Potrzeba dziś nie lada wyobraźni, żeby uwierzyć, że tereny obecnej dzielnicy Tysiąclecie słynęły niegdyś z sadów i ogrodów. I choć nadal tu i ówdzie możemy cieszyć się zielenią, która urozmaica gęsto zabudowany krajobraz, to w XIX i do poł. XX wieku obszar ten prezentował się dokładnie na odwrót.
Grunty te były początkowo własnością rodziny Zawada i stąd również ówczesna nazwa tego terenu – Zawady. W okolicy funkcjonowało wiele gospodarstw, których właściciele wydatnie przyczynili się do rozwoju miejscowego warzywnictwa, sadownictwa i ogrodnictwa, a jednym z najwybitniejszych przedstawicieli regionalnej pomologii (nauki o krzewach i drzewach owocowych) był Mieczysław Bolesław Hoffman. Przy ul. Zbierskiego w Częstochowie (kiedyś gen. Dembińskiego, a jeszcze wcześniej nomen omen ul. Pomologicznej), pomiędzy apartamentowcem a nowoczesnymi gmachami Akademii im. Jana Długosza stoi willa, która mimo dewastacji zachowała swój urok i charakter. Jej bryła architektoniczna i rozkład pomieszczeń nawiązuje nieco do tradycji polskich dworków szlacheckich, choć całościowo prezentuje raczej styl eklektyczny. Od razu uwagę zwraca frontowy portyk, wsparty na dwóch kolumnach i nakryty ozdobną kopułą. Całość założenia wybudowano na planie prostokąta. Od strony północnej obiekt posiada dwa ryzality. Uwagę zwraca również ozdobny mur attykowy.
Działka, na której wzniesiono budynek, należała niegdyś do Antoniego Kosmalskiego, którą w 1902 r. sprzedał Bolesławowi i Pawłowi Pietrzykowskim. To od nich w 1910 r. posiadłość nabył Hoffman, gdzie mieszkał do końca życia. Mieczysław Bolesław Hoffman urodził się w 1877 lub 1876 roku. Jego ojciec był zarządcą dóbr gen. Dezyderego Chłapowskiego. Już jako nastolatek zafascynował się ogrodnictwem. Pierwsze szlify w tej materii zdobywał w majątku hrabiego Jana Żółtowskiego pod Grodziskiem, a następnie w celu kontynuowania nauki wyjechał do Erfurtu, gdzie praktykował w zakładach kwiaciarsko-nasiennych Haage Schmidta. Dziedzinami, które szczególnie pociągały młodego Hoffmana była właśnie pomologia i szkółkarstwo, dlatego też wystarał się o pracę na Plantacji Drzew Owocowych i Szkółek należącej do księcia Baden-Baden. Do 1900 r. sprawował tam funkcję sekretarza i wykładowcy w towarzystwie „Flora”. Za swą dotychczasową pracę spotkało go wyróżnienie w postaci dyplomu. Aby dalej się kształcić i zdobywać doświadczenie w roku następnym przybył do Francji, gdzie pod Paryżem pracował w zakładach szkółkarskich, a także w forsowni wina, brzoskwiń i truskawek. Pisywał także artykuły do specjalistycznego periodyku ogrodniczego, który ukazywał się w Erfurcie. Do Królestwa Polskiego powrócił w 1903 r. i objął funkcję zastępcy dyrektora szkółek w Zakładach C. Ulricha w Warszawie. Nadzorował również prace rewitalizacyjne w przypałacowym ogrodzie należącym do rodziny Moesów w Wierbce.
