“Gazeta Częstochowska” rozmawia z mieszkańcem Częstochowy Kazimierzem Hencią
– Młodzi Polacy nie mają pojęcia o kierowaniu młodych ludzi do bezpłatnej pracy w “Służbie Polsce”. Pan był dwukrotnie wysyłany do SP.
– Zostałem skierowany do SP w 1947 roku. Miałem wówczas 18 lat i byłem uczniem średniej szkoły zawodowej, mieszczącej się na ulicy Garncarskiej. Skierowano mnie na dwa miesiące w lipcu i sierpniu, do miejscowości Jęzor w Zagłębiu, do pracy w tamtejszym kamieniołomie. Komenda Powiatowa Służby Polsce mieściła się w Częstochowie, w obiektach zajmowanych przez Klub Sportowy Skra przy parkach podjasnogórskich.
Komendantem Powiatowym był pan Stępień – mieszkaniec Częstochowy. Wysyłano młodzież szkół średnich i zawodowych. W Jęzorze zakwaterowano nas w namiotach w bezpośrednim sąsiedztwie kamieniołomu, który był naszym miejscem pracy. Wydobywamy przez nas, junaków, kamień żelazisto-wapienny był pozyskiwany metodą górniczą. Najpierw górnicy strzałowi dynamitem kruszyli kamień, a my ładowaliśmy go na wózki kopialniane. Była to ciężka robota. Wózki pchaliśmy 250-300 m na nasyp budowanej tam wówczas magistrali piaskowej. Do dziś wozi się nią piasek do kopalni.
– Jakie warunki zakwaterowania mieliście?
– W namiotach wojskowych mieszkaliśmy po 24. Ustawiono w nich żelazne łóżka z siennikami wypchanymi słomą. Były nakryte kocami, a poduszki również były wypchane słomą. Oświetlone były jedną żarówką. Każdy miał swoją menażkę i łyżkę. Myliśmy się na dworze. Woda była przywożona beczkowozami i przelewana do zbiornika, z którego była rozprowadzana do kranów. Podstawowym jedzeniem była kasza jęczmienna i dorsze. Czasami na zmianę mieliśmy śledzie. Mięso do obiadu było wyłącznie w niedzielę. Na śniadanie mieliśmy ciemny razowy chleb ze smalcem lub margaryną i czarną kawę zbożową. Podobnie karmiono nas na kolację.
– Jak wyglądało codzienne życie?
– Pobudkę mieliśmy o godzinie 5.30. Wszyscy wychodziliśmy na gimnastykę. Po gimnastyce był czas na higienę osobistą, czyszczenie butów. Śniadanie jedliśmy o godzinie 6.00 i po kilkunastu minutach szliśmy drużynami na swoje miejsca pracy. Każda drużyna miała narzędzia złożone przy swoim namiocie, kilofy, łopaty, taczki, liny. Pracowaliśmy do obiadu, do godziny 13.00. Na obiad szliśmy do namiotu – kuchni, gdzie do menażek nakładano nam jedzenie. Przerwa obiadowa trwała godzinę. Po obiedzie pracowaliśmy jeszcze dwie godziny do 16.00. Po zakończeniu dnia pracy było czyszczenie narzędzi, doprowadzenie się do porządku. O godzinie 17.00 jedliśmy kolację. Po kolacji przez dwie godziny trwały ćwiczenia wojskowe, przez dwa dni w tygodniu, lub inne zajęcia. Mieliśmy również obowiązek wysłuchiwania wykładów na tematy ideologiczne. W niedzielę mieliśmy dzień wolny, ale dbano o organizowanie czasu tak, by nie można było pójść na Mszę św. do kościoła. Jedynie, gdy miało się przepustkę można było po cichu pójść do kościoła. W naszej brygadzie nr 6 było 600 junaków.
W kolejne wakacje zostałem wysłany w ramach SP do Hołdunowa, również w Zagłębiu, w okolicach Mysłowic. Tam naszym zajęciem było stawianie osiedla domków fińskich dla górników. Fachowcy uczyli nas poszczególnych umiejętności potrzebnych do pracy. Zakładaliśmy też fundamenty pod poszczególne domki. Mieszkaliśmy również w namiotach wojskowych. Ubiór junaka składał się z munduru podobnego do wojskowego i furażerki. Przed deszczem mieliśmy jako ochronę pałatki wojskowe. Bielizna również była wojskowa. W Hołdunowie mieliśmy już lepiej, bo w sobotę popołudniu prowadzono nas do łaźni górniczej. W tej brygadzie również było nas około 600. Do wybudowanych domków natychmiast po odbiorze wprowadzali się górnicy.
– Dziękuję za przybliżenie realiów darmowej pracy młodzieży w ramach Służby Polsce. W 1954 roku Służba Polsce została przekształcona w Hufce Pracy, które gdzieniegdzie przetrwały do dzisiaj.
Pan Kazimierz Hencia ma dziś 73 lata. I żal, że ten rozdział historii PRL-u należy do zapomnianych kart tej historii i tylko niektóre ZUS-y zaliczają ten czas darmowej pracy do stażu pracy przy ustalaniu emerytury.
MIECZYSŁAW MALIK