O aktorstwie i dbaniu o zdrowie rozmawiamy z aktorką Pauliną Holtz, kreującą rolę Agnieszki Lubicz w serialu-rzeka „Klan”.
Jest Pani ambasadorką marki OsmozaCare, która słynie z opatentowanych i innowacyjnych preparatów dla całej rodziny w dziedzinie higieny antybakteryjnej i różnych problemów skórnych. Co Panią przekonało do tych kosmetyków?
– Jest kilka powodów, dla których podjęłam się tej współpracy. Jednym z nich jest to, że sama chętnie preparatów używam i wielokrotnie mi się przydają zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Przekonało mnie to, że produkty nie zawierają parabenów, są bezpieczne dla dzieci, ale przede wszystkim wspomagają rodziców w codziennej opiece nad dziećmi i powodują, że niektóre aspekty naszej codzienności przestają być stresujące, np. kiedy dziecko żąda natychmiast czegoś do zjedzenia, a my będąc na spacerze, nie mamy pewności, co do czystości rąk naszej pociechy. Albo kiedy pojawi się skaleczenie i zamiast płaczu szybko wysychają łzy, bo malowanie obrazków odkażającą eozyną jest ciekawsze. Ważna jest też dla mnie misja edukowania rodziców o tym, jak istotna dla naszego zdrowia jest higiena rąk, a robimy to poprzez udział w takich bezpłatnych spotkaniach dla rodziców jak Świadoma Mama czy Bezpieczny Maluch.
Które z produktów OsmozaCare używa Pani najchętniej?
– Prawie wszystkie mam przetestowane. Chusteczki antybakteryjne do rąk i powierzchni noszę zawsze w torebce i wożę w samochodzie. Piankę antybakteryjną także, a moja córka ma ją w swoim szkolnym plecaku. Aplikatory Clic&Go na wypryski mam w szufladzie w swojej garderobie w teatrze i nieraz ratują mnie przed przykrymi niedoskonałościami skóry. Stale obecna w moim matczynym życiu jest też eozyna, którą moje córki każą sobie smarować najmniejsze nawet zadrapania i wymyślają coraz trudniejsze obrazki do rysowania na skórze.
Czy bycie „twarzą” firmy kosmetycznej nie przeszkadza w karierze zawodowej?
– Zdecydowanie nie. OsmozaCare to firma, której produkty są świetnej jakości, sama ich używam i jestem do nich przekonana.
Jak często przyjmuje Pani propozycje reklam i promocji firm oraz produktów?
– Bardzo rzadko. Częściej jestem związana z akcjami charytatywnymi bądź jednorazowymi eventami czy akcjami. Tego typu współpraca jest pierwszą w moim życiu.
Chciała Pani zostać reżyserem, ale nie wyszło. Czy jednak na dnie serca nie tli się nadal to niespełnione marzenie?
– Na szczęście wtedy nie wyszło, bo byłam za młoda, a poza tym kocham zawód, który wykonuję, ale nie mówię, że nigdy bym nie chciała wrócić do takich wyzwań.
Studiowała Pani dziennikarstwo, ale została aktorką. Czy można zatem wnioskować, że nie ma ucieczki przed przeznaczeniem i wpływem środowiska rodzinnego?
– Można tak powiedzieć. Ale prawda jest taka, że tymi różnymi pomysłami na życie uciekałam od możliwości bycia aktorką. Chciałam za wszelką cenę znaleźć swoją drogę. No i okazało się, że ta moja droga to właśnie aktorstwo, które samo mnie „dopadło” i skutecznie w sobie rozkochało.
Debiut aktorski zaliczyła Pani w wieku sześciu lat w Teatrze Telewizji. Potem kolejny odważny krok – jako 13-latka wystąpiła Pani w szekspirowskiej sztuce „Romeo i Julia”, w reżyserii Andrzeja Wajdy na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie. Jak Pani wspomina te pierwsze doświadczenia zawodowe?
– Raczej jako stres, mniej jako zabawę. Trochę jako ekscytującą przygodę. Myślę, że wtedy nic nie zapowiadało moich dalszych losów…
Na małym ekranie, szerokiej publiczności, zaprezentowała się Pani rolą Agnieszki Lubicz w serialu-rzeka „Klan”. Czy rola ta zdeterminowała Pani karierę?
– Z pewnością. Chociażby dlatego, że gdybym nie dostała roli w tym serialu, to prawdopodobnie, skutecznie bym uciekła przeznaczeniu i nigdy nie zostałabym aktorką. Więc bardzo mi trudno gdybać, co by było, gdybym skończyła Akademię Teatralną jako anonimowa Paulina Holtz. Nie narzekam, pracuję w teatrze i ciągle mam w głowie pełno pomysłów na nowe wyzwania.
Które ze swoich dotychczasowych dokonań aktorskich uważa Pani za największy sukces?
– Przede wszystkim wyzwaniem są dla mnie role teatralne i to one przynoszą mi najwięcej radości i satysfakcji. A sukces… to takie duże słowo, niechętnie go używam… największym moim sukcesem są moje córeczki.
Przyznam szczerze, że od zawsze fascynowała mnie Pani mama – Joanna Żółkowska, jej wieczna młodość, spontaniczność. Co odziedziczyła Pani po mamie, oprócz talentu aktorskiego?
– Nie wiem. Chyba pozytywne podejście do życia, którego raczej nie odziedziczyłam, ale nauczyłam się z czasem. Miłość do sportu. Niezależność i poczucie odrębności.
Czy mając mamę aktorkę i ojca filmowca, łatwiej jest budować karierę aktorską?
– W taki sam sposób jak łatwiej dziecku lekarzy czy adwokatów odnaleźć się w zawodzie swoich rodziców. Po prostu trochę więcej wiemy o meandrach tych zawodów. A czy to coś zmienia? Chyba tylko daje większy dystans do rzeczywistości.
Marzenia najskrytsze?
– Są ukryte.
Autorytety zawodowe?
– Nie mam.
Ma Pani różnorodne doświadczenia aktorskie. Która scena: teatru czy filmu jest Pani bliższa?
– Zdecydowanie Teatru aczkolwiek marzy mi się, aby dostać szansę stworzenia ciekawej filmowej postaci.
A jak dyskontuje Pani w pracy, w życiu, wiedzę zdobytą na studiach z etnologii i antropologii?
– O wiedzy trudno mówić – studiowałam jeden semestr.
Reklamuje Pani kosmetyki służące ochronie zdrowia. Jak na co dzień dba Pani o swoją kondycję psychofizyczną? Co zaleciłaby Pani zapracowanym kobietom? Jak powinny dbać o siebie?
– Przede wszystkim uprawiać sport! Mogą to być spacery, może to być siłownia czy basen, a dla bardziej wymagających joga, bieganie czy taniec. Ale bezruch jest zabójczy i dla naszego ciała, i dla psychiki. Poza tym uważam, że dobrze, żeby kobieta pozwalała sobie pomagać i nie wyręczała męża we wszystkim… panowie sobie naprawdę świetnie radzą i dają się powoli wychowywać. No i na koniec każda kobieta potrzebuje chwili dla siebie i warto zadbać, aby był taki czas, kiedy robimy tylko to, co nam sprawia przyjemność.
Dziękuję za rozmowę.
zdj. OsmozaCare
Urszula Giżyńska