10 lat – tyle już minęło od dnia zaginięcia Krzysztofa Olewnika- i doczekaliśmy się wizji lokalnej. Czy jest to jakiś kolejny już przełom w śledztwie? – trudno powiedzieć.
Skala zaniedbań i zaniechań jest przeogromna. Było tak szczególnie na początku śledztwa, gdy rodzina wręcz zmuszała policję, aby ta zainteresowała się niektórymi jej wątkami. Mamy już 3 ofiary śmiertelne spośród oskarżonych – czy jest to objaw skruchy? Znając przeszłość tych osób wydaje się to dziwne. Co zatem pozostaje prokuraturze, tym razem gdańskiej do zrobienia oprócz rocznicowej wizji lokalnej? Czy jeszcze dzisiaj jest możliwe, że po tylu latach udowodnimy, czy ktoś był w kukurydzy po drugiej stronie ulicy? Najwyraźniej zostanie obrany kierunek o samouprowadzeniu, ponieważ jak zaznaczają śledczy mogło tak być, ale nie musiało, przynajmniej na razie.
Niestety nie jest to przecież jedyny przypadek, czy wpadka prokuratury. Pamiętamy jaką burzę wywołał nieudany artykuł o wykryciu trotylu na siedzeniach prezydenckiego samolotu po katastrofie pod Smoleńskiem. Było to z pewnością skutkiem poczynań prokuratury, tym razem wojskowej, a wszelkie dementi czy sprostowania mogą już nużyć, a co najwyżej budzić zdziwienie. Przecież od katastrofy minęło już 2,5 roku, więc co tak intensywnie badano, skoro teraz musimy czekać kolejne 6 miesięcy, aby poznać ostateczne wyniki? Dziś, według słów prokuratora Szeląga musi nam wystarczyć oświadczenie, że mogło tak być, ale nie musiało.
Czy wystarczy to także rodzinom ofiar katastrofy – nie wiem. Czas podobno leczy rany, a oni przeszli już bardzo wiele, począwszy od niepotrzebnego szumu medialnego, a skończywszy na tragicznych pomyłkach z zamianą ciał. Na pytanie: „Czy mogło tak być?” już niestety odpowiedź jest znana, ale wiemy też, że powinna brzmieć ”nie powinno”.
ANNA GAUDY