Częstochowa cierpi na brak toalet. To powszechna opinia. Problem trwa od wielu lat
– Byłem świadkiem, jak straż miejska wypisywała mandat mężczyźnie, który swoją potrzebę załatwiał w publicznym miejscu. Słusznie mu się dostało, bo to przecież nieładnie, ale co biedak miał zrobić, kiedy na placu Daszyńskiego miejska toaleta jest od lat zamknięta? Gdzie miał się udać? – pyta nas pan Piotr K. z Częstochowy.
Brak toalety staje się dotkliwy, gdy nagle znajdziemy się w krytycznym momencie i, niestety, bez publicznego szaletu w pobliżu. Jednak zdaniem Ireneusza Leśnikowskiego, rzecznika prasowego Urzędu Miasta Częstochowy problemu wielkiego nie ma. – W mieście jest kilka toalet publicznych. Na pl. Biegańskiego, przy ul Focha, w podjasnogórskim parku, ta nawet na miarę XXI wieku, wybudowana zgodnie z wszelkimi, bardzo zresztą ostrymi, wymogami Unii Europejskiej. Zatem nie ma stanu krytycznego – stwierdza Ireneusz Leśnikowski. Ale jak sam przyznaje z ubikacją na pl. Daszyńskiego kłopot jest, i to od wielu lat. – Mimo dwóch przetargów nie udało się znaleźć nikogo chętnego, kto by zajął się prowadzeniem tego szaletu. Aktualne przepisy są bardzo wygórowane, stąd by toaletę doprowadzić do stanu używalności według unijnych standardów, trzeba włożyć sporo pieniędzy. To z góry przesądza, bo w praktyce zwrot kosztów może nastąpić za wiele lat, a może w ogóle. Z kolei remont toalety za miejskie pieniądze w tej chwili nie ma sensu. Po pierwsze na samo utrzymanie obecnie funkcjonujących szaletów miasto asygnuje 207 tysięcy złotych rocznie, po wtóre plac Daszyńskiego w niedługim czasie czeka rewolucja, czyli generalny remont z reorganizacją ruchu pieszo-kołowego. Ponadto na placu ma stanąć pomnik Jana Pawła II. Powstaje wiec pytanie czy na przeciwko pomnika papieża, taki przybytek ma w ogóle rację bytu – mówi Ireneusz Leśnikowski.
Co ma zatem robić znajdujący się w potrzebie przechodzień? – Można skorzystać z uprzejmości okolicznych restauracji. Na przykład w Pasażu jest taka możliwość, albo jakieś pizzerii czy McDonadzie. Przecież w miejskim szalecie też trzeba płacić za skorzystanie z toalety – doradza rzecznik.
Wygląda na to, że na placu Daszyńskiego miejskiego szaletu nie będzie. Nie będzie także tymczasowych tego typu zabudowań, bo, jak mówi Ireneusz Leśnikowski, nie zgadza się na to miejski konserwator zabytków. Tym bardziej nie mogą tam stanąć tzw. toi-toi. Pozostaje zatem skorzystać z rady rzecznika UM i w chwili krytycznej po pomoc udać się do okolicznych, życzliwych restauratorów. Lepiej nie narażać się na mandat Straży Miejskiej, a miasta na zanieczyszczanie.
URSZULA GIŻYŃSKA