Rozmowa “Gazety
Częstochowskiej” ze
Stanisławem Gościniakiem,
mistrzem świata w siatkówce i
trener AZS
Dzięki Panu AZS zaczął odnosić wielkie sukcesy. Jak
zainicjowała się Pana przygoda z częstochowską siatkówką?
– Z wielu propozycji wybrałem częstochowski AZS, bo chciałem
godzić studia z rozwojem sportowym. I trafiłem na
wspaniałych, młodych zawodników, którzy chcieli podnosić
swoje kwalifikacje, na mądrych działaczy i przychylnych
wykładowców, którzy nie blokowali rozwoju studentom grającym
w AZS. Czyli jest sukces całego środowiska akademickiego i tę
satysfakcję z okazji 70-lecia mają wszyscy. A ten jubileusz
złączył się z moim, osobistym.
Obchodzi Pan jubileusz 70. rocznicy urodzin? Gratuluję. Nie
ukrywajmy jednak, że Pana praca przyniosła złote owoce dla
AZS.
– Pracę trenera miałem w planach już będąc zawodnikiem. Gdy
studiowałem więc na warszawskim AWF-ie i występowałem w
reprezentacji, miałem możliwość obserwować różne zespoły i
ich taktyki. To przełożyłem na pracę trenerską, która stała
się moją pasją życiową, a realizowałem ją przy wsparciu wielu
działaczy. Stąd wyniki przyszły same.
Które z sukcesów stały się najważniejsze?
– Myślę, że pierwsze mistrzostwa Polski, które odbyły się w
Częstochowie i które zwieńczyliśmy złotym medalem, później
Puchar Polski i Super Puchar Polski. Mam też osobistą
satysfakcję, bo na ogół w AZS byli bardzo młodzi zawodnicy,
ale również utalentowani, i wielu z nich trafiało do
reprezentacji Polski. Tak ja na przykład Piotr Gruszka.
Jak Pan widzi obecną sytuację AZS?
– Są tam z pewnością ludzie, którzy analizują i pracują nad
rozwojem zespołu. Jako AZS-iak życzę zespołowi powrotu do
dobrej gry.
Czy przed 20-laty łatwiej się grało się. Co decydowało o tym,
że wyniki były zdecydowanie lepsze?
– Sądzę, że nie można porównywać tych okresów, bo to nie o
pieniądze chodziło, tak jak i teraz. To była i jest zawodowa
i profesjonalna liga, ale uwarunkowania były inne.
Ale z trenerką nie rozstaje się Pan. Teraz pod Pana opieką
jest zespół z „Norwida”..
– Bo to moja pasja.
I jak młodzi siatkarze się spisują?
– Zdobywamy kolejne mistrzostwa Polski juniorów i kadetów.
Jest fajna atmosfera w szkole.
Pana mistrz?
– Miałem ich wielu idolów, między innymi, japońskiego
rozgrywającego Nekodę czy Bułgara Korowa. Brałem z nich
przykład, ale do wyników dochodziłem poprzez wysiłek. Nie
była to dla mnie ciężka praca. Ciężko pracuje się w kopalni,
a sportowiec trenuje z pasją, zadowoleniem i oczekiwaniem na
coraz lepszy rozwój. Zawsze powtarzam moim podopiecznym, że
największym darem jest to, że są młodzi, uczą się siatkówki i
życia, a jednocześnie studiują. Nudy i zmęczenia na
treningach nie wyobrażam sobie.
URSZULA GIŻYŃSKA