Prawda w oczy… piecze


Zadymiona sala. Na ścianach plakaty i wycinki z gazet. Przy stolikach głównie młodzi – popijają piwo, palą papierosy. Wolnych miejsc brak. W rogu prowizoryczna scena, a na niej aktorzy częstochowskiego teatru. W rękach trzymają scenariusze. Żadnych dekoracji, tylko krzesła. – Witam wszystkich! – mówi Tomasz Man. Rozpoczyna się czytanie w Utopii.
Z prowadzącym Tomaszem Manem, konsultantem do spraw repertuarowych miejskiego teatru i z Adamem Hutyrą, aktorem częstochowskiej sceny, rozmawiamy po prezentacji tekstu Nikołaja Kolady “Merlin Mongoł”.

Marta Wojtasik: Kto jest pomysłodawcą tej imprezy i kiedy się to zaczęło?
Tomasz Man: Zainspirowała nas dyrektorka teatru Katarzyna Deszcz. Czytamy już ponad półtora roku. Ja zajmuję się tym odkąd zostałem przyjęty na stanowisko kierownika literackiego, czyli od marca 2003 r.
Łukasz Sośniak: Projekt z Utopii wydaje się oryginalny: a może czytania dramatów już się gdzieś odbywają?
T.M.: Jest kilka takich imprez w Polsce, najbardziej znana odbywa się w Teatrze Rozmaitości w Warszawie i to chyba oni pierwsi rozpoczęli taką akcję. Z tym, że u nich czytanie odbywa się przede wszystkim na scenie.
Ł.S.: A w takiej formie jak w Utopii?
T.M.: Chyba nie, to oryginalny pomysł pani Katarzyny, chociaż mogę się mylić, bo wiem, że podobny projekt realizowany jest w Gdyni. Jednak od tego, kto był pierwszy, ważniejsze jest moim zdaniem to, że wyszliśmy do ludzi, do młodych ludzi, bo czytania dramatów są adresowane właśnie do nich. Stąd też teksty prezentowane w Utopii są często undergroundowe, niszowe.
M.W.: Czy teatr musi zejść do knajp, żeby młodzież zaczęła obcować z dramatem, ze sztuką?
T.M.: Jest to jedna z form upowszechniania sztuki. Teatr kojarzy się z czymś nudnym i nieciekawym, ze szkołą. My pokazujemy, że w teatrze grane są również interesujące, kontrowersyjne przedstawienia.
Adam Hutyra: Czytanie w kawiarni to jedna z dróg, którymi teatr próbuje trafić do młodych ludzi i bardzo dobrze, że się tak dzieje. Inna sprawa, że ci młodzi ludzie później do teatru przychodzą rzadko. Krótko mówiąc: młodzi widzowie w teatrze to problem. Inną kwestią jest, że to, co jest tutaj prezentowane, nie pojawia się w teatrze. Na scenę trafiają tylko dramaty “grzeczne”, natomiast sporo z tego, co tu czytamy, to teksty bardzo ostre.
Ł.S.: Co to znaczy “niegrzeczny dramat”?
A.H.: To znaczy, że np. słownictwo, którym się operuje, albo sytuacje, które się tam dzieją, bywają bardzo drastyczne i z takich, a nie innych przyczyn dyrekcja teatru nie zgadza się na inscenizacje.
Ł.S.: Głosy oburzenia odezwały się także po premierze “Pamięci wody”, chodziło o trumnę na scenie. To było ponoć bardziej drastyczne, niż wulgaryzmy w tekście.
A.H.: Zależy, co dla kogo jest drastyczne, bo dla mnie trumna na scenie rzeczą drastyczną nie jest. Każdy ma inną wrażliwość.
Ł.S.: Chyba podobnie jest ze słowami.
A.H.: Tak, ale moim zdaniem one bardziej rażą niż trumna na scenie. Chociaż światek aktorski jest przesądny i nam trumna na scenie też się źle kojarzy.
Ł.S.: Które teksty można zrealizować na scenie, a których nie?
