Przyjmując, że stanica Częstocha, czyli niewielka strażnica traktu – stojąca na zachód od grodu Miromira – naprawdę istniała, spróbujmy wobec tego bliżej prześledzić funkcje jakie mógł w niej pełnić niegdyś protoplasta Częstochowy.
Skoro zatem nasz Częstoch pełnił przede wszystkim funkcję strażnika traktu, to głównym jego zadaniem musiała być obserwacja szlaku i składanie w grodzie sprawozdań, tj. informowanie, zwłaszcza o pojawieniu się zagrożeń wśród okolicznych dróg. Zagrożenia te – a pamiętajmy, że był to XI wiek – wiązały się zwłaszcza z najazdami wrogich wojsk, przede wszystkim z Czech i Moraw. Dalej, były to grasujące w tej okolicy zbójeckie bandy, pochodzące głównie ze środkowego Śląska, jak również pospolici rabusie, stanowiący szczególnie problem dla ludności zamieszkałej pod grodem. Wspomniane raporty Częstoch miał zapewne obowiązek składać regularnie, czyli odwiedzać gród co parę dni, choćby po to, by przekazać, że na trakcie wszystko jest w porządku i dać znać, że sam żyje.
Oprócz tych zadań, do innych funkcji Częstocha należało dbanie o znaki przydrożne, a więc staje miernicze, rozmieszczane wzdłuż poboczy traktu. Ponieważ okolicę Częstochowy przebiegał Królewski Trakt, stąd jako główny gościniec kraju, oznakowany był on dość dokładnie. Odległości drogowe dzielono na ćwierćmile, półmile i mile staropolskie. Miarą jednej ćwierćmili było tysiąc sążni (sągów). Jeden sążeń zaś to po prostu rozstaw czyli zasięg ramion dorosłego człowieka. Wygodniej jednak było liczyć ćwierćmile na staje (stajania), a te na kroki. Tak więc ćwierćmila składała się z trzynastu stai (stajań), zaś jedna staja ze 135 kroków liczonych z tej samej nogi, zatem z 270 półkroków stawianych na przemian. Oczywiście Częstoch nie był matematykiem, czyli mierniczym, więc nie on te znaki stawiał. Jego zadaniem było je tylko doglądać i w razie potrzeby porządkować.
We wskazany sposób oznakowane były wszakże jedynie drogi główne, czyli trakty, zwane wówczas „gościńcami”, jak też szersze – przejezdne dla wozów – odnogi od nich, prowadzące do grodów kasztelańskich oraz fortów. Pozostałe drogi, tj. boczne wobec nich i stąd najczęściej nieoznakowane, nazywano „stżami” czyli ścieżami, zaś jeśli były one całkiem wąskie i mało znane – ścieżkami. Trakt Królewski, który szedł przez Częstochowę mniej więcej dzisiejszymi ulicami Jasnogórską i Krótką, w czasach Częstocha nie przebiegał jeszcze przez Wartę, lecz dochodząc do wylotu dzisiejszej ulicy Senatorskiej, skręcał następnie w nią. Ściślej jednak mówiąc, w owym miejscu – czyli na jej zbiegu z ulicą Nadrzeczną – rozwidlał się on w kierunku północ-południe, biegnąc na kształt znaczka ┤. W miejscu gdzie postawiliśmy właśnie kropkę stała niegdyś stanica Częstocha.
Na południe od tego rozwidlenia szedł szlak zwany później Traktem Krakowskim, zaś na zachód – późniejszy Trakt Wieluński. Natomiast na północ, którędy król jeździł do grodu mirowskiego, szła droga zwana odtąd Traktem Mstowskim, choć w czasach Częstocha z pewnością też inaczej. Do Gór Kawich – czyli niedużego pasma wzgórz ciągnącego się w północnej Częstochowie pomiędzy dzielnicami Kiedrzyn i Aniołów – droga ta mianowicie znana była dawniej jako Kawia Stża bądź Kawi Trakt. Przechodziła ona między istniejącym do dzisiaj wzgórzem Kamień a najwyższym wzniesieniem tego pasma – Górą Kawią, którą zlikwidowano w latach 70. ubiegłego wieku, przy okazji budowy trasy szybkiego ruchu (i zapewne wkrótce autostrady).
Kawia Stża dochodząc do Gór Kawich, przeciskała się następnie między Kawią Górą a Kamieniem przez Wąwóz Aniołów, od którego nazwę wzięła z czasem leżąca tuż za nim osada. Na wschód od Góry Kawiej trakt biegł dalej wysoką skarpą Warty, mijając najpierw miejsce, w którym – po ostatniej wielkiej powodzi – ponownie mamy Jezioro Radzikowskie, od nazwy Góry Radzik, gdzie teraz podchodzi. Dodajmy, że główny, strzeżony bród na Warcie był dopiero we Mstowie, skąd następnie droga rozwidlała się w analogiczny sposób w kierunku fortu Msta i kasztelu Miromira. Pod Gąszczykiem trakt ów został dodatkowo specjalnie wybrukowany – po części tym samym kamieniem, z którego zbudowano tamtejsze wały obronne – czego ślady, jakkolwiek trudno dostrzegalne, mamy jednak widoczne do dzisiaj.
