Jeszcze pod koniec lat 90. istniał problem bezprawnego stosowania aresztu tymczasowego w naszym okręgu sądowym. Generalnie chodziło o to, że 4 sierpnia 1996 r. nastąpiła zmiana kodeksu postępowania karnego, polegająca na tym, że zamiast prokuratury, areszt mógł stosować jedynie sąd. – Z chwilą stosowania aresztu sąd miał obowiązek określić termin jego trwania. Na przykład areszt zastosowano do 20 maja 1998 r. Właśnie w tym terminie postępowanie w prokuraturze zostało zakończone przesłaniem do sądu aktu oskarżenia. Ale areszt nie został przedłużony, a mimo tego taka osoba nadal w nim przebywała. W związku z tym nasuwało się pytanie – czy pozostawienie osoby w areszcie po 20 maja 1997 r. znajdowało umocowanie prawne? Jeśli nie znajdowało – to areszt był bezprawny. Dlatego też taką osobę należało niezwłocznie zwolnić i równocześnie przysługiwało jej za ten okres pobytu roszczenie za niesłuszne tymczasowe aresztowanie. Kwestia ta nie została wówczas zauważona tak przez sąd, jak i prokuraturę, a nawet przez adwokatów – mówi mecenas Andrzej Migalski.
Jeszcze pod koniec lat 90. istniał problem bezprawnego stosowania aresztu tymczasowego w naszym okręgu sądowym. Generalnie chodziło o to, że 4 sierpnia 1996 r. nastąpiła zmiana kodeksu postępowania karnego, polegająca na tym, że zamiast prokuratury, areszt mógł stosować jedynie sąd. – Z chwilą stosowania aresztu sąd miał obowiązek określić termin jego trwania. Na przykład areszt zastosowano do 20 maja 1998 r. Właśnie w tym terminie postępowanie w prokuraturze zostało zakończone przesłaniem do sądu aktu oskarżenia. Ale areszt nie został przedłużony, a mimo tego taka osoba nadal w nim przebywała. W związku z tym nasuwało się pytanie – czy pozostawienie osoby w areszcie po 20 maja 1997 r. znajdowało umocowanie prawne? Jeśli nie znajdowało – to areszt był bezprawny. Dlatego też taką osobę należało niezwłocznie zwolnić i równocześnie przysługiwało jej za ten okres pobytu roszczenie za niesłuszne tymczasowe aresztowanie. Kwestia ta nie została wówczas zauważona tak przez sąd, jak i prokuraturę, a nawet przez adwokatów – mówi mecenas Andrzej Migalski.
Dopiero 6 lutego 1997 r. Sąd Najwyższy wydał stosowną uchwałę prawną. Mimo wszystko, wszelkie wnioski składane np. przez obrońców, w których podnosili tę kwestię były oddalane. Sądy w ogóle nie starały się ustosunkować do argumentacji prawnej. Od kilku lat tego problemu już nie ma. Sąd Najwyższy stwierdził, że obowiązujące przepisy prawa pozostawały w sprzeczności z praktyką, nie oznaczając końcowej daty aresztowania. Ta kwestia została rozwiązana, ale problem bezprawności aresztu jest jednak znacznie szerszy.
Dodajmy, że osobom bezprawnie wówczas aresztowanym nie zrekompensowano w żaden sposób pobytów w odosobnieniu – nie otrzymali nawet złotówki. A przecież przebywali za kratami od kilku dni, aż po całe miesiące.
Obecnie natomiast – zdaniem części prawników – za często stosuje się areszt bez wystarczających dowodów winy. Najpierw wsadza się do “paki”, a dopiero później odpowiednie organa starają się zebrać dowody przestępstwa. Najświeższym przykładem może być znana powszechnie z mediów sprawa Grzegorza Wieczerzaka.
Wskaźnik uwzględnionych przez sąd wniosków o tymczasowy areszt złożonych przez prokuraturę wyniósł 2003 r. aż 93. proc. Jeszcze wyższy jest wskaźnik przy wnioskach o przedłużenie aresztu. Natomiast liczba nie uwzględnionych przez sąd zażaleń na tymczasowe aresztowanie złożonych przez aresztantów lub ich obrońców zbliża się do 100 proc. Trudno uwierzyć, aby wszystkie zażalenia były niesłuszne. Jest to wręcz niemożliwe. Sytuacja jest chora. Obywatel nie ma żadnych szans. Prokuratura składa wnioski dla osiągnięcia jak najlepszej statystyki. To jest m.in. miara jej efektywności pracy.
– Częstochowa, jeśli chodzi o zażalenia i rozpatrywanie środków odwoławczych od przedłużenia tymczasowego aresztowania jest w kraju liderem. Robi się to tu po prostu mechanicznie. Na koniec podam ciekawostkę. W Polsce jest największa w Europie liczba osób “siedzących” na 100 tys. mieszkańców, choć wcale nie przodujemy, zarówno po względem liczby przestępstw, jak i obywateli. Jest to tzw. wskaźnik pironizacji. Powiem ironicznie, jeśli sąd aresztuje na zasadzie domniemania winy, to przecież równie dobrze może umorzyć postępowanie domniemując, że podejrzany mógłby umrzeć – stwierdza mecenas Andrzej Migalski.
RAFAŁ NOWICKI