Nad tegorocznymi Juwenaliami od początku wisiało jakieś fatum. Zaczęło się od zniknięcia klucza do bram miasta, który to z okazji święta miejska władza przekazuje na trzy dni studentom. Po przeszukaniu magistratu od piwnic po strychy okazało się, że klucz ulotnił się jak kamfora. Podejrzenie padło na poprzedniego prezydenta, niejakiego Marasa. Ten przyznał, że i owszem, klucz w ubiegłym roku młodzieży przekazał, ale nic nie wie o tym, by ktoś w jego imieniu go potem odbierał.
Osobiście niefrasobliwości byłego prezydenta się wcale nie dziwię. Jak wiadomo, złapał on etat w Urzędzie Marszałkowskim, więc jako gospodarz całego województwa śląskiego nie czuje się odpowiedzialny za pilnowanie kluczy do bram jednego z wielu miast, choćby to była nawet jego rodzinna Częstochowa. Koniec końców studenci przyjęli od władz miasta atrapę klucza. Ale, gdy ledwie zapomniano o jednej aferze, już pojawiła się druga. Po dość niemrawych juwenaliach nastąpił nieoczekiwanie dynamiczny finał. Otóż po kończącym trzydniowe święto koncercie rozpętała się w okolicach studenckiego miasteczka regularna bitwa na kamienie i płyty chodnikowe. Ktoś wcześniej podpalił kontenery ze śmieciami i obrzucił radiowóz policyjny puszkami po piwie. W efekcie trzynaście osób spędziło noc w komisariacie.
Co tu dużo gadać, by nie wyjść na zrzędę… Osobiście nic nie mam przeciwko temu, by studenci raz w roku oficjalnie odprawiali swoje bachanalia. Wiadomo: wiosna, muzyka i łyczek piwa powodują, że młoda, żakowska krew zaczyna w żyłach buzować. Trudno mieć pretensje do szkolarzy, że w czasie ich rządów, mówiąc delikatnie, nie zawsze panuje ład i porządek na ulicach miasta, ale dziwi mnie to, że dzisiejsza młodzież studiująca, nasza przyszłość i nadzieja Częstochowy, tak łatwo wchodzi w bliskie relacje z miejscową hołotą. Nie chcę się droczyć o to, kto kogo sprowokował – studenci chuliganów, czy też było na odwrót, nieważne. Chodzi o to, że wystarczy, by w tłumie studentów stanął podchmielony byle żul z odpaloną racą i cała impreza z głowy.
Zaczyna brakować w zachowaniu studentów polotu i finezji, które zawsze odróżniały ich od bezbarwnego tłumu na przykład kibiców. Dzisiaj jest wręcz odwrotnie; fani Włókniarza czy AZS-u to grzeczne baranki, podgrzewający swoich zawodników do walki z fantazją i kulturą. No cóż – panta rei. O studenckiej fantazji widać można już dzisiaj tylko poczytać w literaturze klasycznej, bo współczesna rozrywka żakowska sięgnęła poziomu ulicy. Szkoda, bo chciałoby się mieć w Częstochowie akademię czy nawet uniwersytet i w ogóle być już w Europie. Póki co impreza pod hasłem Eurojuwenalia odbywa się teraz m.in. w… Kielcach, gdzie przecież nie tak dawno latały w powietrzu scyzoryki.
Artur Warzocha