T.M.: To zależy od wielu rzeczy: czy to się spodobało w Utopii? Czy w mojej ocenie tekst jest dobry? Każdą sztukę trzeba oceniać indywidualnie, nie ma szablonu. Czytanie w Utopii to także próba rozpowszechnienia literatury trudno dostępnej – często to rzeczy nowe, nie wydawane. Dzięki temu, że znam kilku dramaturgów w Polsce, czytamy najświeższe sztuki, które dotychczas nie były zaprezentowane widowni. Publiczność teatru ma swoje preferencje, dlatego niektóre teksty nie byłyby zaakceptowane.
Ł.S.: Jaka młodzież przychodzi do Utopii?
T.M.: Tu przychodzą ludzie otwarci na kulturę, nie tylko po to, żeby się pośmiać i napić, ale by “łyknąć” trochę wiedzy. To grono stałych bywalców, rozeznane w świecie współczesnej literatury.
Ł.S.: Czy bywa, że Utopia staje się salą ćwiczeń dla aktorów, a samo czytanie quasi generalną próbą spektakli?
T.M.: Tak, teatr zrealizował już dwa teksty czytane w Utopii: “Piaskownicę” i “Mąż mojej żony”.
M.W.: Czy aktorzy chętnie uczestniczą w tym przedsięwzięciu?
T.M.: Tak, bo mogą sobie “spróbować” teksty. Muszę podkreślić, że do czytania podchodzimy profesjonalnie, przed każdym występem w Utopii mamy zawsze kilka prób “rozczytania” tekstu.
Ł.S.: Da się grać w hałasie i dymie?
A.H.: Nie zawsze jest gwarno, ale na ogół jest dym. To specyfika tego miejsca. Prawda w oczy… piecze (śmiech), ale to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, tworzy klimat. Nie tylko widzowie palą papierosy, my również.
Ł.S.: Podobno palenie poprawia barwę głosu, to prawda?
A.H.: (Śmiech) Podobno obniża, ale można się przy tym nabawić innych przypadłości, mniej przydatnych i na scenie, i w życiu.
M.W.: Gdzie się lepiej gra, na scenie czy tutaj?
A.H.: Tutaj bardziej czytamy, niż gramy. Oczywiście, postaciom nadajemy ogólny rys charakterologiczny. Szczegółowe opracowanie ról odbywa się wówczas, gdy tekst trafia do teatru. Zwykle, zanim dramat zostanie wystawiony, spotykamy się jeszcze i omawiamy tekst w kontekście tego, czego dowiedzieliśmy się o nim w Utopii. Spotkania po czytaniu w Utopii często unaoczniają nam i słuchaczom to, co w tych tekstach naprawdę “siedzi”.
M.W.: Aktorzy często podkreślają, że bardzo ważny jest kontakt z publicznością – odbiór i wymiana emocji. Czy podobnie jest tu, gdzie nie ma sceny?
A.H.: W Utopii czyta się bardzo dobrze, właściwie sam nie wiem dlaczego. Może ze względu na bliskość widowni, od której dzieli nas zaledwie metr. Podobne odczucia mają koledzy. Ci młodzi ludzie, którzy przychodzą słuchać tekstów, są wspaniali.
Ł.S.: Czy oszczędność gestów, do której jesteście zmuszeni czytając dramaty w Utopii, uczy was ekspresji słowa, obywania się bez mowy ciała?
A.H.: Myślę, że poniekąd tak, bo tu panuje słowo. Nie da się jednak uniknąć aktorskich nawyków. Czasem widzę i czuję jak moje ręce same zaczynają gestykulować, często też intuicyjnie odwracam się w stronę partnerki czy partnera.
Ł.S.: Czy trafię kulą w płot, jeśli zapytam o powiązania z Teatrem Rapsodycznym?
A.H.: Istotnie, to dość podobne rzeczywistości sceniczne. Jednak tam były prezentowane zupełnie inne teksty, my nie czerpaliśmy z tej tradycji.

Ł.S.: Dziękujemy za rozmowę

MARTA WOJTASIK, ŁUKASZ SOŚNIAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *