„Złota Maska” to nagroda przyznawana od 1975 roku przez regionalne media oraz wojewodów czterech województw: katowickiego, bielskiego, częstochowskiego i opolskiego. Po reformie administracyjnej, od 1999 roku, Kapituła tego plebiscytu, czyli Zarząd Województwa Śląskiego, przygląda się dorobkom teatrów z perspektywy jednego województwa – śląskiego.
I z tej perspektywy częstochowski Teatr im. Adma Mickiewicza jest jakby łukiem omijany. Owszem, zdarzają się nominacje, jak za rok 2019, gdzie w kategorii nagroda specjalna nominację otrzymał zespół Five O’Clock Orchestra – za muzykę, którą na żywo wykonuje w spektaklu „Czyż nie dobija się koni?” Na Desygnowaniu do nagrody jednak się skończyło, a statuetka przypadła komuś innemu.
W 2018 roku częstochowski teatr nie dostał ani jednej nominacji do „Złotej Maski” (tu warto przypomnieć, że konkurs ma aż 10 kategorii), a w 2017 roku jedną – za „Roszpunkę”, spektakl dla dzieci, w reżyserii Roberta Dorosławskiego. Ale i w tym przypadku można się było radować jedynie z nominacji.
Ta posucha „Złotych Masek” trwa w przypadku częstochowskiego Teatru od 2015 roku, kiedy to ten laur przyznano Michałowi Kuli za dwie role: Szmuela Sprola w spektaklu „Sprzedawcy gumek” oraz Grabarza w „Hamlecie”. Nagrodę Dziennika Teatralnego im. Zbigniewa Grucy otrzymał Maciej Półtorak za interpretację roli Hamleta.
Daleka jestem od stygmatyzowania, ale wygląda na to, że z chwilą utraty województwa „kulturalna Częstochowa” straciła równorzędną pozycję w wymiarze Konkursu „Złotej Maski”. Czy wina leży po stronie aktorów? Nie sądzę. Częstochowski zespół aktorski tworzą bardzo dobrzy artyści, nie raz zadziwiają nas wybitnymi kreacjami. Gdzie zatem leży przyczyna braku uznania, a nawet uwagi, co prezentuje sobą częstochowski Teatr im. Adama Mickiewicza? Może w doborze propozycji przedstawień? Może zatem warto pochylić się nad klasycznym, polskim i światowym repertuarem? Mnie osobiście właśnie takich realizacji brakuje w naszym rodzimym Teatrze.
URSZULA GIŻYŃSKA