Biskup serca i uśmiechu


Częstochowski biskup ks. Antoni Długosz otrzymał “Order Uśmiechu”. Gratulując tak zaszczytnego wyróżnienia, poprosiliśmy laureata o rozmowę

Już w progu zaskakuje długa kolejka przed gabinetem. Jak Ksiądz Biskup godzi załatwianie licznych obowiązków z działaniem społecznym? Zajmuje się Ksiądz ewangelizacją dzieci, pomaga osobom niepełnosprawnym, leczy duchowo uzależnionych od narkotyków i alkoholu.

– Zawsze przypominam wszystkim, że to, co wykonujemy jako księża czy biskupi, związane jest z odczytywaniem misji Pana Jezusa. Niczego więcej nie wymyślimy ponad to, co łączy się z charyzmatem Chrystusa. Próbujemy poprzez ewangelię i przekazy o Jego słowach i czynach być przedłużeniem misji, jakiej Chrystus dokonuje w historii ludzkości, w historii zbawienia. I te wszystkie moje charyzmaty, które pani wymieniła, wiążą się z osobą Pana Jezusa, bo Pan Jezus szczególnie zatroskany jest o ludzi z tak zwanego marginesu, dlatego pasterzuję narkomanom i alkoholikom. Pamięta też o chorych i cierpiących, zatem i mój charyzmat to ludzie specjalnej troski, szczególnie dzieci specjalnej troski. Chrystus w szczególny sposób otwarty jest dla dzieci. Pamiętne są Jego słowa: “Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”. I to próbuję robić, pomagam dzieciom zbliżać się do Chrystusa.

Został Ksiądz Biskup uhonorowany “Orderem Uśmiechu”, który wcześniej otrzymał także Jan Paweł II. Czy to wyróżnienie było zaskakujące?

– Od wielu lat dzieci starały się, by przyznano mi “Order Uśmiechu”, bo jest to promocja płynąca ze strony dzieci. Jak się dowiedziałem, ostatnio domagały się tego dzieci specjalnej troski oraz ich rodzice. Wszystkim z całego serca dziękuję, bo na to wyróżnienie czekałem najbardziej.

Czym jest ono dla Księdza?

– Przede wszystkim uśmiechem dziecka, szczególnie tego niepełnosprawnego, które cieszy się, że jestem z nim, z jego rodzicami, opiekunami i próbuję mu towarzyszyć w jego trudnym życiu.

W swoich listach do kapituły konkursu dzieci podkreślały, że Ksiądz Biskup daje im swoje serce. Czy w dzisiejszym świecie dzieci właśnie serca potrzebują najbardziej?

– Przede wszystkim dzieciom nigdy się nie narzucam, ponieważ one same muszą wybrać swego opiekuna czy swego duszpasterza. Do tych, które widzą się ze mną pierwszy raz, trafiam poprzez ich rodziców albo poprzez dzieci, które mnie już znają. Cieszę się, że widzą, że nie jestem jakimś babokiem, którego trzeba się bać, że jestem otwarty na ich potrzeby, na ich zainteresowania. A pamiętać musimy, że dziecko najbardziej potrzebuje witaminy M. Potrzebuje miłości. Moje kontakty z dziećmi traktuję jako przeżywanie swego ojcostwa. To jest moja rodzina.

Bardzo liczna rodzina.
– Tak, to bardzo duża rodzina. Dzięki programowi “Ziarno” i Telewizji “Trwam” rozpoznają mnie teraz nie tylko na terenie Częstochowy, ale i w innych miastach, a nawet za granicą, bo programy te ogląda Polonia. Tam także widzę u dzieci i rodziców uśmiech i pogodę ducha.

Telewizja i programy typu “Ziarno” spełniają misję współczesnej ewangelizacji.

– Jak Paweł II ciągle nam przypominał o nowych formach ewangelizacji. Tak traktuję posługę w “Ziarnie”. Często rodzice są uprzedzeni do Kościoła, ale “Ziarno” może być dla nich terenem neutralnym. Występuje tam ksiądz, babcia. Udaje się nam z panią Łaniewską, często w formie zabawy, piosenki przekazać dziecku, to co powinno wynieść z domu, od rodziców. Wartości katolickie, chrześcijańskie, wartości, na których rozwijała się nasza ojczyzna. Fundament życia społeczeństwa polskiego.

Jak Ksiądz Biskup wspomina swoje dzieciństwo?