A co wobec tego z drogą na wschód od Traktu Wieluńskiego, biegnącą przez Wartę wprost na Mirów? Otóż, w czasach Częstocha nie było tamtędy jeszcze szlaku – a przynajmniej gościńca, czyli drogi przejezdnej dla wozów. Za Wartą, aż po Złotą Górę, znajdował się bowiem około 800-metrowy odcinek podmokłych łąk – łęgów i bagnisk – którym mógł wprawdzie przebyć znający dobrze tę ścieżkę człowiek, bądź co najwyżej konny, lecz już na pewno nie zaprzęg, czyli ładowny wóz. Owa Mirowska Stża – która otrzymała swą nazwę dopiero później, kiedy powstała sama Częstochowa i rozrósł się Mirów – z pewnością jednak była dobrze znana Częstochowi. Jest to bowiem najkrótsza droga łącząca wzgórze Gąszczyk z miastem i – notabene – ewenement w skali kraju: prawie 10-kilometrowa, trzykrotnie dłuższa od Alej, niemal prosta, wąska droga miejska. Przypuszczamy więc, że nią to właśnie Częstoch udawał się do grodu, zanosząc swoje sprawozdania. Zarazem przejście to, ukryte wśród nadbrzeżnych lasów i zarośli, stanowiło dla naszego Częstocha niezbędne refugium, czyli miejsce ucieczki, na wypadek zagrożenia lub wytropienia go koło stanicy. Chronił się on wtedy nieco dalej, najpewniej w którejś z okolicznych grot – albo w jaskini na Kamieniu, albo też, co bardziej prawdopodobne, w grocie na Górze Kawiej, ta pierwsza bowiem do dzisiaj pozostaje niskim, podmokłym i niezbyt raczej przyjemnym labiryntem.
Będąc przy Mirowskiej Stży warto może dodać jeszcze ciekawą uwagę dotyczącą nazwy wsi Mirów. Poprzednio wspomnieliśmy już, że kasztelan grodu gąszczyckiego – Miromir, założył tę wieś, zaś jej nazwa stanowi patronim, wiąże się zatem źródłowo z jego właśnie imieniem. Ściślej jednak, Miromir założył pod grodem dwie wsie – Mirowy Siedlec oraz Mirów. Pierwsza z nich była jego wsią własną, przygrodową osadą, spełniającą dla grodu niezbędne posługi. Natomiast po co, a raczej dla kogo, Miromir założył drugą wieś, czyli Mirów, pozostaje tym większą zagadką. Musimy dodać, że wieś w tamtych czasach była typem rodzinnego przedsiębiorstwa, stąd jej nazwa – jak dziś logo firmy – stanowiła nie tylko szyld danego rodu, ale także w swej konkretnej formie, wskazującej pokrewieństwo, dokładnie była przestrzegana.
Wskażmy kilka przykładów. Gdyby Miromir założył wieś swoim synom, wówczas jej nazwa – po skróceniu – brzmiałaby Mirowice (bądź Mirzyce, jak by raczej skrócono ją w naszym regionie). Gdyby zaś miał jednego syna, osadą tą byłby Mirowiec (lub Mirzec). Podobnie, skoro Krzep założył Krzepice, znaczy to, że miał co najmniej dwóch synów. Dalej, ponieważ żona Krzepa nosiła odmężowskie imię Krzepina, zaś żona Miromira zwała się – w skrócie – Mirzyna, stąd gdyby ich mężowie założyli im wsie, otrzymałyby one kolejno nazwy: Krzepin oraz Mirzyn. Lecz Mirów przecież nie nazywa się ani Mirowiec, ani Mirowice, ani Mirzyn. Komu więc Miromir założył tę wieś? Przypuszczamy zatem, że swojej córce – Kasztelance. I jakkolwiek nie znamy jej domowego imienia, to również możemy określić jej imię odojcowskie: Mirowianka.
Przypuszczamy zatem, że także pierwsza nazwa Częstochowy: „Częstochowa stróżnica”, jako określenie stanicy Częstocha, powstała najpierw w grodzie Miromira. Dopowiedzmy jeszcze, że nie była to strażnica obronna, lecz jedynie mały, drewniany – zbudowany najpewniej z sosnowych bali – domek, o wymiarach jakieś 2,5 na 3 metry. Jeśli jednak wziąć pod uwagę, że na ówczesnych podgrodziach, w chatkach o wymiarach 4 na 5 metrów mieszkało zwykle po 6-7 osób, to warunki w jakich żył Częstoch były całkiem dobre. Jego praca, jako strażnika traktu, była przeto w swej istocie wyróżnieniem.
Dom Częstocha stał więc ukryty w lesie, nieopodal owego rozwidlenia szlaku. Jeśli spojrzeć na to miejsce, czyli – mówiąc dokładniej – Plac Częstocha, to z drugiej strony tego placu, po przeciwnej stronie traktu, rósł wówczas niewielki zagajnik. Otóż, w miejscu tym stał niegdyś kościółek, a tuż za nim znajdował się cmentarz – prawdopodobnie zresztą najstarszy cmentarz, przedlokacyjnej jeszcze Częstochowy. Może więc i sam Częstoch został tam pochowany? Obecnie na tym placyku, w miejscu dawnego kościółka stoi supersam Lux, cały ten teren wokół jest jednak mocno zaniedbany. Należy mieć wszakże nadzieję, że kiedyś ów Plac Częstocha znów odżyje. Może powstanie na nim nowoczesne multimedialne muzeum – łączące prezentację historii Częstochowy z centrum sztuki – które tchnie w ten rejon nowe życie? Tam bowiem, gdzie stała niegdyś stanica Częstocha – owa rozpoczynająca dzieje miasta „Częstochowa stróżnica” – powinien, naszym zdaniem, powstać właśnie godnie to miejsce upamiętniający nowy „Dom Częstocha”.
Foto:
Częstochna
Adam Królikowski