Jak zwykle bywa – im bliżej wyborów, tym coraz ciekawiej prezentują się barwy kampanii, a ponieważ w tym roku sytuacja jest całkiem nietypowa, bo na placu boju stają kandydaci do parlamentu i urzędu prezydenckiego, to najwyraźniej przyszła pora na zupełnie zaskakujące sytuacje i – pewnie – niekonwencjonalne zachowania samych zainteresowanych.
Jeżeli chodzi o tę pierwszą kategorię, to spokojnie tutaj można zaliczyć nagłe zwroty akcji w czołówce peletonu, który mknie do Pałacu Prezydenckiego. Jeszcze nie tak dawno cała Warszawa i pół Polski podniecało się, co tu dużo gadać: dość kabotyńską kandydaturą Tomasza Lisa. Dziś już nikt o nim nie pamięta, co na pewno wyszło na dobre naszemu czterdziestomilionowemu narodowi i samemu Lisowi, choć on przez całe to zamieszanie stracił pracę w TVN. Wtedy, pewnie na znak protestu zapuścił włosy i znalazł sobie dużo bardziej intratną posadę w Polsacie, co spokojnie można przypisać do tej drugiej kategorii niekonwencjonalnych zachowań, tym bardziej, że jeszcze nikt nie odnotował takiego przypadku, że za chwilową, nawet popularność, wywala się kogoś z roboty z telewizji.
Drugim ciekawym przypadkiem jest casus najsławniejszego polskiego kardiochirurga, profesora Religi. Parę miesięcy temu profesor bił na łeb całą swoja konkurencję. Tak go to rozochociło, że wynajął na swoja kampanię wielki autokar, którym objechał bez mała cały kraj. Dzisiaj Religia cieszy się poparciem niebezpiecznie zbliżającym się do poziomu błędu statystycznego i za moment prześcignie go nawet Henryka Bochniarz, reklamowana (chyba złośliwie) przez Frasyniuka i Mazowieckiego. Co na to profesor? Ano, obraził się na Polaków i zapowiedział wycofanie się z wyborów.
Nic za to nie jest w stanie odstraszyć eksmarszałka Borowskiego. Żałosne noty wręcz mobilizują go do nowych pomysłów. W przeciągu miesiąca Borowski biegał, tańczył i jeździł na rowerze. Wszystko na nic!
Przypadek Cimoszewicza omawiałem szeroko w ubiegłym tygodniu, więc nie będę się powtarzał. W każdym razie ten kandydat nie wyciąga z własnych błędów żadnych wniosków i każdego dnia wychodzą na jaw jego kolejne krętactwa. Trudno, zatem wróżyć mu sukces w nadchodzących wyborach.
Na deser zostawiłem sobie prezydenta Warszawy. Dziwne, jak na polskie realia polityczne jest to, że Lech Kaczyński od początku, niemal cieszy się niesłabnącą popularnością i w miarę stałym poziomem poparcia wśród wyborców. Do tego są to notowania wysokie, z powodzeniem plasujące go w czołówce kandydatów. W rankingach raz jest drugi, raz trzeci, a raz pierwszy, w każdym razie, zawsze wchodzi do drugiej tury wyborów. Co w tej kandydaturze niekonwencjonalnego, (jak na nasze standardy, rzecz jasna)? Otóż Kaczyński nigdy nikogo nie udaje, jak na przykład Tusk alpinistę na stoczniowym kominie, nie oszukuje, nie pajacuje i nie obraża się na wyborców. Jednym słowem: zawsze jest sobą. Coś mi się wydaje, że ten kandydat cieszy się w tej kampanii najspokojniejszym snem.
ARTUR WARZOCHA