić Polską jeszcze z rok czasu, to przestałbym odróżniać Jakubowską od Rapaczyńskiej, Siemiątkowskiego od Dziewulskiego, Borowskiego od Wojciechowskiego a Sierakowską wziąłbym niechybnie za Beger.
Właściwie od paru miesięcy telewizyjna informacja kojarzy mi się ze stanem przykrego napięcia, na które odporność wykazuje tylko pewna grupa polityków, którzy w warunkach “pola walki” czują się jak ryba w wodzie. Furkot zamaszystych kroków na sejmowych korytarzach i błysk fleszy na twarzy jakiegoś “politycznego zwierzęcia” pod klubowymi drzwiami przy Wiejskiej, to zazwyczaj pierwsze dźwięki i obrazki codziennych relacji.
Tymczasem gdzieś obok, w zaciszu sali obrad plenarnych parlamentu leniwie toczy się dyskusja na temat zmian w składzie rady nadzorczej spółki Orlen, podczas której minister skarbu puszy się przed posłami, zszokowanymi do tego stopnia, że nie są mu w stanie w tej sytuacji porządnie nawtykać za bełkot, którym ich raczy.
Tymczasem również gdzieś obok, po sąsiedzku, u bratanków Węgrów, przygotowują się poważnie do fuzji tamtejszego koncernu naftowego MOL, z naszym Orleanem właśnie. Problem jednak w tym, że MOL jest niemal całkowicie uzależniony od rosyjskich dostawców ropy naftowej, o czym już pół roku temu pisałem na łamach “Gazety Częstochowskiej”, co fuzję z Orleanem stawia pod dużym znakiem zapytania.
Również niedaleko stąd, w Brukseli zajmują się podobno badaniem sytuacji ekonomicznej Huty Stali Częstochowa. “Zajmują się”, to zbyt optymistyczne określenie, bo wtajemniczeni donoszą, że sprawa utknęła na etapie gromadzenia dokumentacji w sekretariatach tamtejszych biurokratów. Tymczasem minister skarbu i jego szef – premier zajęci są dużo bardziej ekscytującymi niż “nudna” sprawa huty awanturami w Sejmie, więc pięć tysięcy częstochowskich hutników musi uzbroić się w cierpliwość.
Jest jeszcze jedna gorsząca sprawa a mianowicie wypowiedź prezydenckiego kandydata na premiera, profesora Belki, który stwierdził, że chce wziąć władzę tylko na rok, więc nie przygotowuje żadnych szerszych planów gospodarczych. Oj, Panie Profesorze! Nawet, jeżeli taki ma Pan zamiar, nigdy nie powinien o nim mówić, bo rynek może nie udźwignąć ciężaru tego niefortunnego zdania, a Pan, jako ekonomista, przecież o tym dobrze wie.
W tym stanie rzeczy dochodzę do wniosku, że chyba jest mi wszystko jedno, kto który stołek weźmie. Ważne jest, by wreszcie pretendenci zajęli posady i wzięli się do roboty. O nich samych się nie martwię, bo – jak widać – potrafią dbać o siebie. No, bo skoro Marek oddał stołek marszałka Józkowi, to i tak ma zajęcie, bo jest szefem swojej nowej partii. Natomiast vacat w MSWiA po Józku to też jeszcze nie tragedia, bo niedługo cały rząd poda się do dymisji. Tu też nie ma co się denerwować, bo profesor Marek, kandydat prezydencki, już w miejscu nogami przebiera i nawet w emocjach ujawnił już zręby swojego programu gospodarczego a raczej przyznał się do jego braku, o czym wcześniej była mowa.
W tym jest tylko jedna pomyślna wiadomość: Leszek Miller zaczyna właśnie ostatni tydzień pracy w Kancelarii Premiera. Żeby tylko w tym zamieszaniu o tym nikt nie zapomniał i dał mu w odpowiednim momencie obiegówkę do wypełnienia.

ARTUR WARZOCHA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *