W pojedynku drużyn, które po czterech seriach spotkań nie miały na koncie jeszcze ani jednego punktu lepsi okazali się gdańszczanie. Częstochowianom na otarcie łez udało się wygrać pierwszego seta w rozgrywkach.
Dotychczasowy bilans Wkręt-metu i Lotosu Trefla przed tym starciem był podobnie beznadziejny. Różnica polegała na tym, iż zawodnicy znad morza mieli za sobą starcia z ligową czołówką (przegrane mecze ze Skrą, Zaksą, Jastrzębskim Węglem i Delectą) a podopieczni Marka Kardosa poza meczem z bydgoszczanami spotykali się do tej pory ze zdecydowanie niżej notowanymi zespołami z Olsztyna, Kielc oraz Warszawy. Za każdym razem nie będąc w stanie urwać choćby jednego seta.
Początek sobotniego meczu był bliźniaczo podobny do poprzedniego starcia akademików we własnej hali z Effectorem Kielce. Gospodarze szybko objęli prowadzenie 5-2, ale jeszcze szybciej je stracili na pierwszą przerwę techniczną schodząc przy stanie 7-8. Najbardziej kulejącym elementem po stronie gospodarzy było przyjęcie zagrywki, a prawdziwym katem miejscowych był Matti Hietanen. W końcówce premierowej partii dzięki punktowym serwisom Michała Kaczyńskiego i Adriana Szlubowskiego AZS wyrównał stan rywalizacji na 20-20, ale ostatecznie musiał uznać wyższość siatkarzy z Gdańska przegrywając 23-25 po autowej zagrywce Miłosza Hebdy.
Drugi set był zdecydowanie najlepszym w wykonaniu częstochowian w całym dotychczasowym sezonie. Śmiało można nawet zaryzykować tezę, że gracze Wkręt-metu w tej części gry całkowicie zdominowali gości. Największy udział w tym miał Grzegorz Bociek, który mocną zagrywką i skutecznym blokiem nie tylko zdobył lwią część punktów to jeszcze wyzwolił w swoich kolegach sportową złość. Bardzo dobrze w ataku prezentował się także Miłosz Hebda. – Jesteśmy znad morza, więc nasza forma czasem musi falować – żartobliwie próbował usprawiedliwiać wahania formy swoich podopiecznych trener Dariusz Luks. AZS rozgromił Lotos do 17.
Bardzo zacięty przebieg do drugiej przerwy technicznej miał set trzeci, obie drużyny zawzięcie walczyły na drugą przerwę techniczną schodząc przy stanie 15-16. I w tym właśnie chyba momencie gospodarzom mówiąc w przenośni skończyło się paliwo. Wkręt-met znów zaczął mieć olbrzymie kłopoty z przyjęciem zagrywki i podopieczni trenera Luksa odskoczyli na sześciopunktową przewagę, której nie oddali już do końca seta.
Partia czwarta zaczęła się od prowadzenia Lotosu 6-0 i w zasadzie była już tylko egzekucją na nieopierzonej częstochowskiej młodzieży. Na przerwy techniczne zawodnicy schodzili odpowiednio przy stanach 4-8 i 9-16. Losy meczu były rozstrzygnięte co spowodowało, że pod koniec obie drużyny grały już bardzo rozluźnione. Ostatni punkt silnym atakiem zdobył Michał Kamiński, częstochowianie próbowali jeszcze ratować piłkę, ale zadanie okazało się nie wykonalne i czwartą partię przegrali do 16. – Nie chce mi się za każdym razem powtarzać to samo, ale mam drużynę jaką mam. Te chłopaki uczą się i na razie będą się jeszcze uczyć, wierzę, że przyjdzie taki moment kiedy wygramy jakiś mecz – przyznał po meczu nie mający tęgiej miny Marek Kardos.
Po pięciu kolejkach PlusLigi częstochowianie nadal mają zerowy dorobek punktowy a bilans setów 1-15. Biorąc pod uwagę fakt, iż w najbliższych meczach AZS zagra kolejno z Asseco Resovią, PGE Skrą, Zaksą Kędzierzyn i Jastrzębskim Węglem na szybki progres się nie zanosi. Na domiar złego przedłuża się kontuzja kapitana biało-zielonych Dawida Murka. – Dawida czeka zabieg artroskopii i wcześniej niż w styczniu nie powinniśmy spodziewać się jego powrotu na ligowe parkiety – powiedział nam po meczu trener Kardos.
Wkręt-met AZS Częstochowa – Lotos Trefl Gdańsk 1:3 (23:25, 25:17, 19:25, 16:25)
Wkręt-met: Hunek, Lisinac, Kaczyński, Hebda, Bociek, Janusz, Piechocki (libero) oraz Stelmach, Szlubowski, Marcyniak
Lotos Trefl: Hietanen, Łomacz, Gawryszewski, Kaźmierczak, Mika, Mikołajczak, Rusek (libero) oraz Bartosz Kaczmarek, Szczurek, Kamiński, Michał Kaczmarek
Mariusz Rajek