Zdaje się, że mam zaszczyt pisywać w jednej z nielicznych gazet, ukazujących się między Renem a Bugiem, której redakcja postanowiła w tej kampanii nie uprawiać ostentacyjnej promocji kandydata na prezydenta RP – Donalda Tuska. Fakt ten godny jest podkreślenia, bo tym heroicznym czynem można dzisiaj mocno podpaść paru możnym ośrodkom opiniotwórczym, narazić się na zarzut sprzyjania siłom zaprzaństwa i ciemnoty, tudzież na ostracyzm ze strony kolegów “po piórze”, zatrudnionych w wysoko nakładowych pismach, drukowanych na eleganckim papierze.
Oczywiście nie chodzi wyłącznie o media “papierowe”, bo chyba każdy przytomny obywatel widzi, jak tępiony jest, zarówno na ekranie jak i w eterze, kandydat Prawa i Sprawiedliwości – Lech Kaczyński, a jaką za to sympatią mediów cieszy się od pewnego czasu Donald Tusk. Kto nie wierzy, niech ze stoperem w ręce wysłucha debaty radiowej lub telewizyjnej obu kandydatów i policzy, ile czasu poświęcono jednemu i drugiemu? Ponadto niech notuje, który z nich dostał więcej pytań wygodnych dla siebie; Tusk czy Kaczyński? Nie muszę dodawać, że ranking ten wypadnie, w każdym wypadku, lepiej dla kandydata PO.
Również często można spotkać pana Donalda, wraz z rodziną, na okładkach kolorowych pism dla pań. Wewnątrz znajdują się ciepłe teksty, a w roli narratora występuje małżonka kandydata – Małgorzata, albo ich dzieci. Wszystko to, ilustrowane perfekcyjnymi zdjęciami rodziny Tusków zrobionymi podczas profesjonalnej sesji fotograficznej. Rzecz jasna, państwo Kaczyńscy nie dostąpili podobnych zaszczytów, a nawet, jeżeli zdarzył się podobny, odosobniony przypadek, to było to już tak dawno, że niewielu o tym pamięta.
Również prasa codzienna “sprzedaje” Tuska dużo lepiej niż jego konkurenta. Tu, co zrozumiałe, nie ma ckliwych wywiadów o pierwszej, młodzieńczej miłości, chorobie ukochanego psa, czy chudych latach, zaraz po studiach. Są za to o wiele bardziej wyrafinowane metody propagandy, mające na celu głównie zdyskredytowanie Lecha Kaczyńskiego. W tym przypadku, najbardziej dziwią mnie pozytywne uczucia, jakimi w ostatnich tygodniach zapałał do lidera PO największy dziennik prasowy, mianowicie: “Gazeta Wyborcza”. Mam jeszcze dobrą pamięć, więc z łatwością przypominam sobie niedawne potępienia płynące z tamtej strony pod jego adresem, gdy ośmielił się opuścić Unię Wolności i, wraz z Olechowskim i Płażyńskim, założyć konkurencyjna patię. Widać Adam Michnik podczas swojego urlopu stał się jeszcze większym liberałem, niż sam Tusk, bo puścił mu w niepamięć to, czego nikomu dotąd nie darował, mam na myśli odstąpienie od wyznaczonego paradygmatu w polityce, który dotyczył Donalda Tuska w takim samym stopniu jak Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, czy Janusza Onyszkiewicza.
Rozochocony tym aktem braterskiej miłości podczas jednej z debat Donald Tusk wypalił chełpliwie pod adresem swojego konkurenta z PiS, że każdym stają te gazety, na poparcie sobie zasłużył, a przy tym mało nie pękł z dumy i samozadowolenia.
Słowa te stają pewnie teraz wyraźnie przed czytelnikami takich pism, jak: “Gazeta Polska”, “Nasz Dziennik”, “Nowe Państwo”, no i oczywiście “Gazeta Częstochowska”, których to Czytelnikom Donald Tusk dał na niedzielę wyborczą bardzo wyraźną wskazówkę.
ARTUR WARZOCHA