– Pochodzę z tradycyjnej rodziny wielopokoleniowej. Ważną rolę w moim życiu odgrywała babcia, szczególnie matka mojej matki, ale także rodzice mojego ojca. Babcia ze strony mamy mieszkała razem z nami do końca swojego życia. Mamusia miała trzy siostry i brata. Wszyscy mieszkali we własnych domach, ale blisko siebie, tworząc wspólnotę wielopokoleniową. Wychowałem się w gronie bliskich mi osób i razem z nimi przeżywałem swój klerykat i prymicję. Później, gdy wybudowano bloki na Tysiącleciu, skoszarowano nas w bloku. Ojciec wytrzymał tam tylko sześć lat. Wybudował jednorodzinny domek na Kolonii Grabówka, gdzie obecnie mieszkam. Teraz ul. Beskidzka jest moją wielką rodziną, tu, w kręgu sąsiadów, bardzo dobrze się czuję.

Rodzina wielopokoleniowa ma istotne znaczenie w wychowaniu dzieci, niestety, teraz odchodzi się od tego modelu.

– Tak, i współczuję dzieciom, dlatego że w życiu dziecka ważne jest świadectwo wiary rodziców i dziadków. Ja w tym wzrastałem i choć ojciec niewiele mówił na temat religii, to widziałem, jak klękał do modlitwy, nie wspominając o mojej mamie, która była bardzo religijna. W niedzielę zawsze razem chodziliśmy na mszę świętą do kościoła. Ojciec uczestniczył w rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych, to były jego ogromne świadectwa wiary. Podpatrywałem z moimi braćmi postawy i zachowania moich rodziców i dziadków. Głęboko kodowaliśmy prawdę, że wiara nie jest jakimś dodatkiem do życia człowieka, ale przenika całe jego życie, jego osobę.

Dziecko, a nawet i jego rodzice, czują się zagubieni we współczesnym świecie.

– Zadaniem księdza katolickiego jest niesienie pomocy rodzicom, którzy często mają dobre intencje, ale nie wiedzą, jak rozwiązać problemy w duchu religii. Stąd też moje systematyczne msze święte; na przykład u sióstr Nazaretanek przy ul Jasnogórskiej zaczynam pięciominutówką rodziców. Przypominam o ich charyzmacie, o ich powołaniu. Moje kazania zawsze wiążę z ideą kościoła domowego, z tym, co mają rodzice z dziećmi w ciągu danego miesiąca wykonać.

Na czym polega idea kościoła domowego?

– Jan Paweł II wyraźnie mówił, że rodzinie musi towarzyszyć permanentna katecheza, obejmująca nie tylko dzieci i młodzież, ale także rodziców, nauczycieli. Ktoś powiedział, że Pan Jezus katechizuje dorosłych, a błogosławi dzieciom. My z kolei katechizujemy dzieci, błogosławimy dorosłym. Trzeba wrócić do pierwotnej katechezy i objąć nią szczególnie rodziców. To nie musi być bardzo obciążające. Na przykład spotkanie raz w miesiącu w parafii, by przekazać te same treści, które przekazujemy dzieciom. Żeby nastąpiło sprzężenie zwrotne: kościół domowy – rodzina i kościół parafialny czy katecheza – kościół domowy.

Czy duchowego formowania dziecka w kontekście kościoła domowego nie zakłóciła religia w szkole?

– Religia w szkołach była pragnieniem Jana Pawła II, ponieważ usunięto ją ze szkoły bez zgody rodziców. Musimy pamiętać, że rodzinie służy szkoła, kościół i władza państwowa. Wiadome jest, że sama katecheza w szkole nie uformuje w pełni religijnie dziecka z tego względu, że, zgodnie z wymogami Ministerstwa Oświaty, mamy oceniać dziecko tylko pod względem wiedzy religijnej. To jest za mało, dlatego też ważne jest, by kontynuować katechezę w parafii i w domu. Przypominam księżom o wykorzystaniu pustostanów katechetycznych, by powstawały świetlice parafialne, w których można by katechizować przez rozwijanie talentów dzieci i młodzieży. Podpowiadam księżom, by w parafiach powstały kółka charytatywne, taneczne, dramatyczne, kulinarne, języków obcych, komputerowe, sportowe, w zależności od zainteresowań dzieci i młodzieży. Jeżeli wypełnimy godziwie czas dzieciom i młodzieży, damy im nawet coś zjeść, nie będą musiały zapijać czy zabijać czasu. Będą się rozwijały, a wcześniej czy później nawiążą przyjaźń i kontakt z Panem Jezusem, ponieważ uświadomią sobie, że przyjaźń z Jezusem jest przyjaźnią pełną radości i że Jezus chce nam pomóc stać się odpowiedzialnymi ludźmi. Podkreślam także, by ze szczególną wagą traktować katechezę sakramentalną.

W jednym z wywiadów Ksiądz Biskup wyraźnie stwierdził, że nastąpiło pewne spłycenie charyzmy sakramentów świętych, co najwyraźniej daje się zauważyć przy pierwszej komunii świętej. Jest Ksiądz przeciwnikiem dawania dzieciom prezentów z tej okazji.