W 1909 roku Hoffman wraz z żoną Anną (córka Stanisława Wójcickiego, również ogrodnika) przybył do Częstochowy, a okolica przypadła mu do gustu do tego stopnia, że postanowił tu osiąść na stałe i rozpocząć własną działalność. Bardziej niż willa z pewnością urzekły go rozległe grunty liczące ok. 35 hektarów, które do niej przylegały, a które ciągnęły się aż do dzisiejszej ul. PCK. Działkę od zachodu ograniczała ul. Kilińskiego, zaś od wschodu teren dzisiejszej Alei Armii Krajowej. To tutaj Hoffman założył zakład ogrodniczy, największe wówczas tego rodzaju przedsięwzięcie w Częstochowie. Zakład specjalizował się w szkółkarstwie, sadownictwie i warzywnictwie. Oprócz szkółek i plantacji w sadzie pomologicznym rosło 1800 drzew matecznych. Nie bez znaczenia było bliskie położenie koszar Zawady, które stanowiły doskonałe źródło zaopatrzenia w koński nawóz. Hoffman prowadził też prace naukowe w dziedzinie hodowli warzyw i owoców. Do jego osiągnięć należy wyselekcjonowanie odmiany „cebuli Hoffmana”, agrestu „śliwkowego częstochowskiego”, orzecha włoskiego „Hoffman” i mrozoodpornej brzoskwini, na cześć małżonki nazwanej „Anulka”.
Na początku lat dwudziestych do Częstochowy przybywa brat Bolesława, Bronisław, również wybitny sadownik-szkółkarz i razem kontynuują prace w gospodarstwie. To im możemy być wdzięczni za upowszechnienie w Polsce takich odmian jabłek jak McIntosh czy Lobo. Zakład pomologiczny Hoffmanów był wielokrotnie odznaczany prestiżowymi nagrodami na ogólnopolskich i międzynarodowych wystawach rolniczych. Wymienić tu należy chociażby wielki złoty medal i nagrodę honorową na międzynarodowej wystawie ogrodniczej w Paryżu z 1927 r., tę samą nagrodę za drzewa i krzewy owocowe oraz najpiękniejsze bzy na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 r. Medal Złoty Państwowy i Medal Złoty Towarzystwa Ogrodniczego Warszawskiego otrzymany na Jubileuszowej Wystawie Ogrodniczej w Warszawie w 1931 r. Niestety, w pierwszej połowie lat trzydziestych Bolesław mocno podupadł na zdrowiu i ciężar prowadzenia zakładu spoczął na barkach jego żony. Postać Hoffmana to nie tylko brzoskwinie, agrest i jabłka. Pomolog należał do Polskiego Białego Krzyża, a w obliczu wojny 1920 r. zaangażował się w prace Obywatelskiego Komitetu Obrony Państwa. Nie stronił też od polityki, gdyż znalazł się w szeregach Zjednoczenia Ludowo-Narodowego. W 1925 r. wybrano go do Rady Miejskiej jako reprezentanta Zjednoczonego Chrześcijańskiego Komitetu Wyborczego.
Jak Hoffmanowie odczuli okupację niemiecką? Niestety niewiele na ten temat wiadomo. Sam Bolesław Hoffman zmarł w 1940 r. Po wojnie gospodarstwo rodziny Hoffmanów było stopniowo wywłaszczane, a na jego miejscu powstają budynki użyteczności publicznej. Rodzinnym wysiłkiem potomków Bolesława Hoffmana plantacje udaje się prowadzić przez kolejne dekady, mimo iż kurczy się ona hektar po hektarze. Od lat sześćdziesiątych zarządza nim córka Hoffmana, Bolesława, a później Bogdan Hoffman. Sklep ogrodniczy działa jeszcze kilka lat po 2000 r. A willa? Od wyburzenia w latach osiemdziesiątych uratowało ją wpisanie do rejestru zabytków. Od rodziny Hoffmanów teren z domem wykupił Instytut Ewangelizacji, ale niedługo później grunt znów był niczyj, a willa niszczała. Swego czasu rodzina Hoffmanów próbowała jeszcze pewnych zabiegów prawno-administracyjnych, aby ocalić budowlę i stworzyć tam Muzeum Ogrodnictwa. Plany te spaliły na panewce. Miejmy nadzieję, że znajdzie się nabywca, zanim willa zamieni się w zupełną ruinę.
MICHAŁ KULIG