Ostatnio Bruksela zajmuje się bocianami, zarzucając na chwilę badania nad kątem skrzywienia banana, a także opracowywanym już raportem na temat szkodliwości produkcji i spożywania ogórków kiszonych.
Teraz unijni eksperci, w trosce o dobro bocianów, proponują gniazda tych towarzyskich ptaków objąć strefą ciszy! W promieniu 150 metrów od gniazd nic nie może zakłócać bytu bocianiej rodziny. Oznacza to, że bocian nie będzie mógł zakładać gniazda na stodole, na słupie, w pobliżu zabudowań gospodarczych, skąd polski włościanin wyjeżdża kombajnem, snopowiązałką czy młockarnią. Biedniejszy kmieć nie będzie mógł głośno klepać kosy. Widzę już oczyma wyobraźni rodziny chłopskie wypychające maszyny rolnicze bezszelestnie, “na luzie”, 150 metrów od bocianich gniazd. Widzę, jak chłopi wykupują masowo urządzenia kneblujące mordy koni, krów, baranów, owiec i kóz, by te swoim rżeniem, bekiem i mekiem nie stresowały bocianów. Przewidzieć można prawdziwy najazd kmiecego stanu na apteki, masowy wykup plastrów celem zaplastrowania dziobów gęsi, kaczek, indorów i perliczek, by swoim syczeniem, kwakaniem, gęganiem i gulgotaniem nie denerwowały bocianów.
Pomysł jest oczywiście paranoiczną samowolką unijnych urzędników, bo, jak mi wiadomo, nikt do Brukseli nie zaprosił DELEGACJI BOCIANÓW NA ROZMOWY PRZEDAKCESYJNE…. Oczywiście w sprawie stref ciszy. Rzecz w tym, że polski bocian od niepamiętnych czasów współżył z rytmem życia wiejskiego obejścia, żył w dźwiękowym krajobrazie polskiej wsi i żaden hałas wiejski mu nie przeszkadzał. Co najwyżej zagłuszał go klekotem. Zachodzi realne niebezpieczeństwo, że w tej absolutnej ciszy, którą proponują w swoim nowatorskim projekcie “intelektualne siły” Unii Europejskiej bociany mogą zwariować i będziemy mieli do czynienia z chorobą szalonych bocianów. I znowu, tym sposobem, będą mieli co robić eksperci brukselscy, oczywiście by zapobiec chorobie szalonych bocianów…
W unijnych gabinetach-lożach trwają badania nad ustaleniem normy przeciągu – prędkości przepływu powietrza w stajniach. Oczywiście w interesie koni i całego końskiego stanu. Ale z końmi tak łatwo nie idzie. Przekonali się o tym już pohańcy spod innej gwiazd – Turcy pod Wiedniem. Do Brukseli dalej wprawdzie niż pod Wiedeń, ale już teraz przydałaby się porządna szarża reaktywowanej Polskiej Husarii Sobieskiej na to Liberalne Centrum Unicestwienia Ładu Bożego. Tak więc Panowie! Skrzydła do góry! Szable w dłoń! I na koń!… Kiedyś się śpiewało: “bolszewika goń, goń, goń!” Dziś śpiewać można: “euroszewika goń, goń, goń!” Pierwej jednak trzeba rozsądnie wybrać. Bo jeśli zamiast Polski mieć będziemy Rokituskowaltzland, to przepadnie nam i husaria nasza Wielka, Polska, Sobieska i będzie nam koni żal, Polski też i nas samych.
PIOTR PROSZOWSKI