– Można i trzeba dziecko wynagradzać. Jestem zwolennikiem nagród, nie wiązałbym jednak dawania prezentów, szczególnie od rodziców chrzestnych, w uroczystym dniu pierwszej spowiedzi czy pierwszej komunii świętej. Można, na przykład, podarunek dać na początku lub na zakończenie drugiej klasy, by dziecko nie myślało, że “zarabia” na Panu Jezusie. Prezent materialny zakłóca doświadczenie prezentu duchowego, jakim jest odpuszczenie grzechu w sakramencie pojednania i przyjęcie Pana Jezusa w komunii świętej. Dziecko myśli konkretami i trudno nam jest mu uświadomić, że najważniejszy jest Pan Jezus, kiedy bodziec wizualny, prezent materialny, przysłania przeżycie komunii świętej.

Czego dzieci nauczyły Księdza Biskupa?

– Dziecko jest otwarte na dorosłego człowieka, jeśli on traktuje je jako swego przyjaciela. Nie umie zachowywać się dwulicowo, jeśli go coś nie interesuje, to okazuje to. Po drugie dzieci są ufne w sprawach religii, nie mają wątpliwości w zakresie wiary. A poza tym dziecko jest wspaniałym wychowawcą. Ciągle powtarzam przesłanie Janusza Korczaka, że nie tylko my wychowujemy dzieci, ale dzieci wychowują nas. Szczerości oraz otwartości zawierzenia Panu Bogu, pogody ducha i życzliwości uczę się, i całe życie będę się uczył, od dzieci.

Wiele mówi się dzisiaj o altruizmie. Kształtowaniu postaw współczujących towarzyszą spektakularne przedsięwzięcia, jak na przykład Wielka Orkiestra, a mimo to tzw. znieczulica społeczna postępuje. Jak w sposób trwały uwrażliwiać dzieci na innych?

– Jako Kościół zawsze staramy się uczyć dzieci, by otwierały oczy, ręce i serce na człowieka w potrzebie. To jest charyzmat Pana Jezusa. Jednak dziecko ma pewne cechy wrodzone, pewne jego postawy i zachowania są w ten czy inny sposób uwarunkowane, stąd nasze przesłania są w różnoraki sposób przez grupę odbierane. Ale Kościół nigdy nie może zrezygnować z misji Chrystusa bycia darem dla drugiego człowieka. Jeżeli to wezwanie przyjmie jedno czy dwoje dzieci z klasy, to sprawa nie jest stracona. Katechetom, którzy przeżywają swoje nauczanie jako nieskuteczne, zawsze przypominam przesłanie św. Pawła: “Mam się stać wszystkim dla wszystkich”. Budzić nadzieję i pomóc otworzyć się innym, by przez nich Pan Jezus niósł wsparcie człowiekowi w potrzebie, to jest zadaniem życia każdego z nas.

A te spektakularne, jednodniowe akcje?

– Są potrzebne, tylko żebyśmy nie robili bożyszczem kogoś, kto tą akcją kieruje. Powinniśmy mieć świadomość, że dobrze odczytał swój charyzmat, że w ten sposób stara się być dobrym narzędziem w ręku Pana Boga.

Wróćmy do działań księdza biskupa wobec osób uzależnionych od narkotyków i alkoholu. Kiedy Ksiądz podjął to wyzwanie i ilu osobom udało się pomóc, w tym dzięki ośrodkowi “Betania”, założonemu z inicjatywy Księdza Biskupa, a pomagającemu uzależnionym?

– Ośrodek oficjalnie został zarejestrowany w 1982 roku, ale już dużo wcześniej starliśmy się stworzyć na terenie Częstochowy możliwości przedłużania abstynencji ludzi uzależnionych od narkotyków. Przychodzili do nas po tak zwanej detoksykacji, kiedy nie mieli już bólów fizycznych, ale zmagali się jeszcze z głodem narkotycznym. Narkotyk uzależnia i psychikę, i stronę fizyczną człowieka. Fizyczne odtrucie pod kontrolą lekarza trwa około trzech tygodni, ale chorą psychikę leczy się przez całe życie. Uodpornienie człowieka, by nabrał wiary we własne siły, trwa koło dwóch lat i tyle czasu powinien przebywać w ośrodku zamkniętym. Niestety, z uzależnienia już się nie wychodzi i być albo nie być dla narkomana czy alkoholika, to bezwzględne zachowanie abstynencji. Jedna działka czy jeden kieliszek alkoholu sprawia, że uśpione mechanizmy odżywają. Przez ośrodek przeszło około dwóch tysięcy ludzi – mężczyzn i kobiet. Kiedy nie było zagrożenia wirusem HIV, ratowaliśmy od 10-15 procent uzależnionych, w tym znaczeniu, że odbywali oni dwuletnie leczenie. Teraz, gdy jest zagrożenie chorobą AIDS, jedna czwarta kończy dwuletni okres pobytu w “Betanii”. Ale ciągle przypominamy im, że po opuszczeniu ośrodka nadal trzeba zachować abstynencję. Utrzymujemy kontakty, robimy spotkania rodzinne. W okresie świąt Bożego Narodzenia urządzamy wigilię, na którą zapraszamy naszych byłych “betańczyków”, by jeszcze raz się umocnili charyzmatem “Betanii”, by porozmawiali na temat swoich spraw, by wiedzieli, że tu jest ich drugi dom, do którego zawsze mogą wrócić, szczególnie gdy czują, że są w niebezpieczeństwie.

