Rozmawiamy z Mirosławą Truchtą-Nowicką, laureatką „Syderyty 2016” w kategorii kultura i sztuka
Rozmawiamy z Mirosławą Truchtą-Nowicką, laureatką „Syderyty 2016” w kategorii kultura i sztuka
Nagroda jest zaskoczeniem?
– W pewnym sensie, tak. Takie wyróżnienie z jednej strony jest podsumowaniem pewnego etapu drogi, z drugiej – otwarciem nowej, a to inspiruje do dalszych działań.
Przeprowadziła się Pani z rodziną do gminy Poczesna. Jakie emocje budzi u Pani skojarzenie z nazwą Poczesna?
– Mieszkać można wszędzie, ale tutaj spotkaliśmy się z bardzo dobrym przyjęciem. Zyskaliśmy mnóstwo przyjaciół. Dzisiejsze wydarzenie będzie się z nimi kojarzyło, bo nie da się tego rozdzielić. Jest radośnie i świątecznie, i czuję się wyjątkowo. Statuetkę będę wiązała ze sprawcą tego wydarzenia, panem wójtem Krzysztofem Ujmą, z instytucjami, z którymi dotychczas współpracowałam, ale też z otwartością i życzliwością mieszkańców gminy.
Kiedy zrodziło się u Pani zainteresowanie sztuką lalkarską?
– Podczas pracy w Teatrze „Pinokio”. Lalkę znałam jako zabawkę, czyli taką jaka funkcjonuje w naszej kulturze. Natomiast w teatrze spotkałam się z lalką grającą, lalką-aktorem. Pracując nad nią dostrzegałam w niej coś innego. Być może to, że jest artefaktem. Interesujący jest fakt, że lalki nie da się dokładnie określić, bo nie jest ani przedmiotem, ani rzeźbą, wydaje się być czymś więcej, w dodatku figurującym na własnych prawach.
Zatem czy z każdą swą wytworzoną lalką, która przecież jest dziełem artystycznym, wiąże Pani jakieś uczucia?
– Tak, poprzez swe prace staram się opowiadać o emocjach. Pracując nad lalką – wspominam. Są to wspomnienia z różnych wydarzeń, odniesienia do literatury, ale są też emocje, które odgrywają wielką rolę w moich pracach, a wspomaga je materia, czyli papier, w którym tworzę.
Wszystkie swoje lalki wykonuje Pani z papieru?
– Od dziesięciu lat jest to tylko papier.
To trudna technika?
– Pracochłonna na pewno i pełna sprzeczności – jednocześnie bardzo trudna i bardzo łatwa, bo papier czasami się poddaje, a czasami jest bardzo niepokorny i trzeba się nad nim pochylić i zaakceptować jego wymogi. Dostrzec to, co on sam podpowiada.
Pani lalki są osobliwe, każda jest inna. Nadaje im Pani im cechy ludzkie. Pomysły na indywidualizm artystyczny czerpie Pani…
– …z otoczenia.
Po prostu obserwuje Pani ludzi?
– Tak, żeby opowiedzieć o człowieku wcale nie trzeba przedstawiać jego pełnej sylwetki, bo wówczas bardzo dużo umyka, się zamazuje. Wystarczą zatem tylko sugestie i jakieś elementy bardzo wyraziste, które będą demonstrować dany przekaz. Lalka w specyficzny sposób kontaktuje się z odbiorcą. Pokazuje się ją w inny sposób niż obrazy czy rzeźby. Lalka musi mieć kontakt z widzem, musi go – niemalże – zaczepiać. Wówczas ma miejsce pożądana interakcja. Dobrze pokazana lalka to dobre spotkanie również z samym sobą.
Pani pierwsza wykonana lalka?
– To był „Kopciuszek”, wykonany na mój prywatny użytek
Kiedy to było?
– Lalki zaczęłam wykonywać bardzo późno, dopiero podczas pracy w teatrze. Szukałam wówczas – już w papierze – „swojej” lalki, ale próbowałam znaleźć, coś co mnie osobiście pociąga, coś, co jest pomiędzy rzeźbą i obrazem, i nie jest do końca lalką pełniącą narzucone funkcje. Interesowała mnie lalka jako samodzielny obiekt.
Czy są lalki, które są Pani najbliższe, z którymi się Pani nie rozstanie?
– Mam takich kilka. Są ze mną i myślę, że zostaną.
Nadaje Pani lalkom imiona własne?
– Tak. Niektóre z nich mają bardzo rozbudowane imiona, niektóre odnoszą się do emocji. Inne są przekorną grą z odbiorcą, tajemnicze, określone jednym słowem, niekoniecznie opisującym lalkę. Być może tylko dla mnie rozpoznawalne.
Swoją pasję przekazuje Pani dzieciom. Jak one przyjmują te wartości, jak tę sztukę odbierają?
– Rewelacyjnie, co mogą potwierdzić wszystkie teatry występujące dla przedszkolaków. Dzieci przede wszystkim uwielbiają się bawić lalkami i oczywiście lubią animować lalki. Są zaskoczone tym, co się dzieje, co można zrobić z lalką, własnymi emocjami. Fantastyczna rozwijająca zabawa i bardzo potrzebna.
Każde dziecko powinno mieć swoją lalkę. Czy każdy dorosły też?
– Najpierw dorosły, a potem dziecko (śmiech). W naszej kulturze jest tak, że lalkę kojarzymy z dzieckiem. Natomiast w rzeczywistości lalki pojawiły się dla dzieci, ale z powodu dorosłych. Myśmy tę potrzebę kontaktu z lalką gdzieś utracili. Lalka była pierwsza niż papier, pierwsza niż pismo. Jest to przedmiot, który towarzyszy człowiekowi od zarania jego dziejów, kiedy zaczynał ją tworzyć do określenia tego czegoś nieuchwytnego łączącego go ze światem. Lalki pojawiły się jednocześnie w różnych regionach świata i – co ciekawe – były do siebie podobne.
Lalka to odzwierciedlenie postaci ludzkiej…
– …i to bardzo poważne. Do tej pory w niektórych regionach świata nie wolno się bawić dzieciom lalkami, które mają cechy antropomorficzne, na przykład nie mogą mieć oczu, dlatego lalkę zastępuje się kamykami zawiniętymi w kawałek materiału. Wiąże się to z pewnymi tradycjami, wierzeniami – bo jak lalka zaczyna patrzeć, to zaczyna żyć. Wykorzystywana bywa też jako symbol grozy, strachu. Ale u nas służy przede wszystkim do zabawy, a więc ma pozytywny wydźwięk. Dla mnie jest formą opisywania świata i kontaktowania się z nim. We współczesnym świecie straciliśmy pierwotny kontakt z lalką. Proponuję to odbudować. Może warto dla dorosłych organizować zajęcia robienia lalek?
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA