Rozmawiamy z aktorką Teatru im A. Mickiewicza – Małgorzatą Marciniak
Czy była taka rola, która pozwoliła Pani zrozumieć, że aktorstwo to jest właśnie to, co chciałaby Pani w życiu robić?
– Prawie każda rola, którą zagrałam, i mam nadzieję że i te, które są przede mną, upewniają mnie, że aktorstwo jest dla mnie bardzo ważne, a to dlatego, że dzięki temu mogę poznawać drugiego człowieka – co było i jest dla mnie najważniejsze. Aktorstwo to spotykanie ludzi i odnajdywanie wciąż nowego człowieka w sobie samym, szukanie siebie. Wiele ról jest mi bliskich, jednak chyba najbardziej postać Balladyny, którą zagrałam w spektaklu o tym tytule w reżyserii Adama Hanuszkiewicza i rola Hrapkowej w “Skrzyneczce bez pudła” w reżyserii Andrzeja Sadowskiego.
Zagrała Pani w spektaklu Łukasza Wylężałka “Lot nad kukułczym gniazdem”. Rola nie była łatwa, jak Pani sobie z nią poradziła?
– Faktycznie nie było łatwo, zwłaszcza, że czytałam wcześniej książkę i oglądałam rewelacyjnie zrealizowany film. Miałam jednak to szczęście, że grałam z dobrymi aktorami, moimi kolegami, a reżyserem był bardzo ciekawy człowiek – Łukasz Wylężałek. Rola trudna równa się roli bardzo ciekawej, i bez wątpienia, moja taką była. Ocenę zaś pozostawiam widzowi…
Czy była to zatem najtrudniejsza rola, jaką musiała Pani odegrać?
– Nie można tak jednoznacznie tego określić… Każda rola jest inna. Sądzę, że dużo pracy wymagają role klasyczne, gdzie tekst często pisany jest wierszem. Cieszę się, kiedy role są trudne. Każdy aktor je lubi, bo wtedy jest nad czym pracować.
Mówiła Pani o rolach klasycznych. Czy teatr klasyczny jest więc Pani bliższy niż współczesny?
– Zagrałam bardzo wiele ról w repertuarze klasycznym, mniej we współczesnym. Wszystko zależy od postaci, w którą trzeba się wcielić. Gdy gram w spektaklu klasycznym, nie myślę, jak ta postać zachowywała się np. w XVIII wieku, bo psychika człowieka zawsze pozostaje taka sama. Ludzi gnębią te same problemy dziś, co setki lat temu. Dlatego nie dzielę teatru; wszystkie role są mi równie bliskie, bo jak już mówiłam najważniejsze jest, by wciąż szukać w sobie tych nieodgrzebanych jeszcze prawd o człowieku.
A czy darzy Pani sympatią postaci, które Pani odgrywa?
– Myślę, że ciężko jest zagrać postać, której się nie lubi. Nawet w postaciach, które w pierwszym zetknięciu wydają się negatywne i obce zawsze są starania, by sprawić, by stały się one wielobarwne, szuka się różnych cech postaci.
Co sobie Pani najbardziej ceni w teatrze? Co sprawia, że jest on nośnikiem piękna i magii?
– Teatr pozwala na spotkanie aktora z widzem. Nie raz spotykam się z pytaniem, czy nie nudzi nam się grać kilkadziesiąt razy tej samej sztuki? Ktoś, kto przychodzi często do teatru nie zadaje takich pytań, bo uświadamia sobie, że każdy spektakl jest inny. Za każdym razem inna jest widownia, atmosfera, nasze samopoczucie, aktor też się zmienia. Przechodzi przeobrażenia, z czasem inaczej odbiera postać, którą gra, a tym samym gra nieco inaczej. W tym jest magia i piękno teatru.
Na scenie teatru aktor zmienia się, przechodzi metamorfozę. W kogo najczęściej Pani się zmienia?
– Obojętnie jaką postać się tworzy, człowiek oprócz obserwacji innych, musi poszukać jej w sobie samym. Nieważne, czy gra się zakonnicę, złodzieja, kogoś szalenie zakochanego, nieszczęśliwego. Zawsze szukamy odczuć z tym związanych we własnym wnętrzu, przetwarzamy postać przez własną osobę, więc można powiedzieć, że najczęściej gram po prostu siebie. Mam nadzieję, że siebie wciąż na nowo…
Od 1990 roku jest Pani związana z Teatrem im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Czy nie chciała Pani wyjechać i rozpocząć współpracy z innym teatrem?
– Zawsze bardzo bliski był mi Wrocław. Zaraz po studiach myślałam o powrocie do tego miasta, ale nie udało się. Każdy myśli czasem o zmianie miejsca, ale ja bardzo przywiązuję się do ludzi. A do Częstochowy przyjechałam już ze swoimi przyjaciółmi ze studiów, z którymi zresztą do tej pory nie tylko się przyjaźnię, ale i pracuję. Poza tym w Częstochowie poznałam wielu ciekawych ludzi i przyzwyczaiłam się też do tego miasta. W teatrze zmieniają się dyrektorzy, a wraz z nimi przychodzą nowi ludzie i wszystko krąży.
A czy jest w Pani życiu ktoś taki; aktor, aktorka; który jest dla Pani w jakimś stopniu autorytetem, kto ma swoje własne, ważne miejsce?
– Myślę, że każdy powinien sam w sobie szukać wciąż czegoś nowego, jednak wielu aktorów w teatrze, w filmie jest dla mnie istotnych. Choćby Maryl Streep, Jessica Lang, John Malkovic, Jeremy Irons, Anthony Hopkins, Ryszarda Hanin, Jan Frycz, Janusz Gajos. To jednak tylko niektórzy, jest takich osób o wiele więcej. Często też nieznajomi ludzie, których przypadkiem spotykam na ulicy czymś mnie urzekają, okazują się być w jakiś sposób dla mnie ważni.
Zagrała Pani w serialu “Pierwsza miłość”. Co dało Pani to doświadczenie?
– Zagrałam też w jednym z odcinków “Fali zbrodni” i kiedyś w serialu “Święta wojna”. Takie spotkania wyglądają zupełnie inaczej niż w teatrze, zwłaszcza, gdy trafia się do nowego, nieznanego zespołu aktorskiego. W teatrze, nawet jeśli zmieniają się aktorzy czy reżyser, to przez jakiś czas trwają próby, w trakcie których można pokonać pierwsze zawstydzenie i bariery. Natomiast w filmie, a zwłaszcza w serialu nie ma na to czasu. Trzeba bardzo szybko reagować i znaleźć się w każdej sytuacji. Spotkałam się jednak z miłym przyjęciem, więc było to z pewnością dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.
A czy wiąże Pani w jakiś sposób swoją aktorską karierę z telewizją?
– Nie zależy to tylko ode mnie. Jednak zawodowo wyobrażam sobie życie bez filmu czy telewizji, ale nie wyobrażam go sobie bez teatru.
Gdyby miała Pani od samego początku do końca stworzyć własną sztukę, to o czym by ona opowiadała?
– Opowiadałaby na pewno o człowieku. O jego miłościach, nienawiściach, zazdrościach, słabościach. Opowiadając o człowieku możemy opowiadać bez końca o wszystkim.
A jak wyglądają Pani plany aktorskie? Gdzie będziemy mogli teraz Panią zobaczyć?
– Gram i w “Ożenku” w reżyserii Gabriela Gietzkiego i w komedii “Jak się kochają w wyższych sferach” w reżyserii Artura Barcisia, w repertuarze dla dzieci – “Kopciuszku” i “Brzydkim kaczątku”. Natomiast teraz wraz z całym zespołem pracujemy nad “Kramem z piosenkami” w reżyserii Laco Adamika, Jego premiera odbedzie się w marcu przy okazji Dnia Teatru. Tym spektaklem świętować będziemy również 80-lecie stałego zespołu aktorskiego w naszym teatrze. Zapraszam więc do teatru na nasze spektakle.
Rozmawiała
SYLWIA GÓRA