Czy każdy może zwrócić się o pomoc do “Betanii”?

– Tak, ale przyjmuje cała wspólnota ośrodka. Musi ona być na tyle silna wewnętrznie, by wziąć odpowiedzialność za kolejnego człowieka, który szuka pomocy.

W obszarze zainteresowań Księdza Biskupa jest szeroko pojęta kultura. Ceni Ksiądz Dostojewskiego…

– I oczywiście księdza Jana Twardowskiego, którego znałem osobiście i byłem na jego pogrzebie. Z rosyjskich pisarzy odkryłem też Lwa Tołstoja. Mam również ulubionych amerykańskich pisarzy. Segala czy trochę kontrowersyjnego Jamesa Baldwina. Są oni świetnymi narratorami. Gdy jestem zmęczony, sięgam po ich książki, wchodzę w życie bohaterów i zapominam o swoich problemach. Szczególnie lubię pisarstwo Baldwina, może dlatego, że miał on korzenie chrześcijańskie – jego ojciec był pastorem. Co mnie u niego fascynuje? Więź z przesłaniami biblijnymi i zmaganie się bohaterów, bycie między dobrem a złem. Oczywiście nie zawsze zwycięża dobro, ale ukazana jest ta nadzieja, że człowiek ma możliwość zerwania ze złem i stania się dobrym.

A malarstwo?

– Głównie interesuje mnie sztuka polska, ściślej klasyka polskiego malarstwa. Moje zainteresowanie malarstwem rozbudził Wyspiański. Odwiedzałem go na Skałce, kontemplowałem na jego grobie jego życie. Jestem też pod urokiem współczesnych Wyspiańskiemu. Nie rozumiem nowoczesnego, abstrakcyjnego malarstwa. W odbiorze sztuki kieruję się zasadą: jeżeli jakiś obraz budzi we mnie przeżycia estetyczne, to choć rzeczoznawca określi, że to kicz, dla mnie jest to dzieło sztuki. Mam swój sposób odczytywania. To samo dotyczy dziedziny mody, muzyki, sztuki kulinarnej.

A ulubiona potrawa?

– Lubię chińską kuchnię. Lubię jeść, choć nie mam zbyt wiele czasu na delektowanie się potrawami. Siostry albertynki dbają o to, bym jadł zdrowo. Jak sam sobie gotuję, to najczęściej jest to barszcz na suszonych grzybach, bo to najszybciej wychodzi.

Słynie Ksiądz Biskup z tego, że lubi tańczyć. Niektórzy księża, na przykład biskup Pieronek, uważają, że nie przystoi to kapłanowi.

– Zawieszam sąd dotyczący wypowiedzi biskupa Pieronka. To mój wielki przyjaciel i mój autorytet. Ale przecież taniec, piosenka, pieśń, muzyka wywodzą się z sakralnych obrzędów. Już w starożytności, a szczególnie w narodzie izraelskim, utwory taneczne były połączone z oddawaniem czci Panu Bogu, weźmy przykład tańczącego Dawida przed Arką Przymierza. Ja moim zachowaniem chcę przybliżyć dzieciom więź z Panem Bogiem. Przecież dziecko widząc, że z nim tańczę, nie zgorszy się, a wręcz przeciwnie, przeżyje radość. Elementy tańca stosuję także podczas rekolekcji, jakie prowadzę z dziećmi, i one to bardzo pozytywnie odbierają. Solidne przygotowanie artystyczne przeszedłem w częstochowskim Młodzieżowym Domu Kultury, gdzie uczęszczałem na kółka: stolarskie, tu wytrzymałam krótko, muzyczne, dramatyczne, taneczne i kukiełkarskie. Dzięki temu moje uzdolnienia, może nie nadzwyczajne, mogę wykorzystywać w mojej posłudze kapłańskiej.

Dziękuję za rozmowę i jeszcze raz gratuluję tak zaszczytnego wyróżnienia.

Ksiądz biskup Antoni Długosz jest częstochowianinem. Ukończył Szkołę Podstawową nr 4, Liceum Ogólnokształcące im. Traugutta i Seminarium Częstochowskie w Krakowie. Specjalizował się w zakresie biblistyki i katechetyki.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *