“I CHLAST MNIE W TWARZ…”


Nie wszystkim dane jest cieszyć się ze spokoju na emeryturze, po wypracowanych kilkudziesięciu latach pracy. – Jestem emerytką po pięćdziesiątce i od niedawna korzystam z przywilejów swojego wieku. Zawsze wyobrażałam sobie, że gdy przyjdzie nareszcie ten dzień będę szczęśliwa i nic nie zakłóci mojego spokoju. Jak bardzo się myliłam – mówi Jadwiga Grabarczyk.

Nie wszystkim dane jest cieszyć się ze spokoju na emeryturze, po wypracowanych kilkudziesięciu latach pracy. – Jestem emerytką po pięćdziesiątce i od niedawna korzystam z przywilejów swojego wieku. Zawsze wyobrażałam sobie, że gdy przyjdzie nareszcie ten dzień będę szczęśliwa i nic nie zakłóci mojego spokoju. Jak bardzo się myliłam – mówi Jadwiga Grabarczyk.
Szukali się w korcu maku
Pani Jadwiga Grabarczyk, wraz z mężem i córką, w bloku przy ulicy 11 Listopada mieszka od połowy lat osiemdziesiątych. Sąsiedzi z przeciwka, państwo T., wprowadzili się niemal w tym samym czasie. Wymianie grzecznościowych pozdrowień zawsze towarzyszył uśmiech i wzajemny szacunek. Do czasu… – Po jakimś czasie do mieszkania naprzeciwko wprowadził się konkubent jednej z lokatorek. W niewielkim, pięćdziesięciometrowym mieszkaniu obok siebie żyli starsi rodzice i ich samotna córka, która to właśnie postanowiła ułożyć sobie życie z nowym partnerem. W zasadzie to nic mi do tego, gdyby nie fakt, że młoda para – państwo P., nie stronili od alkoholu, a wraz z nim od awantur, nocnych libacji i towarzystwa podejrzanych osób. I wtedy zaczęło się piekło – opowiada pani Jadwiga. Grzeczne zwracanie uwagi i prośby, zamiast pomagać, zaogniały relacje między sąsiadami. Nowy styl życia tak bardzo przypadł do gustu rozbawionym “nowożeńcom”, że absolutnie nie chcieli słyszeć o jakichkolwiek zmianach. – Działo się jednak coraz gorzej. Rodzice nie mieli żadnego wpływu na córkę i chociaż nierzadko sami stawali się ofiarami przemocy i pijackich rozrób w milczeniu znosili wybryki córeczki. Kilka razy starszą panią zabrało pogotowie, bo tak dotkliwie ją pobili, że musiała jechać do szpitala – mówi lokatorka.
Interwencja policji
Po wielu latach udręki, zmęczona uciążliwym sąsiedztwem, pani Grabarczyk postanowiła poprosić o pomoc organa ścigania. – Może dalej patrzyłabym przez palce na to, co oni tam wyprawiają, gdyby nie agresja pod adresem mojej rodziny. Mam bardzo chorego męża, po udarze mózgu, sama również borykam się z wieloma dolegliwościami i nie dość, że ktoś nie daje mi spokoju, to jeszcze podnosi na mnie rękę – mówi Jadwiga Grabarczyk. Do ostrej wymiany zdań dochodziło już coraz częściej. – Któregoś dnia zostałam napadnięta na klatce schodowej. Jedna z przyjaciółek od kieliszka podeszła do mnie i… chlast mnie w twarz. Dokładnie taka sama sytuacja powtórzyła się za kilka dni. Tam razem uderzył mnie stały bywalec meliny. Wezwałam więc dzielnicowego z komisariatu II, ale on w ogóle nie przejął się moim problemem, a wręcz odnosiłam wrażenie, że jest z nimi w doskonałej komitywie – opowiada kobieta. I zgodnie z przewidywaniami dzielnicowy nic nie zrobił.
Ruszyła lawina
Interwencje policji stały się jednak częstsze. – Prosiłam, błagałam, żebrałam wszędzie, gdzie się da. Prokurator załamywał ręce, podobnie administrator bloku, Spółdzielnia Mieszkaniowa “Metalurg”. W sądzie częstochowskim sprawy były umarzane lub kończyły się niewielkimi grzywnami, a ja zamiast opiekować się schorowanym mężem biegałam po różnych instytucjach – żali się Jadwiga Grabarczyk. W jednym z dokumentów sądowych czytamy: “Na podstawie art. 29 ust. 1 ustawy Prawo o Adwokaturze zasądza się od Skarbu Państwa na rzecz (i tu nazwiska dwóch adwokatów) kwotę po 490 złotych tytułem nieopłaconej obrony udzielonej przez adwokatów z urzędu oraz (…) kosztami sądowymi obciąża się Skarb Państwa”. Żyć nie umierać… Renta rodziców pani P. starcza na opłaty za mieszkanie, a wszelkie dodatkowe dochody, jak: zasiłki, zapomogi trafiają w płynnej formie wysokoprocentowych napojów do żołądków, tak zwanych nieprzystosowanych życiowo osób. Bardzo wygodna teoria. Nikt z urzędników nie zadaje sobie pytania, na co idą owe środki pomocowe i dlaczego lokatorzy zakłócający spokój innym mieszkańcom są bezkarni? – Proszę mi wierzyć, nie da się mieszkać w takich warunkach. Całe życie wraz z mężem ciężko pracowaliśmy, a teraz na starość… Jak to możliwe, że wszyscy ze smyka, recydywisty robią anioła? Jestem już zmęczona, nie mam siły, a za kilka dni znowu mam wezwanie do sądu. Co robić, jak żyć, kogo poprosić o pomoc? – mówi Jadwiga Grabarczyk.

RENATA KLUCZNA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *