Prezydent Kwaśniewski ma za sobą bardzo ciężki tydzień. Nie dość, że lewica mu się rozbisurmaniła i otwarcie już dąży do rozczłonkowania jednolitej dotąd partii, to jeszcze sam ma problemy z pozbieraniem własnych myśli. Jego sławna wypowiedź o “zwodzeniu” nas w sprawie broni masowego rażenia, której dotąd nie znaleziono w Iraku, wywołała istną burzę międzynarodową, która jakimś cudem nie skończyła się skandalem dyplomatycznym.
Prezydent Kwaśniewski ma za sobą bardzo ciężki tydzień. Nie dość, że lewica mu się rozbisurmaniła i otwarcie już dąży do rozczłonkowania jednolitej dotąd partii, to jeszcze sam ma problemy z pozbieraniem własnych myśli. Jego sławna wypowiedź o “zwodzeniu” nas w sprawie broni masowego rażenia, której dotąd nie znaleziono w Iraku, wywołała istną burzę międzynarodową, która jakimś cudem nie skończyła się skandalem dyplomatycznym.
Wszystko to działo się w cieniu tragedii, którą po zamachach w madryckim metrze przeżywała Hiszpania, i w której, jako naród, mieliśmy swój udział za sprawą ofiar czworga Polaków. Zresztą, tuż po zamachach prezydent Kwaśniewski wykonał gest godny podkreślenia, mianowicie podjął decyzję o ogłoszeniu w Polsce żałoby narodowej, która trwała ponad dobę. Był to bez wątpienia piękny gest solidarności z pogrążonymi w bólu i szoku Hiszpanami. Jednak zaraz po tym prezydent uległ międzynarodowej histerii, którą wywołały zamachy, a także (a być może przede wszystkim) wyniki wyborów do hiszpańskiego parlamentu, w których Hiszpanie zerwali z “aznarowską” polityką udziału ich kraju w wojnie i w akcji stabilizacyjnej w Iraku. Zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów nowo wybrany premier – elekt Hiszpanii Jose Luis Rodriguez Zapatero zapowiedział wycofanie hiszpańskich wojsk z Iraku.
Nie czas roztrząsać teraz słuszność decyzji o rozpoczęciu działań wojennych na Bliskim Wschodzie. Owszem, można dzisiaj, w rocznicę wybuchu wojny podsumować działania i wyciągnąć niezbędne na przyszłość wnioski. To na pewno wypada dzisiaj czynić aliantom, którzy rok temu stawiali sobie szczytne cele obalenia reżimu Saddama Husajna i oddania wolnego kraju ich właścicielom i gospodarzom, czyli Irakijczykom. Dzisiaj, na niespełna cztery miesiące przed osiągnięciem tego drugiego, strategicznego celu, tym bardziej nie wolno zająknąć się nawet o swoich rozterkach moralnych, a co dopiero o wycofaniu się z całej operacji. Dlatego rozumiem odczucia zdezorientowanej światowej opinii publicznej, której przyszło w zdumieniu słuchać dość szokujących, jak na ten moment, wystąpień przyszłego premiera Hiszpanii i prezydenta Polski.
Jak jeszcze można zrozumieć postawę premiera – elekta Zapatero, a to ze względu na tragedię jego narodu, tak widok plątającego się w wypowiedziach Kwaśniewskiego, a później tłumaczącego to pokrętnie ministra Siwca był żałosny. Warto przy tym podkreślić jeszcze jedną różnicę między obydwoma politykami, z których pierwszy jest u progu swojej kariery, a drugi mieni się być doświadczonym mężem stanu. W przypadku prezydenta Kwaśniewskiego zdumiewające jest również to, że żadnych wątpliwości nie miał rok temu, kiedy wspólnie z prezydentem Buschem tworzył koalicję “antysaddamowską”. Rozterki dopadły go dopiero teraz, gdy akcja stabilizacyjna, przynajmniej teoretycznie, dobiega finału.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że konsekwencje błędnych i niejednoznacznych postaw obu polityków mogą ponieść obywatele obu krajów. Zrobiono już bowiem dostatecznie dużo, by przyciągnąć do siebie uwagę międzynarodowych terrorystów, na czele z Al – Kaidą. Jeżeli jeszcze terroryści zorientują się, że udało im się osiągnąć podstawowy cel ich działań, a mianowicie strach, wtedy można spodziewać się najgorszego. I za to obaj: Kwaśniewski i Zapatero ponosić będą osobistą współodpowiedzialność.
ARTUR WARZOCHA