Z wielkim zainteresowaniem śledzę od jakiegoś czasu poczynania działaczy tzw. “PeDe”, czyli dawnej Unii Wolności i części SLD, czy jak kto woli – Partii Demokratycznej, czy też jeszcze, jak kto woli inaczej – “demokraci.pl”. Niewielu, bowiem chodzi po tym padole, którzy potrafią połapać się w tej nad wyraz skomplikowanej frazeologii partyjnej, która, w przypadku wywołanego do tablicy ugrupowania, jest nie mniej pogmatwana jak osobowość jej “charyzmatycznego” przewodniczącego, tzn. Władysława Frasyniuka.
Jednak nie ciągłe zmiany nazwy i przekładaniec kadrowy jest dla tej partii największym, w ostatnich dniach problemem, tylko to, że cieszy się ona niezmiennie w notowaniach, mniej więcej, taką liczbą procent poparcia, ile ma nazw. Oznacza to, że (zakładając oczywiście margines błędu statystycznego) swój głos na “pedeków” oddałoby ewentualnie od trzech do pięciu procent wyborców. Musi to być bolesna prawda dla liderów tego stronnictwa, bo oznaczałoby to, że po raz drugi z rzędu nie wejdą do Sejmu. Wtedy tylko, przez jakiś czas jeszcze będą mogli radować się z obecności swojej reprezentacji w oficjalnym obiegu politycznym, w osobach kilku eurodeputowanych na czele z Bronisławem Geremkiem i Januszem Onyszkiewiczem.
Liderzy tego ugrupowania jednak sami sobie są winni. Nie mówię oczywiście o szefie – Frasyniuku, na którego opinia publiczna już dawno przestała w ogóle zwracać uwagę, tylko o legendach polskiej sceny politycznej, na czele z Tadeuszem Mazowieckim. On to właśnie dał się w ostatnich tygodniach sfotografować w geście zwycięstwa z Belką, Hausnerem i Henryką Bochniarz. Niby nic złego, ale w tym kraju żyje jeszcze wielu takich, którzy pamiętają jego sławne “V” w Sejmie, po zaprzysiężeniu pierwszego niekumunistycznego rządu, na którego stał czele, czy sławny przemarsz z Wałęsą od bramy Stoczni Gdańskiej.
Drugi lider – senator, utytułowany reżyser filmowy ze Śląska, Kazimierz Kutz, staje się ostatnio bardziej znany z ekstrawagancji niż z dokonań artystycznych. Ostatnio wziął się za wspieranie gejów i lesbijek, z którymi przemaszerował w nielegalnej Paradzie Równości w Warszawie u boku wicepremier Jarugi – Nowackiej i wicemarszałka Sejmu – Tomasza Nałęcza. Jak reżyser Kutz będzie dalej podążał tym tropem, to ma szansę swoją ekspresją wyrazu przebić nawet swojego partyjnego szefa – Władysława Frasyniuka.
W tej sytuacji nie pomogą nawet billboardy z przyjaznymi buziami na ulicach wielkich miast. Cztery procent poparcia dla ugrupowania oznacza po prostu wyrok. Zachodzę tylko w głowę, na podstawie jakich danych parę miesięcy temu, gdy tylko ogłoszono powstanie nowej “PeDe”, jej rzecznik Andrzej Potocki stwierdził, że co czwarty badany Polak chce na nią oddać swój głos? Pytanie: na co badano tego Polaka?
ARTUR WARZOCHA